wpis #25

39 11 17
                                    

15 kwietnia 2020

W mojej klasie jest dziewczyna, z którą spędziłem najlepszą niedzielę mojego życia. Opiszę wpierw ją, by później przejść do środy. Dzięki temu, że mamy okienko na historii mogę spisać dzisiejszą notatkę. Myślę, że zdążę, ponieważ potem jest dwudziestominutowa przerwa.

W niedzielę, dwunastego kwietnia, była Wielkanoc. Postanowiliśmy spotkać się ze Zjawą po wielkanocnym śniadaniu, wymienić się prezentami i spędzić ze sobą czas. To ona nalegała na przeżycie tej niedzieli razem, a ja nie miałem nic przeciwko temu.

Przyjechałem po nią moim motocyklem. Wyszła z domu ze swoim czarnym plecakiem i od razu obdarzyła mnie swoim uśmiechem. Poprosiła, żebyśmy tym razem nigdzie nie jechali, tylko poszli na spacer. Zgodziłem się. Zostawiłem motocykl na jej podwórku za zgodą pana Łukasza. Bałem się, że będzie padać, ponieważ ostatnie kilka dni padało, ale uspokoiła mnie, mówiąc że wzięła ze sobą parasolkę. Poza tym powoli zza chmur wychodziło słońce. Szliśmy za rękę. Postanowiłem pozwolić się jej prowadzić i opowiadałem jej o przebiegu świątecznego śniadania.

- Mama w ogrodzie schowała czekoladki. Były trochę mokre, bo wieczorem padało, ale i tak je zjedliśmy razem z Alicją. Swoją drogą mała pytała o ciebie. Zasmuciła się, kiedy powiedziałem, że dzisiaj cię nie zobaczy. Myślę, że tęskni za tobą, więc może mogłabyś spędzić tę noc u mnie? - spytałem z nadzieją w głosie.

- Niestety nie mogę... Zawsze w Wielkanoc wieczorem gramy w planszówki. To taka rodzinna tradycja. Nie mam serca, żeby ją złamać - odpowiedziała trochę przyciszonym głosem.

- Szkoda, ale rozumiem. Pielęgnowanie tradycji jest ważne.

- Dokładnie, a jakie wy macie wielkanocne tradycje? - spytała, trochę się ożywiając.

- Tradycją jest msza przed wspólnym śniadaniem, po nim zawsze szukamy drobnych prezentów w ogrodzie, a później czasami jedziemy do dziadków, do tych z gospodarstwem...

- Czyli gdyby nie ja, byłbyś u dziadków?

- Nie. W tym roku jedziemy do nich za tydzień.

- To dobrze, bo kazałabym ci już wracać. W końcu rodzina jest najważniejsza.

Nie miałem pojęcia, co odpowiedzieć, więc milczałem. Mimo ciszy, która zapanowała między nami, było miło. Zastanawiałem się, dokąd idziemy, dopóki nie zauważyłem znajomego wejścia do parku, w którym rósł dąb Adama. Miałem nadzieję, że wybierze jakieś lepsze miejsce. Nie żebym miał coś do tego parku, ale spodziewałem się czegoś nowego. Nie sądziłem, że tutaj wrócimy, ale postanowiłem nie narzekać. Doszedłem do wniosku, że miejsce jest nieważne. Ważniejsze było to, że byłem z moją dziewczyną. Gdziekolwiek by mnie zabrała, będę szczęśliwy, bo ona będzie tam ze mną.

- Ostatnio sprzątałem biurko i znalazłem twoją płytę z piosenkami, przy których tańczyliśmy w deszczu oraz twój scyzoryk, którym wyryłem nasze inicjały na drzewie miłości w zakazanym parku - oznajmiłem, kiedy usiedliśmy na ławce naprzeciwko dębu Adama.

- Fajnie.

- Muszę się jeszcze pochwalić, że przestałem nosić z sobą nóż. W zasadzie od początku roku go nie noszę. Podziurawił mi spodnie - zaśmiałem się. - Zamiast niego mam dziś twój scyzoryk - wyciągnąłem go, by udowodnić jej moje słowa.

- Okej, więc teraz to twój scyzoryk... Wiesz dlaczego tutaj przyszliśmy?

- Nie mam pojęcia - schowałem go z powrotem do kieszeni.

- Dzisiaj Adam miałby trzydzieści jeden lat. Pamiętasz go, prawda?

- Tak. To ten z pierwszej historii.

Zjawa & DuchOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz