30. I że go kocham

861 57 28
                                    

Przedostatni dzień wakacji rozpoczął się leniwym porankiem. Chłopcy co prawda dzień wcześniej nie pili alkoholu, jednak po przebudzeniu zdecydowanie czuli się, jakby byli na kacu. Obaj nastolatkowie wstali dużo wcześniej, jednak woleli leżeć i udawać, że jeszcze śpią. Chris nie miał zamiaru puszczać Eliego z uścisku, w którym trzymał go, odkąd zasnęli, a Eli nie miał zamiaru się z niego uwalniać. Leżeli tak ponad trzy godziny, próbując zasnąć, jednak ich myśli były wtedy w kompletnie innym miejscu.

Chris nie chciał nawet myśleć o tym, co nastąpi później. Za pięć minut, za pięć godzin, za pięć dni, za pięć tygodni, miesięcy i lat. Nie wyobrażał sobie tego, widział przyszłość jako niewyraźne kontury czegoś, co było tak nierealne, że mógłby powiedzieć, iż nigdy nie nadejdzie. A tu jednak nadeszło. Dzień, którego tak bardzo się obawiał i którego tak bardzo nie chciał. Dzień, do którego zmierzało wszystko to, co działo się przez ostatnie dwa miesiące.

Dla ludzi dookoła trzydziesty sierpnia oznaczał, że za niedługo będzie trzeba wracać do szkoły, ciepła pogoda zacznie powoli ustępować jesiennemu chłodowi, a zielone trawy w parkach pokryją się uschniętymi, żółto-pomarańczowymi liśćmi. Jednak dla Chrisa oznaczał on dużo więcej. Dobrze pamiętał o tym, że aby zakwaterować się w nowym akademiku i przygotować na studia w Nowym Jorku, Eli musiał wyjechać z Chicago trzydziestego sierpnia. Ba, pamiętał. Myślał o tym codziennie, jednak wydawało się to... nierealne. Odległe. Jakby ten dzień miał być tylko iluzją wytworzoną w jego umyśle, a w rzeczywistości nigdy nie nastąpić.

Nastąpił. Przy ścianie stały już spakowane walizki Eliego, a na podjeździe czekało auto, które już za kilka godzin miało z niego odjechać i już więcej się na nim nie pojawić.

Eli ścisnął rękę blondyna. Prawie, jakby w telepatyczny sposób zrozumiał, o czym myśli i pragnął pokazać mu, że jest obok. Jeszcze.

- Nie śpisz już długo, prawda? - zapytał Elijah, opierając głowę na ramieniu chłopaka.

- Jakieś trzy godziny - odparł zniechęconym głosem Chris - A ty?

- Gdzieś tak dwie i pół.

Chris przysunął się do chłopaka i lekko pocałował go w usta. Może nie powinien tego robić, może lepiej byłoby odpuścić sobie kontakt fizyczny i przygotowywać się na to, że już za niedługo nastąpi jego deficyt. A może właśnie lepiej byłoby utrzymywać go jak najwięcej, tworząc jego zapasy na przyszłość? Sam nie wiedział. Serce podpowiadało jedno, rozum drugie. Chciał słuchać się serca, jednak dobrze wiedział, że gdyby się go posłuchał, skończyłoby się tym, że schowałby się w bagażniku ukochanego i pojechał z nim do domu.

- Ile będziesz jechał? - zapytał Chris, chcąc rozpocząć jakoś rozmowę.

- Około trzynastu godzin do Dallas, ale biorę stamtąd tylko potrzebne rzeczy i pojutrze wyjeżdżam do Nowego Jorku.

Ponownie nastała między nimi cisza. Eli nie miał ochoty na rozmowy, jednak nie był przyzwyczajony do takiej ciszy. Zazwyczaj, jeśli panowało między nimi milczenie, znaczyło to, że albo byli już zmęczeni rozmową i chcieli poprzytulać się w ciszy, albo spali. Tym razem była to inna cisza. To była cisza niekomfortowa, męcząca, oplatająca ich z każdej strony i powodująca, że chcieli zapaść się pod ziemię, mimo tego, że zupełnie nic się nie stało. Co zresztą mieli sobie powiedzieć? Obaj wiedzieli, o czym drugi myśli. Jakakolwiek wymiana zdań nie miałaby sensu.

- Kocham cię - powiedział krótko Eli i przybliżył swoje usta do warg blondyna.

- Kocham cię - odpowiedział Chris i pocałował szatyna. To była pierwsza rzecz tego dnia, która spowodowała, że blondyn lekko się uśmiechnął.

Don't Let Me Go [bxb]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz