Roz. 40: Ostateczne Starcie i Ciało Pokryte Liśćmi

1.1K 70 21
                                    

    Powietrze było wilgotne i lodowate. Przeszywało go na wylot, do szpiku kości, wraz z grozą, wstrząsającą jego narządami.
    Wokół tańczyły cienie i obce sywletki, ale on mógł widzieć tylko to, co znajdowało się u jego stóp. Nie można było już nazwać tego czegoś kimś. Ciało nie miało w sobie życia, myśli, żadnego ciepła, uczucia.
    Było puste.
    Było mieszaniną poszarpanych ubrań, rozerwanego mięsa, puklów włosów i liści. Nie należało już do nikogo. Niezamieszkane, zmaltretowane, zarżnięte.
    Rozwarte w niemym krzyku usta i oczy - dwa nieruchome świetliki. Zamarłe w powietrzu, wykrzywione palce, wygięte kończyny i zdeformowane fragmenty.
    Severus poczuł łzy skapujące z jego brody, tuż na policzek zimnego trupa. Nie potrafił się poruszyć. Patrzył w dół, nie mogąc odwrócić wzroku, chociaż dałby wszystko, by to uczynić.
    Nie chciał w to wierzyć, nie mógł – nie potrafił. Wmawiał sobie, że to nie ona, łudził się, że to jakaś śmierciożerczyni, ktoś, ktokolwiek inny.
    Dopóki nie zerwał się gwałtowny wiatr i nie odsłonił brudnych pukli włosów, ukazując w pełni bladą twarz trupa.
    Nagle powietrze zniknęło.
    Istniały tylko rozdzierające gardło wrzaski.
    
    ***

    Severus nie był przygotowany, gdy nadszedł ten dzień. Nikt nie był gotowy, chociaż przez ostatni czas przygotowano się jedynie do tego i tylko tego się obawiano.
    Gdy Lucjusz pojawił się przed jego oczami, mężczyzna złapał go za ramię i zaciągnął w kąt; pozbawiony przerażonych ludzi, zamieszania – powietrza przesiąkniętego paniką i strachem.
    —  Zwariowałeś?!  —  wysyczał, nie bawiąc się w żadne uprzejmości.  —  Gdyby ktoś cię zobaczył...
    —  Przyszedłem poprosić cię o przysługę  —  wtrącił ostro Lucjusz, chociaż twarz miał wykrzywioną w niemej desperacji.
    Severus wypuścił jego ramię ze stalowego uścisku i cudem powstrzymał się od jadowitych komentarzy i ukatrupienia swojego najlepszego przyjaciela tu i teraz.
    —  Czego chcesz?
    Gdy przyjrzeć się bliżej, Lucjusz garbił się i wyglądał na tak szaleńczo wykończonego, że w niczym nie przypominał już dawnego arystokraty ani wielkiego pana Malfoy Manor, na którego się kreował. Jakby ubyło z niego życia.
    —  Musisz chronić Mavelle podczas wielkiej bitwy.
    Słysząc jej imię, spływające z ust Malfoya, Severus poczuł dziwny dreszcz przebiegający wzdłuż jego kręgosłupa. Nie słyszał go od tak dawna, że stało się dla niego niemal obce.
    —  Co to ma znaczyć?  —  zapytał, nie rozumiejąc. Czy to możliwe, że Mavelle wróciła? Dlaczego akurat teraz, gdy lada moment mieli zmierzyć się z Czarnym Panem?
    Lucjusz westchnął i oparł się o ścianę za sobą, jakby koniecznie potrzebował oparcia w tym momencie.
    —  To chyba pora, byś dostał swoje odpowiedzi. Powinieneś wiedzieć.
    Coś w tych słowach drżało, skrzypiało – długo skrywany sekret powoli wymykał się z potrzasku, na zewnątrz.

    —  Kształtowałem i modyfikowałem moagię Mell w ten sposób, by wraz z magią Czarnego Pana działały na siebie jak magnesy, jeszcze zanim się narodziła.
    To nie było coś, czego spodziewał się Severus. Nigdy w życiu nie wpadłby na to, że podobne słowa mogłyby wydostać się z jego ust.
    —  O czym ty bredzisz?
    —  Voldemort czerpał z jej źródła nieustannie i zyskiwał moc. Stał się uzależniony od jej magii. Wykradłem od niego Mell rok temu i powierzyłem tobie  —  wyznał nieco ciszej, nie patrząc czarnowłosemu mężczyźnie w oczy.  —  Im dłużej pozostaną w odosobnieniu, tym bardziej Czarny Pan osłabnie – a kiedy ponownie się spotkają, moc, którą posiada Mavelle, uderzy w niego z wielką siłą.
    — Organizm Voldemorta nie wytrzyma czegoś takiego i jego własna moc unicestwi go nim się spostrzeże. Czyż to nie genialne, Severusie?!
    Podczas tych paru chwil oczy Lucjusza rozbłysły, a Severus mógł ujrzeć jego dawną energiczność i zachwyt.
    —  Co się stanie z twoją córką?
    Po minie starszego poznał, że trafił w samo sedno. Mężczyzna wyglądał, jakby cała krew odpłynęła z jego organizmu.
    —  Istnieje pewna … szansa  —  Jego oddech nieco przyspieszył.  —  ...że przeżyje to starcie.
    Severus przez chwilę myślał, że się przesłyszał. Jednak im dłużej próbował spojrzeć prosto w oczy Lucjusza, docierało do niego, że to jednak nie sen.
    —  Szansa?  —  wysyczał przez zaciśniętą szczękę. Gdyby było to możliwe, w tamtym momencie mógłby zabić Lucjusza samym swoim spojrzeniem.
    Malfoy wyraźnie wyczuł niebezpieczeństwa wiszące w powietrzu, bo cofnął się bezwiednie o kika kroków, a jego ciało spięło się. Przełknął nerwowo.
    —  Oczywiście to nie tak, że zginie w tym samym czasie co Voldemort. Być może ten proces będzie trwał dłużej niż przypuszczam i…
    Severus wiele by dał, aby się teraz obudzić. Nie chciał wierzyć, że Lucjusz naprawdę zrobił coś takiego.
    —  Poświęcisz swoją własną córkę z taką łatwością?  —  zapytał z niedowierzaniem, krzywiąc się przez nadmiar uczuć, które próbowały wydostać się spod jego kontroli.
    —  Nie rozumiesz! Ona od początku była tylko zastępstwem Dracona!
    Lucjusz machał dłońmi, całkowicie rozbity, podczas gdy Severus czuł się, jakby ktoś wepchnął go pod zimną, głęboką wodę i trzymał tam siłą, nie pozwolając uswobodzić się z okrutnej pułapki.
    —  Czarny Pan wymagał ode mnie całkowitego posłuszeństwa, a kiedy odmówiłem mu mojego syna w szeregach Śmierciożerców, zażądał bym podarował mu kogoś innego. Także z mojej krwi. Nie mogłem, nie byłem w stanie poświęcić Narcyzy!
    —  Więc znalazłem jakąś nic nieznaczącą, brudną czarownicę półkrwi i postarałem się, by dała mi dziecko. Gdy dowiedziałem się, że mój plan się powiódł, poczułem ogromną ulgę, której nie zaznałem nigdy wcześniej. Ocaliłem moją rodzinę, Severusie! Byliśmy bezpieczni, ja, Draco i Narcyza.
    —  Coś ty narobił, Lucjuszu… Podarowałeś jej życie, tylko po to, by potem je odebrać? Miała spędzić je z przekonaniem, że musi umrzeć?!
    Schował twarz w dłoniach, próbując odgrodzić się od widoku tego obcego mężczyzny i ułożyć to wszystko w jedną całość.
    —  Jak mogło do tego dojść?
    Z gardła Lucjusza wydobył się ochrypły śmiech, który jednak nie miał w sobie ani ksztyny wesołości. Był pełen goryczy.
    —  Sally wychowywała ją przez pierwsze lata, a ja wysyłałem potrzebne środki, by zapewniła jej i sobie dobrobyt.
    —  Gdy nadszedł czas i przybyłem po nią, dowiedziałem się, w jaki sposób ta kobieta roztrwoniła pieniędze, jak traktowała małą. I nie czułem nic, Severusie. Nic. To dziecko było mi obce.
    Jego spojrzenie także takie było – przerażało Severusa, chociaż wciąż nie mógł do końca zrozumieć wszystkiego, co wydostawało się z jego kłamliwych ust.
    —  Zabrałem ją do Sarah, która miała dbać o jej edukację, maniery i poznawanie świata. Chociaż obiecałem małej powroty na jej urodziny, zawsze ich unikałem, by nie przywiązać się do małej. Gdyby tak się stało, wszystko ległoby w gruzach – nie mogłem czuć do niej nic, by swobodnie oddać ją w ręce tego potwora. Draco albo ona. Wybór wydawał się oczywisty!
    —  Gdy Czarny Pan powiadomił mnie, że czeka, przyprowadziłem Mavelle tuż pod jego stopy. Chociaż wiedziałem, że stanie się zabawką dla śmierciożerców, popchnąłem ją w ich stronę, gdy szczerzyli swoje kły. Chociaż moje uszy krwawiły od jej krzyków, potrafiłem myśleć tylko o tym, że Dracon jest bezpieczny.
    Jego głos załamał się i stracił na swojej mocy. Snape pragnąć zatkać swoje uszy lub zamknąć mu usta, jednak pozostał w bezruchu. Niemo. Nie potrafiąc nic zrobić.
    —  Jednak nie myśl, że znaczyła tylko tyle! Uczyniłem ją wybawieniem, największym asem w naszym rękawie, Severusie!
   
    Severus nie mógł uwierzyć w to, co słyszał. Jednak wszystko układało się w logiczną całość.
    —  Jesteś potworem, Lucjuszu  —  wysyczał, czując jedynie złość.
    —  Nigdy tego nie chciałem! Pragnąłem, by Dracon miał normalne, szczęśliwe życie; dbałem o niego i jego dobrobyt od jego narodzin.
    —  Więc dlaczego prosisz, bym ją bronił? Skoro nic do nie czujesz?
    —  Problem w tym, że po drodze...  —  Lucjusz zawahał się po raz pierwszy, wyglądając na zagubionego  —  ...zdążyłem ją pokochać. Pewnego dnia Czarny Pan chciał bym udowodnił, że jestem mu całkowicie posłuszny; że byłbym w stanie skrzywdzić własne dziecko, jeśli tylko by tak rozkazał.
    Severus od razu połączył fakty. Historia Mavelle. Blizna. Lucjusz, który „nie chciał" przyczynić się do jej powstania, a jednak to zrobił.
    —  Wtedy... wtedy gdy uśmiechnęła się do mnie tak ciepło, pomimo tego, że celowałem w nią różdżką  —  wyszeptał z nieobecnym wzrokiem, już całkiem zrozpaczony  —  poczułem, że nie potrafię tego zrobić; że ją kocham. Nieważne jak bardzo chciałem wyprzeć się tych uczuć, one zawsze tam były. Wiedziałem, że łzy i przeprosiny nic nie dadzą, że nigdy nic jej tego nie zrekompensuje, ale pomimo tego, zrobiłem to, a moje dłonie trzęsły się, jak jeszcze nigdy dotąd.
    Zbyt wiele. To było stanowczo zbyt wiele. Severus odwrócił się niezgrabnie i pomaszerował chwiejnym krokiem w stronę wyjścia. Jak najszybciej. Musiał opuścić to miejsce jak najszybciej.
    —  Proszę!  —  krzyknął Lucjusz.  —  Przez wzgląd na naszą przyjaźń, chroń ją na polu bitwy!
    Czarnowłosy zatrzymał się, z trudem powstrzymując się od wybuchnięcia. Po tym wszystkim nadal sądził, że Severus mu wybaczy...?
    —  Zrobiłbym to bez żadnego słowa z twojej strony.
    Gdy Severus był pewny, że Malfoy nie ma już nic więcej do powiedzenia, wyprostował się i odszedł. Czując tak potężną furię, że jedynie jej siłą mógłby zamordować Czarnego Pana gołymi rękami.
    Ciemne korytarze, adrenalina pulsująca w jego ciele, okrutne poczucie winy, choć nie zrobił niczego złego; wszystko to towarzyszyło mu w drodze do lochów.
    Fotel, na którym siedziała. Książki, które czytała. Filiżanka, z której piła. Zostały porzucone i miały już nigdy nie wrócić do swojej właścicielki.
    Martwe ciało pokryte błotem i liścmi, tonące w szkarłatnej kałuży krwi. Łzy mieszające się z deszczem.
    Brakowało mu tlenu.
    
     ***

Kusicielka [Całość] ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz