Poprzednio:
— Co z nim?! — podbiegła do nauczycieli.— Pan Wood... — wyglądał na zszokowanego.
— On nie żyje... — podsumował Snape, jego głos był lekko załamany.
— C-co... — zakręciło jej się w głowie przez co upadła na ziemię tracąc przytomność.
Po tym, gdy Katia straciła przytomność, to pomfrey zajęła się dziewczyną. Położyła ją na łóżku w skrzydle szpitalnym i próbowała obudzić. Minęło trochę czasu zanim jej się to udało.
— C-co... co się stało? — powoli otworzyła oczy i spojrzała w stronę pielęgniarki.
— Straciłaś przytomność, kochanie... musisz odpocząć — usiadła na krześle obok brunetki.
— Czyli to był tylko zły sen, tak? — przypomniała sobie o wydarzeniach z łazienki.
— Posłuchaj... — dotknęła jej dłoni — to nie był sen.. Jack Wood nie przeżył... — spojrzała na łóżko obok, na, którym leżało ciało chłopaka.
— Jack... — oczy zaszły jej łzami — to nie może być prawda.. nie może... pomyliliście się! On żyje! On musi... — chciała wstać z łóżka.
— Leż — zatrzymała ją swoją ręką i pchnęła na materac — to już nic nie da, on odszedł, skarbie...
— A-Ale... — otarła łzę — to nie miało się tak skończyć... to nie miało tak być...
— Ciii, już spokojnie — objęła uczennice ramionami, przez co Katia od razu się w nią wtuliła.
****
Levi w tym czasie nie miał jeszcze pojęcia o śmierci Jacka. Stał przed umywalką w łazience i kątem oka obserwował reakcje gryfonów po rzuceniu na nich obliviate, Wszyscy wyglądali na zdezorientowanych, tylko Oliver zdołał podejść do ślizgona.
— Parker? — złapał się za głowę — co się stało? — popatrzył na chłopaka.
— Twój brat się z kimś pobił i chyba przegrał — silił się na spokojny ton — jest w skrzydle szpitalnym.
— Co! Ale, że Jack?! — złapał bruneta za ramiona i nim potrząsnął — muszę do niego iść! — nic więcej nie powiedział i szybko wybiegł z łazienki.
— Ja mam chyba dość na dzisiaj — jeden z nich popatrzył obojętnie na ślizgona, po czym zmrużył oczy zauważając krew na ustach i siniaki na policzku — a tobie to co się stało?
— Chciałem ich rozdzielić — powiedział patrząc w bok.
— Aha — zmierzył go z góry do dołu i wszyscy wyszli.
— uf... — oparł ręce o umywalkę i popatrzył na swoje odbicie — zasłużył sobie na to... — powiedział sam do siebie.
****
Oliver pobiegł w stronę skrzydła szpitalnego. Serce zaczęło mu bić szybciej, gdy zobaczył profesorów, którzy napięcie o czymś dyskutowali. Nie czekając aż skończą podszedł do nich szybkim krokiem.
— Gdzie on jest?! — przybiegł cały zdyszany i zatrzymał się przy Albusie — gdzie jest Jack?!
— Posłuchaj — dotknął jego ramienia — On... rany były za duże... krwawienia nie dało się zatrzymać, staraliśmy się go uratować, ale nie zdążyliśmy...
— C-co... ale, że... że Jack, że on... ale że jak! Jak to wykrwawił! Nie żyje?! Nie uratowaliście go?! Mój brat?! — oczy mu się zaszkliły.
CZYTASZ
Odrzucona ślizgońska miłość | Ślizgońska Dylogia I
FantasyKsiężyc to przyjaciel Deszcz to komfort Życie to piekło Dzień to koszmar Sen to niebo ...