Dzieci bawiące się na placu zabaw nieopodal domku swoimi głośnymi krzykami dość skutecznie zaburzały poczucie spokoju Eliego. Tak przynajmniej chciał myśleć, jednak prawda była oczywiście inna. Mimo tego, że chłopak był mocno obrażony na Chloe, jej nieobecność, a co gorsza, nieświadomość tego, gdzie jest stresowała chłopaka. Fakt, miał on jej dość i w sumie po dłuższym zastanowieniu nawet cieszył się z tego, że nie było jej w domku, lecz nadal była ona jego dziewczyną i nie chciał, aby blondynce coś się stało. A tymczasem nie wiedział nic. Chloe po prostu wyszła. Rozpłynęła się w powietrzu wraz ze zniknięciem z pola widoku szatyna. Niepewność go dobijała, chociaż ciężko było to nazwać strachem, gdyż Eli dobrze wiedział o przebiegłości ukochanej i był prawie pewny, że ta siedzi teraz u którejś ze swoich koleżanek.
Słabemu samopoczuciu szatyna wydawało się, że nic nie pomoże. Po przebudzeniu miał on przynajmniej resztki nadziei mówiące, iż dziewczyna mogła wrócić i pójść spać do głównej sypialni, jednak nie zastał jej ani tam, ani nigdzie indziej w domku. Czyli dziewczyna znowu go unikała. Brzmiało to dla Eliego nieco irracjonalnie - przecież ciężko się unikać, mieszkając razem w jednym letniskowym domku z dwoma pokojami, salono-kuchnią i łazienką. A jednak, jeśli ktoś miał dokonać niemożliwego, mogła to zrobić tylko Chloe Elliott.
Eli wstawił jedynie wodę do czajnika w celu zrobienia sobie mocnej rozpuszczalnej kawy z nadzieją, że może to postawi go na nogi i da jakąkolwiek chęć na zrobienie czegokolwiek. To jednak nie nastąpiło, choć w pewnym sensie pobudziło chłopaka. Mógł wręcz powiedzieć, że dało mu dodatkową energię na robienie niczego. Nie było to może dokładnie to, czego potrzebował, ale w tamtym momencie wszystko było mu już kompletnie obojętne. Miał po prostu nadzieję, że Chloe żyje i ma się względnie dobrze, chociaż momentami mściwa część osobowości szatyna przejmowała kontrolę nad jego myślami, powodując, że Eli miał jednak nadzieję na to, że dziewczyna też się zamartwia i jest nieszczęśliwa bez niego. Nie mógł nic poradzić na to, że ciężko było mu się w pewnym sensie pogodzić z tym, że Chloe potrafi żyć bez niego.
A on nie. I to był właśnie największy problem - Chloe dawała sobie radę sama. Nie przeszkadzał jej brak ludzi, była w stanie dostosować się do sytuacji i czuła się tak samo dobrze w towarzystwie siebie samej, przyjaciół, rodziny i chłopaka. Potrafiła się odnaleźć wszędzie niezależnie od okoliczności. A Eli? Wydawało mu się, że bez Chloe jego życie traci sens, albo przynajmniej dużo trudniej czerpać z niego przyjemność. Nie był do końca świadomy tego, że ta wykorzystuje jego emocjonalność i nadmierną czasem lojalność do dostawania tego co chce, ale nie przeszkadzało mu to. Do pewnego momentu. Momentu, który dwa dni temu został osiągnięty.
Nadal mimo to nie wyobrażał sobie życia bez Chloe. Czy było to spowodowane samą osobą dziewczyny? Niechęcią do samotności? Miłością? Sam nie wiedział. Miał jedynie pewność, że przez te lata związku, z każdym dniem blondynka stawała się coraz bardziej integralną częścią jego życia. Za to dziewczyna dystansowała się od tego, zresztą tak, jak od wszystkiego. Jakby był to mały ułamek jej życia, którego zniknięcie co prawda zauważy, ale nie zmieni jej jakoś bardzo. W tym właśnie miała przewagę nad Elim - ona była gotowa po prostu wyjść, gdy miała go dość, a on płakał po niej minutę później.
Tym razem tego nie chciał. Starał się być ponad to. Zaskakująco dobrze mu się nawet to udawało. Poza zwykłą, ludzką, empatyczną troską o bezpieczeństwo dziewczyny, nie czuł żadnej potrzeby jej obecności. Czuł się jak na odwyku od jakiegoś mocnego narkotyku, jednak w tej późniejszej części, gdy uzależniony patrzy jedynie z politowaniem na swoje dawne dokonania i czuje ulgę, że rzucił. Oczywiście, nadal zależało mu na dziewczynie, a przynajmniej tak uważał, jednak stawało mu się to coraz bardziej obojętne. Była to obojętność naturalna, nie wynikająca ze zmęczenia nadmiernymi emocjami, a bardziej z czystego braku potrzeby bytu dziewczyny obok niego.
CZYTASZ
Don't Let Me Go [bxb]
RomanceDwa miesiące w skali życia to nawet nie jeden jego procent. Dwa miesiące to okres, który, ciekawie spędzony, może minąć zanim zdążymy mrugnąć. A mimo to w trakcie dwóch miesięcy nasze życie może odwrócić się o sto osiemdziesiąt stopni. Szczególnie...