XX. „Przerywamy..."

135 7 1
                                    


3/5

Perspektywa Vicky

Tak bardzo cieszyłam się z tego, że jestem w ciąży. Ten dar od boga był dla mnie naprawdę szczególny. Pod moim sercem rozwijało się drugie życie. Owoc miłości mojej i Kamila. To, co czuje myśląc o tym, że już za kilka miesięcy wezmę w ramiona moją małą istotkę, nie da się opisać słowami. Moje przemyślenia, przerwał wchodzący do pokoju Kamil:

– Dzień, dobry!

– Dzień, dobry! A co się stało, że mój ukochany mąż przynosi mi śniadanie? – zapytałam, widząc tacę w rękach chłopaka.

– Nie ma jakiegoś szczególnego powodu... Od teraz będę traktował cię jak królową! – powiedział, po czym podał mi posiłek.

Nic nie mówiąc zabrałam się za jedzenie. Od kilku dni czułam się trochę lepiej. Dzisiaj miałam mieć wizytę u lekarza. Obawiałam się, że mogą wystąpić jakieś komplikacje.

O ustalonej wcześniej godzinie stawiliśmy się przed gabinetem doktora. Dopiero dzisiaj mieliśmy powiedzieć mu o ciąży i baliśmy się najgorszego.

– Witam państwa... Przeglądałem ostatnie wyniki badań... niestety będziemy musieli zmienić leki i kroplówki na mocniejsze... Nie będę państwa okłamywał... Nie jest dobrze...

– Doktorze... czy ja umieram? – zapytałam. – bo jeśli tak to proszę, aby moje dziecko nie umarło... niech ono żyje... – powiedziałam, czując pojedynczą łzę na policzku.

– Robimy... – przestał mówić i prawdopodobnie dopiero teraz zrozumiał co powiedziałam. – Jest pani w ciąży?

– Tak... To początki.

Jego wyraz twarzy, kiedy mu odpowiedział sugerował, że się zmartwił.

– Co się stało?!

– Nie... aczkolwiek... – próbował coś powiedzieć.

– Co się dzieje?! Proszę powiedzieć. – powiedział zdenerwowany Kamil.

– Musimy zmniejszyć chemioterapię do najsłabszej, bo inaczej upośledzi ona dziecko... Nowe leki, jakie miała pani zacząć przyjmować są bardzo mocne. mogłyby zrobić krzywdę pani, jak i dziecku... – powiedział. – Jest jeszcze druga opcja, aczkolwiek bardzo trudna...

– Jaka? – zapytał Kamil.

– Przerwiemy ciążę...

– Co?! Nigdy! Nie pozwolę na zabicie mojego dziecka!

Po tych słowa od razu opuściłam gabinet lekarza. Jak mógł coś takiego powiedzieć. Zaraz obok mnie pojawił się Kamil. Zrobił to, czego najbardziej teraz potrzebowałam – mocno mnie przytulił. Czułam jego obecność i wsparcie.

– Nikt nie odbierze nam naszego dziecka... Ani mi ciebie... Nigdy...

                                                                                        ***

Od tego straszliwej wizyty u lekarza minęło już trochę czasu. Razem z Kamilem postanowiliśmy zmienić naszego lekarza prowadzącego i w tym samym czasie usłyszeliśmy pierwszy raz bicie serca naszego dziecka.

Prawie codziennie wraz z Krzychem słuchaliśmy tego odgłosu na nagraniu, które chłopak zrobił. Byłam tak bardzo szczęśliwa, ale gdzieś z tyłu głowy jakiś głos podpowiadał mi, że to nie koniec zmartwień. Ten rok był szczególnie bolesny. Wszystkie rozstania moje i Kamila, śmierci mamy... a raczej cioci... Te wszystkie doświadczenia sprawiły, że stawałam się coraz silniejsza, aby jakiś czas później znowu upaść. Pomocną dłoń podawał mi wtedy Kamil. Był przy mnie i mnie wspierał. Codziennie modliłam się o jego marzenie i Bóg w końcu mnie wysłuchał. Podarował nam dziecko... Nasze wspólne życie...

– Jestem już cały twój. – powiedział Kamil po posprzątaniu ze stołu po kolacji.

– Cieszę się. – powiedziałam, po czym go pocałowałam. – Idziemy spać...

Kilkanaście minut później gotowa do spania czekałam na Krzycha, który był obecnie w łazience.

– Wreszcie! – powiedziałam, kiedy już wyszedł.

– Dobranoc, skarby moje. – powiedział, po czym pocałował mnie i mój brzuch.

Poczekałam kilka sekund, po czym powoli usiadłam.

– Kochanie? – zapytałam.

– Tak?

– Bo ja... chciałabym... Kochasz mnie?

– Oczywiście.

– Bo ja mam... ochotę... na lody i... czekoladę... – powiedziałam speszona.

– Moja kochana żoneczka ma zachcianki? – zapytał, śmiejąc się.

– Dobra... już nieważne...

– Oczywiście, że ważne! Dla mojej żony i dziecka zrobię wszystko... A teraz przepraszam, ale muszę udać się w odpowiednie miejsce... A jeszcze coś?

– Może napiszę ci wszystko w smsie.

Kilka minut później usłyszałam dźwięk odjeżdżającego samochodu.

– Słonko... twój tatuś jest taki kochany... – powiedziałam, kładąc rękę na brzuchu. – Zrobi dla nas wszystko... Skarbie... Wybacz mamusi... Pamiętaj, że mamusia zawsze będzie cię kochała i będzie czuwała nad tobą... Będzie twoim aniołem stróżem... Wybacz mi, że cię opuszczę... Tatuś będzie cię kochał za mamusię i tatusia...

– „Pamiętaj mnie, choć rozłąki idą dni.

Pamiętaj mnie i otrzyj smutku łzy.

Nieważne gdzie mnie rzuci los, bo pamięć w sercu trwa.

Niech koi cię mój słodki głos w samotną noc jak ta...

Pamiętaj mnie, chociaż odejść muszę stąd.

Pamiętaj mnie, gdy gra gitary gorzki ton.

Jestem obok tu jak tylko ja potrafię być.

Aż znów w ramiona wezmę cię.

Pamiętaj mnie..*"


*Pamiętaj mnie – Maciej Stuhr, Julia Jarema (piosenka z filmu „Coco")

(Nie) Poczciwi |Poczciwy Krzychu x OC Fanfiction| (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz