talkless: 26

309 44 27
                                    


4 wrzesień 2027

Wszystko było zupełnie inne, ale kiedy spoglądał na budynek, czuł się znów jak beztroski dziewiętnastolatek. Taeyong stał tępo przed swoim domem, wolny, bez skutych kajdankami nadgarstków, pierwszy raz od ośmiu lat. 

Przekręcił klucz w zamku, a przywitała go głucha cisza. Nie był nawet tykania zegara, bo przecież nie miał go wymienić w nim baterii. Podstawił niepewny krok do przodu, a kiedy znalazł się w salonie, do oczu napłynęły mu łzy. Był w ciepłym, bezpiecznym domu, ale zupełnie sam. 

Trzy lata temu strażnik przekazał mu list. Wtedy dowiedział się, że jego tata zmarł na zawał serca. Taeyong poczuł się tragicznie, a pobyt w więzieniu stał się jeszcze gorszy. Cały czas myślał o tym co się stało. Z listu dowiedział się, że jego tata spisał już testament i przekazał mu wszystko co miał. Pogrzebem pana Lee zajęła się jego siostra, o której istnieniu Tae nie miał nawet pojęcia.

Jego pokój był cały czas taki sam, tyle że bardziej zakurzony. Ściany pokrywał ten sam kolor, na łóżku leżała jego ulubiona pościel w koła, na półkach były ustawione podręczniki z ostatniej klasy liceum. Te czasy były dla niego tak strasznie odległe. Otworzył swoją szafę i wyciągnął kilka ubrań. Wzrostu mu nie przybyło, a w zamknięciu jedynie schudł, więc spokojnie się w nie zmieścił.

Na ramiona zarzucił płaszcz, a po zakluczeniu drzwi zbiegł na dół. Pierwszą rzeczą jaką chciał zrobić było odwiedzenie swojego taty. Dotarcie na cmentarz przypominało mu to sprzed kilku lat. Wsiadł w ten sam autobus, przystanek wyglądał stale tak samo. W liście ciotka wspomniała mu gdzie pochowany jest jego ojciec. Miejsce było niedaleko wejścia, więc dość szybko je znalazł. Gdy zauważył tam imię i nazwisko swojego rodzica zapłakał cicho i klęknął przy pomniku.

– Przepraszam tato... Że nie było mnie wtedy przy tobie – wychrypiał.

Położył głowę na płycie nagrobka, jakby chciał poczuć, że jego tata jest przy nim i go przytula. Miał świadomość, że z perspektywy osób trzecich wyglądał jak wariat, ale właśnie tego potrzebował.

– Mam nadzieję, że jest Ci tam lepiej... Jestem już wolny wiesz? W końcu mogę wyjść na spacer do parku, położyć się spać we własnym łóżku. Ale dlaczego mimo to czuje się tak strasznie?

Odpowiadał mu tylko lekko powiewający wiatr, przez który wieniec przy grobie się poruszał. Mimo że Taeyong miał jakieś pieniądze, wiedział że musi znaleźć pracę. Przecież nie mógł pójść teraz na studia, musiał zarabiać na swoje życie.

Po jeszcze kilkunastu minutach chłopak podniósł się i wolnym krokiem wyszedł z alejki. Pomyśl, że może powinien odwiedzić Doyounga i opowiedzieć mu o czymś, więc skręcił w drugą stronę. Kiedy był już niedaleko zauważył, że ktoś stoi przy pomniku i odpala znicza. Zatrzymał się i od razu poczuł zdenerwowanie.

– Coś się st- Taeyong?

Brunet przyjrzał się kobiecie i rozpoznał w niej matkę Doyounga... i swoją. Spojrzał na nią wystraszony, a ona zrobiła podobną minę.

– Co ty tutaj robisz? – zrobiła krok do tyłu.

– Minęło osiem lat.

Kim zacisnęła usta w wąska linie. Targały nią mieszane uczucia, nie wiedziała jak powinna zachować się w jego towarzystwie.

– Po co przyszedłeś tutaj?

– Do taty.

– Słucham? – kobieta wytrzeszczyła oczy – O-on nie żyje?

– Zmarł trzy lata temu.

Taeyong miał wrażenie, jakby kobieta miała rozpaść się na kawałki. Jego oczy się zeszkliły, a zanim zdążył się odezwać, zapytała:

– Gdzie jest pochowany? – wydukała.

– Przy ogrodzeniu, na końcu. 

Nie zważając w ogóle na Taeyonga, kobieta ruszyła w powiedziane przez jego miejsce. Czarnowłosy obejrzał się tylko za nią i westchnął cicho. Oboje skończyli beznadziejnie. 

Usiadł na ławce i spojrzał na złoty napis. Kim Doyoung, zmarł pierwszego lipca dwutysięcznego dziewiętnastego roku. Brzmiało to dla niego jak sto lat, mimo że było to tylko lub aż osiem lat. 

– Cześć Doyo... Wróciłem. Pamiętam jak byłem tu u ciebie pierwszy raz i zapytałem, czy te kilka lat w więzieniu to wystarczająca kara. Właściwie nadal nie wiem, ale wydaję mi się, że tak. Nic już nie zwróci ci życia, ale wiedz, że tak bardzo tego żałuję, z każdym dniem coraz bardziej. Zostałem już zupełnie sam. Tata nie żyje, z Jaehyunem ostatni list wymieniłem chyba z cztery lata temu – obtarł łzę, parskając cicho pod nosem – Czego się spodziewałem? Przeczuwałem to od kiedy powiedział, że oprócz miłości czuje do mnie nienawiść. A mama... nie powinienem jej tak nawet nazywać, na pewno sobie tego nie życzy. Mam nadzieję, że jest ci dobrze gdziekolwiek jesteś. Do kiedyś – powiedział po zapaleniu znicza pani Kim, którego zdmuchnął wiatr.

Kiedy był już przy wejściu coś pokusiło go do wrócenia do pomnika swojego taty, żeby zobaczyć czy Haneul tam była. Zauważył z odległości, że klęczała podobnie tak jak on wcześniej i chyba coś mówiła. Niepewnie podszedł i położył dłoń na jej barku. Kobieta lekko zadrżała, ale nie odezwała się, a nawet położyła swoją dłoń na tej Taeyonga. 

– Oboje zostaliśmy sami – wyszeptała.

– Jak się pani czuje? – odchrząknął.

– Nie pamiętam kiedy ostatni raz się uśmiechnęłam. Teraz nie jesteśmy tacy sami jak kilka lat temu. Ja zapłaciłam za swoje, a ty za swoje. Mam nadzieję, że to wszystko się już skończy...

ㅅㅅㅅ

can't you see me| jaeyongOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz