Ulewa, która rozpętała się tego dnia na ulicach San Francisco, była jedną z najgorszych od dawna. Co prawda widok deszczu w listopadzie nie zdziwiłby Chrisa, gdyby był w Chicago, jednak ta część USA była zupełnie innym miejscem, w którym mieszkańcy na widok trzech centymetrów deszczu byli gotowi brać urlopy z pracy i nie posyłać dzieci do szkoły. Blondyn także chętnie wziąłby sobie wolne, jednak świadomość tego, że to ostatni rok studiów, a on już na samym początku roku ma frekwencję godną wyrzucenia z uniwersytetu, postanowił, że mimo wszystko pójdzie na zajęcia.
Na jego nieszczęście, tego dnia dłużyły się one nadzwyczajnie, a gdy już usłyszał magiczne słowa wykładowcy o tym, że mogą wracać do domu, po wyjściu napotkała go gigantyczna ulewa, przez którą ledwie przebrnął do auta. Cały przemoczony, musiał wracać do mieszkania na drugim końcu miasta tylko po to, aby jego ukochany opieprzył go za to, że zabłocił im cały korytarz. Żyć nie umierać.
Mimo tego, że mieszkał w tym mieście już ponad cztery lata, Chris nadal momentami gubił się w okolicy. Albo nagłe korki powodowały, że musiał korzystać z objazdów, albo roboty drogowe uniemożliwiały mu przejazd najszybszą drogą. Tym razem zaskoczyło go coś zupełnie innego - deszcz, który tylko przybierał na sile i powodował, że kierowcy ledwie widzieli ulicę przed sobą. W związku z tym Chris musiał zwolnić, a do domu wrócił pół godziny później, niż planował.
Blondyn szybko zdjął zamoczony płaszcz i położył go na kaloryfer w celu wyschnięcia. Zauważył także, że cała torba z zeszytami i notatkami była mokra. Tego dnia wszystko wydawało się być przeciwko chłopakowi.
- Wróciłem - krzyknął Chris, zdejmując buty - Jakoś.
- Nareszcie - zawołał głos ze środka mieszkania - Czekałem z obiadem już godzinę, teraz to w sumie kolacja.
- Nie zależy mi na tym, jak to nazwiesz, tylko na tym, jak to będzie smakować.
Chris rzucił swoją torbę w kąt przedpokoju. Notatki skrupulatnie kradzione od innych studentów przez ostatnie trzy miesiące chyba stały się już bezużyteczne. Zresztą, Chris i tak nie miał planów się dziś uczyć. Uczenie się w trakcie semestru było dla niego rzadkością. Najczęściej kończyło się tak, że chłopak kładł się na łóżko, otwierał zeszyt i zasypiał kilka minut później z zeszytem na twarzy. Do nauki potrafił się zmusić tylko tydzień przed egzaminem, gdzie przez całą noc nie spał, pijąc energetyki i czytając zeszyty po kilkanaście razy z prędkością światła. Co więcej, ta metoda widocznie działała, skoro i tak zawsze zdawał.
Chris szybko zdjął z siebie przemoczoną koszulę i rzucił ją na sofę, wchodząc do salonu. Od razu przywitał go znajomy, ironiczny wzrok.
- Widzę, że dzisiaj zaczynamy grę wstępną wcześniej - powiedział Kyle, przełączając kanał w telewizji.
- I dzisiaj możesz liczyć najwyżej na taką grę wstępną, bo jestem cholernie zmęczony - odparł Chris, po czym założył podkoszulkę leżącą na krześle i usiadł na kanapie, wtulając się w bok bruneta.
- Moje kochanie po raz pierwszy w tym semestrze zrobiło cokolwiek związanego z edukacją? - zaśmiał się Kyle - Nie martw się, na dzisiaj planuję tylko zjeść kolację i iść spać. Możemy obejrzeć jakiś film, jeśli chcesz.
- Późnieeeej - zajęczał Chris - Teraz jestem głodny, daj mi coś.
- Zrobiłem kurczaka z warzywami - odparł brunet z dumą - Jest naprawdę dobry, zaraz przyniosę.
Brunet wstał i pobiegł wprost do kuchni, a blondyn położył się bezsilnie na kanapie. Uwielbiał to, jak bardzo Kyle się o niego troszczył. Chłopak zazwyczaj kończył zajęcia wcześniej, więc zawsze robił dla niego obiad, który i tak ostatecznie stawał się kolacją, bo gdy Chris już poszedł na wykład (co, szczególnie w ostatnim czasie, nie zdarzało się często), to wracał w godzinach prawie wieczornych. Kyle momentami był tak opiekuńczy, że blondyn ledwo go poznawał. Przemiana z nieodpowiedzialnego, roztrzepanego chłopca, którym był jeszcze kilka lat temu w dojrzałego mężczyznę, za którego chciał w najbliższym czasie wyjść, była naprawdę niesamowita. Był to prawdopodobnie główny powód tego, dlaczego chłopcy w ogóle do siebie wrócili.
CZYTASZ
Don't Let Me Go [bxb]
RomansaDwa miesiące w skali życia to nawet nie jeden jego procent. Dwa miesiące to okres, który, ciekawie spędzony, może minąć zanim zdążymy mrugnąć. A mimo to w trakcie dwóch miesięcy nasze życie może odwrócić się o sto osiemdziesiąt stopni. Szczególnie...