Roz. 18: Grzech i Nie Warta Go Kara

532 42 3
                                    


    "A potem umarła".
    Tak byłoby łatwiej, pomyślała, leżąc w Skrzydle Szpitalnym. Po raz kolejny. Obiecała sobie, że już nigdy więcej się tu nie pojawi.
    Gdyby wtedy umarła, nie musiałaby się już niczym martwić. Pansy, Draconem, Lucjuszem, misją, która ją przerastała, a nawet świadomością, że po jej wykonaniu odejdzie. Jednak byli ludzie, których nie mogła zawieść i nie zamierzała tego robić.
    Wpatrywała się w przestrzeń, wciąż czując ból w klatce piersiowej i  marząc o jednym, spokojnym dniu, w którym nic się nie wydarzy i będzie mogła przeleżeć w łóżku pełną dobę. Oczywiście nie licząc tego w łóżku szpitalnym, którego miała dość.
    W takim stanie zastali ją odwiedzający.
    —  Dzień dobry, panno Dayton. Jak się pani dziś czuje?
    A jak się może czuć osoba, która zaliczyła bliskie spotkanie ze ścianą z niewyobrażalną prędkością oraz siłą, łamiąc sobie przy tym prawie wszystkie kości i uszkadzając narządy wewnętrzne?
    Uśmiechnęła się.
    —  Świetnie, panie dyrektorze.
    Nie mogła nie zauważyć Mistrza Eliksirów i jego ostatencyjnego przewrócenia oczami.
    —  Jeżeli zamierzasz kłamać, najpierw powinnaś się tego nauczyć.
    Albus zachichotał cicho, ale nie dość dyskretnie, by Mavelle tego nie usłyszała.
    —  W takim razie potrzebuję nauczyciela.
    —  Masz ich aż nadto.
    —  Jak na razie nie nauczyłam się od nich NICZEGO. Bez urazy.  —  Zerknęła w stronę dyrektora. Ten wydawał się być jedynie niezmiernie rozbawiony tą konswersacją.
    —  Może więc powinniśmy wysłać cię do jakiejś szkoły specjalnej?
    —  Podziękuję  —  odparła, a potem uśmiechnęła się drapieżnie  —  Severusie.
    Albus umilkł i przyglądnął się im, ciekawy reakcji mężczyzny. Jednak on zacisnął tylko szczęki, a jego prawa powieka zadrgała.
    —  A pan? Jak się pan dziś miewa?
    —  Nigdy nie czułem się lepiej  —  powiedział swoim głębokim, poważnym głosem. Jednak Mavelle widziała, że wyprowadziła go z równowagi.
    —  Zapewniam, panno Dayton, że wszyscy cieszymy się z pani powrotu do zdrowia  —  odparł dyrektor i posłał czarnowłosemu mężczyźnie znaczące spojrzenie.
    Ten tylko znów przewrócił oczyma i wymamrotał:
    —  Oczywiście, dyrektorze. Tyle że to ja będę musiał znosić jej obecność, a pan będzie siedział w swoim gabinecie, zupełnie nieświadomy mego cierpienia.
    Albus zaśmiał się, widząc jak jego pracownik odgrywa rolę ofiary, choć sam "dręczy" innych uczniów.

    Potem umilkł, jakby nagle coś sobie przypominając i wrócił spojrzeniem do Mavelle.
    —  Ktoś chyba chce z panią porozmawiać  —  dodał, zerkając niepewnie za siebie.  —  Zostawmy je same, Severusie.
    Mistrz Eliksirów prychnął tylko gniewnie i ruszył do wyjścia, pokazując w ten sposób, że czekał na to z utęsknieniem od samego początku. Mavelle roześmiałaby się, gdyby nie lekki ból w klatce piersiowej i niechęć urażenia dumy czarnowłosego czarodzieja. Dyrektor jednak nie miał oporów i opuścił skrzydło szpitalne, chichocząc w swój rękaw.
    
    Dostrzegła nauczycielkę transumutacji, siedzącą w rogu pomieszczenia – skrywała się w cieniu, więc Mavelle nie mogła zobaczyć wyrazu jej twarzy. Nauczycielka wstała i podeszła do jej łóżka. Powoli, z wahaniem.
    —  Panno Dayton.

    ***
    —  Musi pani zrozumieć, że to była decyzja, którą podjęłam w ułamku sekundy. I będę żałować jej do końca swoich dni. Nie wiem co mogłabym zrobić, by to pani wynagrodzić, ale obawiam się, że taka rzecz nie istnieje. Jeżeli jednak miałaby pani jakieś życzenie, natychmiast je spełnię!
    Mavelle spojrzała w zielone, kocie oczy i dojrzała w nich poczucie winy oraz strach. Jej spojrzenie było pełne udręki i Mavelle zrozumiała natychmiast, co musiała powiedzieć.
    —  Nie musi pani nic robić, profesor McGonagall. Wybaczam pani.
    —  Na Merlina, przecież prawie panią zabiłam!
    Nauczycielka musiała czuć się okropnie, dopiero teraz Mavelle to zrozumiała.
    Uśmiechnęła się łagodnie, dobrodusznie.
    —  Nic mi nie jest, proszę pani. To nie była pani wina, ale jeśli chciałaby pani usłyszeć to z moich ust, to pani wybaczam. Wykonywała pani tylko swój obowiązek, chroniąc uczniów i nieumyślnie doprowadziła do tego wypadku.
    Kobieta szukała jeszcze jakiejś oznaki, że dziewczyna sobie z niej kpi. Lecz w porę pojęła, że uczennica naprawdę jej przebaczyła. Odegnała zdradzieckie łzy, mrugając przesadnie. Wciąż nie mogła uwierzyć, że była w stanie zrobić coś takiego.

    Minerwa skinęła głową. Jednak jej głowę zaprzątała jeszcze jedna kwestia.
    —  Czy możesz mi wyjaśnić, dlaczego zaatakowałaś pana Malfoya?
    Nie umknęło uwadze kobiety, że dziewczyna zadrżała, słysząc to nazwisko. Spuściła głowę, zaczęła się trząść, ale z jej oczu nie wypłynęła ani jedna łza. Nie, ona nie płakała. Nie mogła.
    —  A więc wyjaśnisz to później dyrektorowi. Nie zdążyłam wyjaśnić mu tej sytuacji.
    Dziewczyna zerwała się z łóżka i ruszyła w stronę wyjścia, trochę kulejąc i sycząc przy co drugim kroku, lecz wciąż nie zwracając uwagi na protesty nauczycielki.
    —  Muszę iść teraz, póki pani Pomfrey śpi. Z pewnością nie puściłaby mnie w takim stanie.
    —  I miałaby rację!
    Mavelle jednak zniknęła już za drzwiami. Starsza kobieta ruszyła w ślad za nią szybkim krokiem, kręcąc głową i wzdychając krótko.
    —  Tak uparta.

    ***

    Dumbledore był zszokowany, widząc dziewczynę, która wpadła do jego gabinetu niczym huragan.
    —  Chciałabym wyjaśnić całą sprawę.
    Albus chciał już powiedzieć, że to może poczekać i powinna wracać do łóżka, ale nie pozwoliła mu wtrącić słowa.
    —  Dracon Malfoy sprowokował mnie, ale nie powinnam wszczynać z nim bójki. Zdaję sobie sprawę z tego, że to niewybaczalne  —  powiedziała, nagle tracąc koncentrację. Jej wzrok zagubił się gdzieś wśród wszystkich ksiąg, ale tylko na chwilę.  —  Wiem też, że za taki wybryk, mógłby mnie pan wyrzucić. Przepraszam. Przyjmę każdą karę.
    Dyrektor westchnął ciężko, dojrzwszy w drzwiach nieco zdyszaną Minerwę. Przeniósł swoke przenikliwe spojrzenie na Mavelle.
    —  Panno Dayton, nie mam zamiaru pani wyrzucać. Wierzę, że to już nigdy się nie powtórzy.  —  Dziewczyna odetchnęła cicho z ulgą, jednak nie odezwała się, wciąż dostrzegając zamyśloną minę starca.  —  Co do kary, owszem, będzie musiała pani ją odbyć. Nie mógłbym sprawić, żeby konsekwencje poniosła tylko jedna strona.
    Mavelle wpatrywała się w Albusa Dumbledore'a z napięciem, gdy w jego oczach pojawiła się figlarna iskierka.
    —  Pani i pan Malfoy. Czuję, że to byłaby niezwykła przyjaźń.
    Mavelle gwałtownie zbladła, a McGonagall chyba chciała protestować, ale dyrektor uciszył ją ostrym spojrzeniem.
    Ślizgonka dostrzegła nieugiętość w oczach Albusa i skinęła głową, czując drżenie swoich dłoni. Czuła się jak Cynthia Wiggins podczas lekcji eliksirów.
    Jednak jedyne, co naprawdę mogła zrobić, to przyjąc karę i w milczeniu wycofać się z gabinetu. McGonagall obserwowała, jak dziewczyna wychodzi, trzęsąc się, jakby nagle zrobiło się jej niezmiernie zimno.
    Potem spojrzała na starca.
    —  To było okrutne z twojej strony, Albusie. Dobrze wiesz, jaką nienawiścią się darzą.
    Jednak jego poważna mina i surowy wyraz twarzy nie uległy zmianie.
    Kilkanaście metrów dalej, Mavelle osunęła się na ziemię, słaba i bezradna, mając łzy w oczach.
    Czując, że nigdy nie zdoła wykonać swej kary.

Kusicielka [Całość] ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz