Była zbyt zajęta powstrzymywaniem łez, by zwrócić uwagę na liścik podążający za nią od dłuższego czasu. Dopiero gdy uderzył ją w czoło, zatrzymała się i otworzyła go.
„Czekaj na mnie w Magicznej Menażerii."
Domyśliła się, że to pochyłe pismo należało do jej opiekuna, dlatego przez chwilę miała ochotę zmiąć wiadomość i ruszyć w zupełnie innym kierunku, ale powstrzymała się. Na drugiej stronie napisała niedbałe „w porządku" i odesłała karteczkę do właściciela. Uznała, że jest mu winna posłuszeństwo za wcześniejszy wybryk, więc szukała Magicznej Menażerii. Okazała się być na samym końcu wiązanki budynków, zaraz po aptece Sluga i Jiggera. Zaraz po zobaczeniu budynku pojęła, że to sklep zajmujący się sprzedażą magicznych stworzeń. Jak się później sama przekonała niektóre istoty nie koniecznie były magiczne.
Kiedy znalazła się w środku, przywitały ją wrzaski, piski, skrzeki i syki różnych, przedziwnych zwierząt, których nigdy wcześniej nie miała okazji zobaczyć. Na ścianach piętrzyły się różnej wielkości klatki, a na ziemi walały się skrzynie, w których zapewne znajdował się asortyment do opieki nad zwierzętami. Jednak w miarę jak zbliżała się do sprzedawczyni, stojącej za ladą, hałas cichł, jakby sklep oswoił się już z jej obecnością. Dlatego podskoczyła przestraszona, gdy jeden z rozwścieczonych kruków rzucił się na ścianę swojej klatki, przeraźliwie kracząc i wbijając w nią spojrzenie czarnych oczu, przypominających jej małe koraliki.
— Proszę się nie bać. Nic pani nie zrobi!
Sprzedawczyni była ciemnowłosą, wysoką kobietą z przyjaznym wyrazem twarzy. Mavelle zastanawiała się czy wszyscy tutaj są tacy mili, czy po prostu to ona miała szczęście, że trafiła na tych ludzi.
— Chyba nie przypadłam mu do gustu — zauważyła, zerkając z niepokojem na zwierzę.
— Ależ skąd! — zaprzeczyła żarliwie, posyłając krukowi karcące spojrzenie. — Uwielbia straszyć mi klientów. To strasznie uparty i dumny ptak.
Zwierzę jak na zawołanie wypięło dumnie pierś, łopocząc czarnymi jak smoła skrzydłami i choć klatka była stosunkowo mała, wcale nie ograniczała jego ruchów. Mavelle z rozbawieniem zrozumiała, kogo przypomina jej ten „strasznie uparty i dumny ptak".
— To nie był komplement! — Kobieta zignorowała jego głośne krakanie i znów skupiła się na Mavelle. — Więc chce pani kupić jakieś magiczne zwierzę?
Jej promienny uśmiech przez chwilę onieśmielił dziewczynę, która pomimo kaptura naciągniętego na twarz, widziała go doskonale.
— Nie. Mam tu zaczekać na swojego opiekuna — wyjaśniła dziewczyna, spodziewając się, że w takim razie sprzedawczyni będzie zawiedziona.
Jednak ta nadal uśmiechała się życzliwie, oferując miejsce do siedzenia. W Menażerii był tylko jeden mały taborecik i stał akurat obok klatki kruka, który łypał na nią groźnie, widocznie niezadowolony z faktu, że musi dzielić z nią swoje cenne powietrze. Dziewczyna usłuchała sprzedawczyni, uważnie obserwując zwierzę spod kaptura.
— Może w międzyczasie spodoba się pani jakieś, kto wie? Mamy mnóstwo rodzajów ropuch. Znajdziesz tu też kuguchary, niuchacze i małe puszki pigmejskie! I koty wszelkiej maści! — Wskazywała po kolei na małe i duże klatki, wracając do lady energicznym krokiem.
Mavelle w tym czasie przestała rozglądać się po Menażerii i skupiła swoje myśli na czymś innym niż rodzina Lucjusza. Zastanawiała się, czy gdyby ładnie poprosiła Snape'a, ten pozwoliłby jej na zatrzymanie jednego ze zwierząt.
Dobrze byłoby mieć towarzysza, który pomógłby Mavelle jakoś przetrwać czas spędzony w Hogwarcie. Kogoś, kogo by znała. Mimo że w żaden sposób tego nie okazywała, trochę bała się tamtego miejsca.
Wszyscy tam znają się już pewnie od wielu lat. Co będzie, kiedy ona, obca dziewczyna, wtargnie do ich społeczności, przez nikogo nieproszona? Nie będzie nikogo, z kim mogłaby porozmawiać całkowicie swobodnie tak, jak robiła to z Lucjuszem.
Stop. Te myśli zdecydowanie idą w złym kierunku.
— Au!
Posłała krukowi groźne spojrzenie, ale on chyba był zbyt zadowolony, że dosięgnął jej kaptura, by się tym przejąć. Szarpiąc za czarną pelerynę, zahaczył ostrym dziobem o jej policzek, z którego zaraz spłynęła strużka krwi.
— Na Merlina, co za złośliwe ptaszysko! Przepraszam za niego, czy wszystko z panią...
Kobieta umilkła tak nagle, że dziewczyna poderwała głowę do góry. Zwierzęta także ucichły, nawet kruk znieruchomiał, pozwalając by materiał wyślizgnął się z jego dzioba. Mavelle nadal badała wzrokiem sparaliżowaną sprzedawczynię, wpatrującą się w twarz dziewczyny z niezwykłą intensywnością. Po chwili spuściła wzrok, speszona.
— Przepraszam.
I wycofała się z powrotem do swojej lady, udając, że w pełni pochłonęły ją papiery. Mavelle z beznamiętną miną sięgnęła po kaptur i naciągnęła na głowę tak, by znów zasłaniał całą lewą stronę oszpeconej twarzy. Kruk więcej nie sięgnął kaptura, a kobieta nie spojrzała na potencjalną klientkę ani razu.
Mavelle siedziała spokojnie na taboreciku. Przybita i pozbawiona złudzeń, co do tego, że sprzedawczyni uśmiechnie się do niej raz jeszcze. Zaczęła żałować, że jednak posłuchała się Snape'a. Czuła się teraz jak intruz.
Drzwi sklepu otworzyły się, a w nich stanął wysoki, odziany w czerń mężczyzna.
O wilku mowa.
Podniosła się z miejsca tak gwałtownie, że prawie wywróciła taborecik i niemal podbiegła do mężczyzny, chcąc opuścić to miejsce jak najprędzej. Zatrzymał ją, kiedy skierowała się w stronę wyjścia. Ścisnął jej ramię zdecydowanie zbyt mocno, nawet jak na niego.
— Jeszcze nie wychodzimy.
Był zły. Widziała jak jego klatka piersiowa unosi się szybko i opada, dostrzegła zaciśnięte szczęki i lodowaty ton. Tym razem jednak jego gniewu nie mogła spowodować ona. Przynajmniej tak się jej wydawało.
Spojrzał na coś ponad jej ramieniem.
— Pani Bern.
Skinął krótko głową, nieco się uspokajając. Pociągnął Mavelle w stronę klatek, a ona nie oponowała, wiedząc, że w tym stanie lepiej nie denerwować go bardziej.
— Wybieraj.
Przyjrzała mu się ponownie. On jednak nawet na nią nie zerknął, był całkowicie skupiony na zwierzętach albo tak jej się z początku zdawało. Tak naprawdę wzrok miał nieco nieobecny, jak gdyby myślami znajdował się w zupełnie innym miejscu. Na ułamek sekundy stracił kontrolę nad mimiką swojej twarzy i Mavelle aż wzdrygnęła się, widząc czyste oblicze furii.
— Mogę? Naprawdę? — spytała z lekkim niedowierzaniem, ostrożnie. — Jest pan pewien?
To odciągnęło go od myśli, których treści dziewczyna nie miała ochoty poznawać. Spojrzał na nią tak, jakby dopiero teraz przypomniał sobie o jej istnieniu. Być może przed chwilą naprawdę był gdzieś indziej. Gdzieś bardzo daleko.
Posłał jej zirytowane spojrzenie.
— Uważaj, bo zmienię zdanie.
Uśmiechnęła się jedynie połową ust, by nie zauważył, jak się ucieszyła i jak jej ulżyło, że znów zachowuje się normalnie. Przynajmniej na tyle normalnie, na ile może zachowywać się Mistrz Eliksirów.
Przyjrzała się kotom, czując na sobie dwa intensywne spojrzenia, rzeczywiście miały wiele kolorów sierści. Były białe, rude, brązowe, czarno-białe...
Pochyliła się i przyjrzała się bliżej czarnemu.
— „Czarne koty są lojalnymi, czarującymi zwierzątkami" — przeczytała etykietkę.
— Cóż, nie będzie raczej stanowił zagrożenia dla innych uczniów — stwierdził, krzywiąc się nieco i zwrócił się w stronę sprzedawczyni: — Nie macie jakichś bardziej drapieżnych?
Kot syknął cicho, a Mavelle zaśmiała się. Rozglądnęła się znów, starannie omijając wzrokiem kobietę, która przypatrywała się im z dziwnym wyrazem twarzy. Wzrok dziewczyny zatrzymał się na jednej klatce, w której znajdowało się zwierzę, przypatrujące się jej bacznie przez cały czas.
Mavelle uśmiechnęła się.
— A co pan powie na kruka?***
— Mamy wszystko, czego potrzebowaliśmy. Wynośmy się stąd — odparł Severus, pozwalając Mavelle na uczepienie się jego ramienia, kiedy teleportowali się z powrotem na Spinner's End.
Przez krótką chwilę wnętrze domu wirowało w oczach dziewczyny, przez co poczuła się jak na karuzeli. Utrzymała równowagę w przeciwieństwie do kruka, który przewrócił się w klatce i teraz leżał na lewym boku, kracząc cicho. Zachichotała, zaciągając się zapachem starego domu.
Udała się do swojego pokoju po tym, jak zauważyła, że czarnowłosy dawno zniknął za drzwiami swojego gabinetu, zostawiając ją samą w hallu. Mimo wszystko nadal wydawał się zdenerwowany, ale Mavelle przeczuwała, że do jutra przejdzie mu i znów będą mogli czytać w ciszy aż do zmroku.
Postawiła klatkę na biurku, a potem przyjrzała się swojemu zwierzęciu uważnie.
— Nie skrzywdzisz mnie już, prawda? — spytała, oczekując jakiejkolwiek reakcji. Jednak jedyne, co robił ptak, to odwzajemnił jej spojrzenie. Jego wzrok wydał się dziewczynie hardy, wyzywający. „No dalej, przekonaj się sama ", mówił.
Z lekkim wahaniem otworzyła klatkę, a kruk wyleciał z niej jak z procy. Zasłoniła twarz rękoma, kuląc się przed atakiem, który nie nadszedł. Zwierzę poszybowało w górę i zaczęło krążyć nad jej głową, niczym sęp. Ręce Mavelle opadły wzdłuż ciała, kiedy obserwowała z fascynacją, jak pięknie wygląda w locie. Wylądował na tym samym biurku, daleko od czarnej klatki.
— Nie martw się. Nie zamierzam więcej zamykać cię w tej klatce — wyjaśniła, w między czasie wyciągając z torby nowo zakupione książki. Te z Esów i Floresów, jak i te do Hogwartu, kupione przez czarnowłosego mężczyznę. — Obrona Przed Czarną Magią, hmm?
Czuła się podekscytowana tym, że być może nauczy się tam czegoś nowego. Postanowiła nie zamartwiać się tym, jak to będzie i skupić się na pozytywach. Jednak słowa pani Bern zaniepokoiły ją bardziej, niż się tego spodziewała. Usłyszała je, gdy sprzedawczyni zatrzymała Snape'a przed opuszczeniem sklepu. Mavelle trzymała już swojego kruka i, udając, że jest nim całkowicie pochłonięta, podsłuchiwała.
„— Panie Snape, widziałam twarz tej dziewczyny i myślę, że może spotkać ją wiele przykrości, gdy wybierze się do Hogwartu. Nie jestem pewna czy to jednak dobry pomysł, by zgadzać się na coś tak...
— To nie pani sprawa — uciął rozmowę nauczyciel, a kobietę przeszył dreszcz, kiedy mężczyzna spojrzał na nią tymi zimnymi oczami. — W dodatku obawiam się, że zmiana zdania jest niemożliwa, gdyż dyrektor oficjalnie zgodził się i poinformował o nowym uczniu kadrę nauczycielską. Wszystko jest już ustalone."
Wmawiała sobie, że kobieta się myli. Może na początku wzbudzi sensację, ciekawość, ale potem wszystko ucichnie. Na pewno.
Przygotowała krukowi małe posłanie z zwiniętej sukienki letniej, której nigdy więcej nie założy i sama zakopała się pod kołdrą, ze świadomością, że rok szkolny rozpocznie się już niedługo.
— Dobranoc... kruku.
Muszę nadać mu imię.
Nie zgasiła małej lampki, stojącej przy łóżku. Nie chciała, nie potrafiła.
I zasnęła, nie wiedząc, że tej nocy koszmar powróci.
CZYTASZ
Kusicielka [Całość] ✓
Fiksi Penggemar(Severus x OC) „W pana przypadku samotności nie da się mierzyć we łzach. Gdyby tak było, odwodniłby się pan dawno temu" Severus - na prośbę Lucjusza - zajmuje się dziewczyną, którą ten przygarnął. Jego spokojne życie dobiega końca i wypełnia się Mav...