Roz. 23: Nowe Przyjaźnie i Zabójczo Przystojny Mężczyzna

563 52 5
                                    

    Nie mogła przejmować się kolejnym rozczarowaniem. Miała dużo ważniejsze zadanie do wykonania niż przejmowanie się.
    —  To nic takiego. Normalna kolej rzeczy.
    Stała się słaba podczas tych kilku miesięcy. Dość słaba, by rozpaczać nad stratą gryfonki, która unikała jej niczym ognia, a następnie zraniła ją i jej dumę.
    I ona śmiała nazywać się ślizgonką? Zastanawiała się, czy mogła upaść jeszcze niżej.
    W drodze powrotnej do lochów ogarnęła ją wściekłość. Domyśliła się, że Severus zmanipulował ją, tak jak tego chciał i pewnie był z siebie cholernie zadowolony.
    Wpadła do salonu z zamiarem nawrzeszczenia na tego idiotę, ale zamknęła usta, zanim zdążył wydobyć się z nich choćby jeden dźwięk. Przywitał ją bowiem dość niecodzienny widok.
    Severus Snape nadal siedział w swoim fotelu, ale jego oczy i usta były zamknięte, co samo w sobie było rzadkością dla młodej dziewczyny. Zwykle prawie wcale się nie zamykały, więc wpatrywała się w to zjawisko zafascynowana. Jego twarz, zwykle obojętna lub ściągnięta w gniewie, wydawała się niezwykle łagodna i odprężona. Jeszcze nie miała styczności z takim wyrazem twarzy Severusa Snape'a.
    Niespodziewanie jej serce zaczęło bić mocniej. Dlaczego?
    Przestraszona przyłożyła dłoń do lewej piersi, jakby bojąc się, że wyrwie się z niej. Ostatnio ciało Mavelle dziwnie reagowało w obecność surowego mężczyzny. Dziwne ciepło w okolicy serca, lekki uśmiech kwitnący na ustach i chęć by ta chwila trwała dłużej – a to wszystko na widok tego zrzędliwego czarodzieja.
    Zrezygnowała z budzenia Severusa. Znała powód jego drzemki. Musiał być zmęczony tworzeniem silnych, niekoniecznie przyjemnych, eliksirów dla Zakonu, co skutecznie pochłaniało jego czas oraz energię. Niemal zapomniała o jego wkładzie w tę wojnę. Musiał pracować nad eliksirami podczas każdej jej nieobecności, a teraz w końcu zasnął. Z jednej strony nie miała serca go budzić, z drugiej zaś – była na niego wściekła. Ale ta wściekłość wyparowała w momencie, gdy go takiego ujrzała.
    Za nic nie przegapiłaby okazji, aby przyjrzeć mu się bliżej, równocześnie nie będąc skazaną na ponure lub złośliwe spojrzenia mężczyzny. I mogła mieć trochę odpoczynku od jego ciągłych wrzasków.
    Nogi poniosły ją w tamtą stronę zanim zorientowała się w sytuacji i już po chwili siedziała obok niego, w równie zielonym fotelu. Zamierzała dokończyć czytanie książki, którą znalazła dwa dni temu w bibliotece szkolnej, lecz zbytnio rozpraszał ją widok bezbronnego nauczyciela eliksirów, by mogła skupić się na treści. Zatem odłożyła lekturę na kolana i zaczęła przyglądać się bladej, łagodnej twarzy nauczyciela tak długo aż sama odpłynęła do krainy snów.
    Ostatnia myśl, tak lekka i płocha, zapewne zgorszyłaby pogrążonego we śnie Mistrza Eliksirów, gdyby tylko był w stanie ją odczytać.
    Mavelle bowiem zastanawiała się, już na granicy snu, jak wyglądałby prawdziwy, taki szczery, uśmiech Severusa.

    ***

    Kiedy dziewczyna obudziła się, Severusa nie było już w komnatach. Przyciągnęła się i nie bez zaskoczenia dostrzegła koc, który zsunął się z niej, gdy wstała.
    Czyżby Severus…
    Któżby inny miał to zrobić, jeśli nie on? Uśmiechnęła się mimowolnie i przez długi czas miała dobry humor. Do czasu aż przypomniała sobie o Cynthii. 
    Na samą myśl o spotkaniu z dziewczyną Mavelle przewracało się w żołądku. Przekonywała się przez resztę dnia, że za żadne skarby nie pójdzie, ale w końcu i tak to zrobiła. W dodatku w którymś momencie obiecała Severusowi, że nie będzie już uciekać. Ten podstępny nietoperz działał jej na nerwy.

    Tak więc skończyła pod salą eliksirów, w lochach, czekając na Cynthię. Jakże żałośnie się czuła.
    Czuła w ustach potworny gorzki posmak zdrady, a słowa, które gryfonka wykrzyczała jej w twarz, powróciły ze zdwojoną mocą.
    Poczuła się podwójnie zdradzona, kiedy okazało się, że Cynthia nie pojawiła się sama. Przywlekła ze sobą naburmuszoną Hermionę Granger. Również wyglądała na niezadowoloną z takiego obrotu wydarzeń.
    —  Co ona tu robi? —  warknęła Mavelle, nie mogąc powstrzymać złowrogiego spojrzenia, którym je obdarzyła.
    Cynthia wyprostowała się i wystąpiła na przód, broniąc ponurej gryfonki.
    —  Ma prawo tutaj być. To też jej sprawa i jest moją przyjaciółką.
    Pomiędzy nimi zapanowała długa cisza. Mavelle pozwoliła pozbierać Cynthii myśli, które miały zostać wypowiedziane tego wieczoru.
    —  Mavelle, przepraszam.
    Zaczęła od przeprosin. Bała się spojrzeć w oczy śligonki, więc próbowała skupić wzrok na czymś innym. Padło na coś, co znajdowało się za plecami Mavelle.
    —  Nie chodziło mi o twoją bliznę ani nic z tego rodzaju rzeczy!
    Mavelle nie odpowiedziała.
    —   Ostatnio bardzo zbliżyłaś się do Dracona  —  wydusiła z siebie niezręcznie, wykręcając palce.
    Dracon. Cały czas ten Dracon Malfoy! Miała już tego serdecznie dość.
    —  Niech wreszcie do wszystkich dotrze raz na zawsze, że nie jestem nim zainteresowana nawet w najmniejszym stopniu  —  syknęła najbardziej lodowatym tonem, którego nauczyła się od Severusa.
    Niemal umknął jej fakt, iż Hermiona wypuściła powietrze z ust z cichą ulgą. Kiedy to jednak do niej dotarło, zrozumienie uderzyło w nią całą mocą.
    —  Czy ona się w nim zakochała?
    Oczy Cynthii otworzyły się szerzej w zdumieniu, a dziewczyna za jej plecami szarpnęła się w oburzeniu.
    —  Jak śmiesz…!
    Cynthia zaczęła ją uspokajać, a Mavelle w międzyczasie próbowała ułożyć to wszystko w swoim umyśle. Tę złożoną układankę.
    Hermiona kochała się w Draconie. Cynthia na początku powiedziała, że to też jej sprawa. Ale jak to się łączyło? Miłość gryfonki i kłótnia z Cynthią? "Ostatnio bardzo zbliżyłaś się do Dracona". Mavelle niemal zachłysnęła się powietrzem. Czy mogło chodzić o coś tak głupiego?
    Przypomniała sobie pierwszy dzień, w którym zobaczyła syna Malfoya. Jak Cynthia zapytała z niepokojem w głosie, czy chłopak się jej podoba. Jak unikała o nim rozmowy, nerwowo zerkając w stronę stołu gryfonów.
    Gdzie siedziała Hermiona.
    Mavelle westchnęła w duchu, dopowiadając sobie resztę historii. Przeniosła wzrok na dwie gryfonki.
    —  Czy naprawdę chodziło wam tylko o tego drania?
    Obie przerwały przyciszoną rozmowę pomiędzy sobą. Granger wyglądała, jakby zaraz miała znów zaprotestować, ale Mavelle wtrąciła się zanim tamta zdążyła cokolwiek z siebie wydusić.
    —  Unikałaś mnie, bo chciałaś być wierną przyjaciółką, prawda? Myślałaś, że naprawdę coś do niego czuję? Naprawdę, Cynthio?
    Cynthia odwróciła wzrok z zażenowania. Hermiona natomiast była całkowicie zdezorientowana.
    —  Hej, o czym ona mówi?  —  Przyjrzała się zawstydzonej i w każdej chwili gotowej wybuchnąć płaczem dziewczynie.  —  To prawda?
    Cynthia pociągnęła nosem, podnosząc w końcu wzrok na Mavelle. Patrząc jej w oczy.
    —  Przepraszam. Po prostu nie mogłam jej stracić, rozumiesz? Zrobiłam wszystko, by jej nie zranić. Jest moją jedyną przyjaciółką. Jedyną prawdziwą.
    Mavelle patrząc na łzy spływające po jej policzkach, przypomniała sobie grupkę dziewczyn, która zawsze towarzyszyła Cynthii w Wielkiej Sali. Były to gryfonki, odznaczające się swoją urodą.
    Cynthia otarła łzy, odtrącając pomocną dłoń zmartwionej i zaskoczej Hermiony.
    —  Na piątym roku, przestałam być niską rudowłosą dziewczynką. Kiedy nagle zyskałam wzrostu i moje włosy stały się lśniące, tracąc nieco ze swojej marchewkowej barwy, zainteresowały się mną. Podeszły i powiedziały, że od teraz jestem jedną z nich. Byłam naprawdę szczęśliwa  —  wyznała z dziwną tęsknotą w głosie.  —  Ale potem zrozumiałam, że tak naprawdę liczył się dla nich mój wygląd. Rozmawiały o kosmetykach, przystojnych krukonach i ciuchach. Rzeczach, które mnie zupełnie nie interesowały. Na początku chodziły za mną wszędzie, by potem ograniczyć się jedynie do Wielkiej Sali. Zaraz potem jak dostrzegły, że różnię się od nich trochę za bardzo.
    Zaśmiała się cicho, z goryczą.
    —  Raz słyszałam jak mówiły, jakie to niesprawiedliwe, że uganiają się za mną super chłopcy, skoro nawet się nimi nie interesuję.
    Dziewczyna zamilkła, przypominając sobie swoje niby przyjaciółki. Uniosła głowę i posłała Mavelle błagające spojrzenie.
    —  Zrozum. Dlatego tak bardzo starałam się nie zrobić niczego, co by ją rozzłościło. Nie mogłam jej stracić.
    —  Ale mnie już tak?  —  wyrwało się Mavelle, a nutka goryczy wkradła się do jej głosu. Nie mogła się powstrzymać.
     
    Cynthia nabrała powietrza do płuc.
    —  To nie tak, znam Hermionę…
    —  Rozumiem, Cynthia. Naprawdę  —  powiedziała, czując nadchodzący ból głowy.  —  Po prostu… zrobiło mi się trochę przykro.
    Cynthia skinęła głową z posępną miną. Obie wpatrywały się siebie w milczeniu i Mavelle odczuła ulgę. Nie chodziło o to, że potępiała ją za tę bliznę. To jej wystarczyło.
    —  A ja nie  —  wtrąciła się nagle Hermiona, podpierając się pod boki.  —  Ja wcale nie rozumiem.
    —  To nic…  —  odparła Cynthia, chcąc ją uspokoić.
    —  Nie  —  przerwała jej gryfonka.  —  Dlaczego mówisz o mnie tak, jakby wcale mnie tu nie było?
    Cynthia skurczyła się w sobie, trochę zawstydzona swoim zachowaniem. Hermiona Granger wyglądała na poirytowaną, a Mavelle obserwowała obie z zaciekawieniem.
    —  Kto powiedział, że zostawię cię, jeśli zrobisz coś złego? Myślałaś, że znienawidzę cię, gdy się pokłócimy lub zaprzyjaźnisz się z kimś, kogo może nie będę lubić? Czyś ty do reszty straciła rozum?!
    Z każdym kolejnym pytaniem Cynthia wydawała się kurczyć coraz bardziej i tym razem otwarcie płakała, krztusząc się łzami i powietrzem. Spuściła głowę, ukrywając się przed wzrokiem wściekłej gryfonki.
    Hermiona westchnęła przeciągle i przyciągnęła dziewczynę do mocnego uścisku. Klepała ją delikatnie po plecach, czekając cierpliwie aż się uspokoi.
    —  Co ja z tobą mam…
    Cynthia objęła ją w pasie i wtuliła twarz w czarne szaty z odznaką prefekta naczelnego. Mavelle poczuła się nagle niezręcznie. Miała ochotę wycofać się i uciec do swojego dormitorium, jednak powstrzymał ją wzrok Granger.
    —  A ty  —  zaczęła, przyglądając się dziewczynie z namysłem.  —  Myślę, że mogłabym cię polubić. Niezależnie od tego czy lubisz Dracona, czy też nie.
    Cynthia nagle przestała płakać i uniosła głowę, by przyjrzeć się Hermionie z nieskrywanym zdumieniem.
    W przeciwieństwie do niej, Mavelle nie okazała swojego zaskoczenia. Zignorowała też dziwne ciepło, które rozlało się w jej sercu.
    —  Ustaliłyśmy już, co sądzę o Malfoyu. Gdybym mogła, nie spotkałabym go już nigdy więcej  —  przyznała zgodnie z prawdą.
    —  W takim razie…
    Mavelle i Cynthia przeglądały się jak Hermiona wyciąga rękę przed siebie i uśmiecha się szeroko.
    —  Hermiona Granger. A to moja głupia najlepsza przyjaciółka, Cynthia Wiggins.
    Mavelle nie zamierzała się wahać. Nigdy więcej.
    Uścisnęła wyciągniętą dłoń i również wyszczerzyła zęby.
    —  Mavelle Dayton. Miło mi was poznać.
    —  Co?
    Żadna z nich nie zwróciła uwagi na zdezorientowaną gryfonkę, wciąż wtuloną w objęcia starszej dziewczyny.
    Hermiona Granger wyglądała na zadowoloną.
    —  Zatem niech to będzie nasz pierwszy dzień.
    Odwróciła się i ruszyła w stronę dormitorium gryfonów, ciągnąc za sobą oniemiałą Cynthię Wiggins.
    —  Naprawdę? Naprawdę będziemy wszystkie przyjaciółkami?!
    Mavelle uśmiechnęła się lekko, słysząc wreszcie oddalający się podekscytowany głos Cynthii i serdeczny śmiech Granger.
    Ostatecznie zyskała więcej niż na to zasługiwała.
 
    *** 

Kusicielka [Całość] ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz