Perspektywa Krzycha
Dziękowałem Bogu za to, że mogłem znowu trzymać Vicky w swoich ramionach. Nie potrafiłem opisać co czułem, kiedy dowiedziałem się o jej chorobie. Wiedziałem jednak, że mimo wszystko nie chce jej zostawić i wspierać ją w tym wszystkim.
Delikatnie głaskałem głowę dziewczyny, nie chcąc jej obudzić. Była taka piękna i bezbronna. Bałem się wziąć ją w ramiona, aby jej nie skrzywdzić. Nagle jej oczy zaczęły się otwierać.
– Dzień, dobry księżniczko. – powiedziałem, po czym złożyłem pocałunek na czole ukochanej.
– Dzień, dobry.
Przez następne kilka minut leżeliśmy, przytulając się. Czułem, że w końcu zaznamy szczęścia. Wiedziałem również, że własnymi siłami pokonamy chorobę Vicky. Nie potrafiłem wyobrazić sobie życia bez niej, bo jeżeli Vicky nie ma to mnie też.
– Kochanie? – zapytała.
– Tak?
– Musimy wstać... Mam do załatwienia kilka spraw...
– Jakich spraw?
– Jeżeli chcesz, abym została już z tobą muszę odebrać dyplom ukończenia studiów i pozamykać swoje sprawy w Nowym Jorku...
– Dobrze, ale polecimy tam razem.
– Dobrze! Tak się cieszę! – powiedziała, uradowana, po czym zaczęła się szykować.
Kilkanaście godzin później byliśmy już w Nowym Jorku. Prawie całą drogę rozmawialiśmy z Vicky o naszej przyszłości. Zdecydowaliśmy poczekać ze ślubem, dopóki dziewczyna nie skończy chemioterapii, a musiała najpierw ją zacząć. W czasie, kiedy Vicky załatwiała sprawy na mieście ja postanowiłem przygotować jej niespodziankę z okazji walentynek. Zdążyłem z dopięciem wszystkiego na ostatnią chwilę. Teraz całe mieszkanie czekało pięknie przystrojone na przybycie Vicky. Czułem, że ta noc będzie nasza. Dwoje kochanków połączonych węzłem miłości. Czego więcej można chcieć?
– Kochanie!
– Niespodzianka! – krzyknąłem wbiegając przed oblicze Victorii.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, co Vicky trzymała w rękach, a raczej kogo. To było...dziecko... malutkie dziecko. Prawdopodobnie noworodek.
– Kto to, to jest? – zapytałem.
– Kamilka... Moja cór–
Dalszej części nie słyszałem, ponieważ zemdlałem. Nie wiedziałem, o co w tym wszystkim chodzi. Jakie dziecko, jaka córka? Nie minęło dużo czasu, kiedy się obudziłem.
– Co się stało?
– Zemdlałeś... wszystko dobrze?
– Tak.... Co to za dziecko?! – zapytałem odsuwając się od dziewczyny.
– Już ci mówiłam. Moja córka chrzestna.
– Chrzestna? – zapytałem zdziwiony.
– Chrzestna... A co myślałeś, że rodzona? – powiedziała, po czym zaczęła się śmiać.
Okazało się, że kiedyś Vicky pomogła pewnej ciężarnej dziewczynie i ona teraz poprosiła ją to by została matką chrzestną dla jej dziecka. Vicky przez to wszystko o tym zapomniała i dopiero telefon od dziewczyny przypomniał jej o spełnieniu prośby. Matka Kamili musiała dzisiaj wieczorem załatwić ważną sprawę i zostawiła córkę pod opieką Vicky. I tak nasz romantyczny wieczór we dwójkę, zamienił się w wieczór we trójkę.
Przyglądając się dziewczynie poczułem jak bardzo chciałbym mieć taką córeczkę, którą bym mógł chronić i kochać. Byłaby oczkiem w mojej głowie i spełnieniem moich marzeń.
– Ma nadzieję, że mnie też ofiarujesz takim pięknym dzieckiem, Panie...
W tym momencie usłyszałem jakiś hałas za sobą. Kiedy się odwróciłem zauważyłem Vicky.
– Coś się stało? – zapytałem.
– Nie, nic...
– Przecież widzę.
– Czuje się beznadziejnie... Wiem jak bardzo pragniesz dziecka, ale... ja nie będę mogła ci go dać... Nie zdążę...
– Zabraniam ci tak mówić! Nie umrzesz! Wyzdrowiejesz, zostaniesz moją żoną i matką moich dzieci... pamiętaj, że zawsze będę cię kochał i będę przy tobie.
– Wiem i ja... Też cię kocham... Będę walczyć dla nas... – powiedziała, po czym mnie pocałowała.
CZYTASZ
(Nie) Poczciwi |Poczciwy Krzychu x OC Fanfiction| (ZAKOŃCZONE)
أدب الهواةDruga część „(Nie) Poczciwości" Victoria i Krzychu przez kilka lat musieli żyć w związku na odległość. W końcu przychodzi ostatni rok studiów Vicky. Czy w końcu zdecydują się na ślub? A może coś skłani ich do szybkiej decyzji? Ile będą musieli przej...