26 kwietnia 2020
W mojej klasie była dziewczyna, która popełniła samobójstwo piętnastego kwietnia. Około trzynastej jej matka znalazła jej martwe ciało w jej pokoju. Przedawkowała tabletki nasenne. Byłem na pogrzebie, choć z początku nie chciałem na niego iść. To ojczym Zjawy poprosił mnie, żebym przyszedł. Uznał, że sam mój widok pocieszy jego żonę. Zabrałem ze sobą rodzinę, by również mogli się z nią pożegnać. Na resztę gości nie zwracałem uwagi, ale dostrzegłem kilka znajomych twarzy ze szkoły. Podchodzili do mnie, by dodać mi otuchy słowami. To było za wiele. Rozpacz ściśnęła mi serce i uciekłem stamtąd, by oddać się jej w murach mojego pokoju. Zjawa w mojej pamięci wciąż była i jest żywa. Kochałem ją... Nadal ją kocham i mimo to nie potrafiłem jej przed tym uratować. Zawiodłem ją i jej mamę. Czuję się podle, ale obiecałem jej kiedyś, że będę żyć, nawet jeśli ona umrze, więc nie mam wyjścia. Spełniam obietnice. Zostawiła dla mnie list, który przekazała mi jej mama. Pisała go w różnych odstępach czasu, o czym świadczą kolory użyte do napisania go. Dopiero dzisiaj jestem w stanie go otworzyć. Oto jego treść:
Kochany, Duchu!
Dnia piętnastego kwietnia o godzinie dwunastej czterdzieści trzy (nawet nie wiesz, jak długo szukałam dokładnej godziny) niejaki Tadeusz Nowak popełnił samobójstwo, przedawkując tabletki nasenne. Znaleziono go w jego łóżku. Był już ubrany do pogrzebu. Zostawił listy dla bliskich i jedną informację dla fanów. W listach poprosił rodzinę i przyjaciół, by żyli dalej, mimo tego, co zrobił. Dziękował im za obecność i prosił, by nie płakali po nim, ponieważ na pewno będzie szczęśliwy, gdziekolwiek by trafił. Swoim fanom zaś podziękował za wierne wspieranie go na boisku i przeprosił, że okazał się za słaby, by dalej żyć. Miał dwadzieścia pięć lat. Cierpiał na bezsenność i depresję. Zrezygnował z życia. Był piłkarzem w naszym klubie. Żegnało go całe miasto. W tym roku minie szósta rocznica tego wydarzenia. Czytając tę historię, już wiesz, który sposób wybrałam.Naprawdę Cię przepraszam. Myślałam, że dam radę żyć z depresją, dla Ciebie... Dla mamy, ale nie potrafię. Nie umiem. Rezygnuję. Poddaję się. Po prostu... (Tutaj widać ślady łez, a rezygnuję jest napisane i skreślane po kilka razy).
Duchu, nie będę się usprawiedliwiać. Zrobiłam, co uznałam za słuszne. Piszę ten list, by pomóc Ci zrozumieć moją decyzję. Chcę Ci uświadomić, że to wcale nie była twoja wina ani w zasadzie niczyja. Problem tkwił we mnie. Nie potrafiłam być jak wy... Jak Ty. Świat przestał być dla mnie kolorowy. Ludzie zaczęli przytłaczać. Nieustannie czułam, że nie pasuję do rówieśników. Później pojawiła się potrzeba izolacji. Wydawało mi się, że samotność jest wolnością. Myliłam się. Samotność była utrapieniem, ale czasami doceniałam jej wartość. Kiedy chciałam z niej wyjść, przekonałam się, że świat już nie jest taki sam. Zmienił się, a ja utknęłam w czasie (trudno mi to wyjaśnić), dlatego postanowiłam zacząć szukać innego świata - takiego, w którym mogłabym żyć. Otoczyłam się książkami, które stopniowo zaczynały przytłaczać. A dokładnie przytłaczał brak czasu do przeczytania ich wszystkich. Kolejny mój pomysł zawiódł. Wcześniej próbowałam odnaleźć się w filmach, następnie postanowiłam poszukać przyjaciół, co zawsze kończyło się fiaskiem. Zaczęłam interesować się tematem śmierci i po raz pierwszy pomyślałam o samobójstwie. Był to zaledwie przebłysk. Nadal byłam przywiązana do życia. Sama nie wiem, kiedy ta myśl zaczęła się rozwijać. Zmieniłam się, co zostało zauważone przez mamę. Zaniepokoiła się, gdy zaczęłam opuszczać coraz więcej lekcji, przestałam ubierać bluzki z krótkim rękawem i mniej jadłam. Dość szybko odkryła, że się cięłam. Pogadała ze mną i zapisała mnie do psychologa. Wtedy odszedł od nas tata. Nie chciał cierpieć. Wiedział, że przegram.
Psycholog pomógł mi zrozumieć siebie. Dzięki niemu zrozumiałam, dlaczego chciałam umrzeć i przekonałam się, że to pragnienie nigdy nie zniknie. Można je tylko uśpić albo nauczyć się z nim żyć. Przynajmniej ja tak to zrozumiałam. Wybrałam drugą opcję. Spróbowałam nauczyć się z tym żyć. Coś jednak poszło nie tak. Depresja zaczynała mnie zniewalać. Przestałam wiedzieć, kim jestem. Tymczasem mama się zakochała i ponownie wyszła za mąż. Nawet lubiłam ojczyma, ale czasami odreagowałam na nim żal do taty. Źle się z tym czułam, ale nie potrafiłam przestać.
Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam szukać dla siebie sposobu. Gdy go znalazłam, pojawiłeś się Ty. Na początku wątpiłam, że istniejesz. Byłeś jak znak, obietnica lepszego jutra. Postanowiłam przełożyć moje plany. Pierwotnie chciałam wykorzystać sposób Mai, by jak najszybciej zniknąć z tego świata. Nie dostrzegałam wtedy jeszcze jego wad. Zdradzę Ci coś w sekrecie - każdy z tych sposobów ma wady, ale dla samobójców najważniejsze jest umrzeć, by przestać cierpieć. Mam na myśli te najcięższe przypadki. Oni nie myślą o konsekwencjach ani o przyszłości. Gorączkowo szukają sposobu, by ukrócić swoje cierpienie. Ja - z powodu przełożenia planów - miałam dużo czasu do myślenia. Sam nakłoniłeś mnie do zastanowienia się nad moją przyszłością. Dzięki Tobie rozważałam nawet dalsze życie, co było dla mnie nowe od czasu, gdy moje myślenie zaczęło się psuć. Zrobiłeś naprawdę wiele, za co pragnę Ci podziękować. Wybacz, że nie potrafię powiedzieć Ci tego wszystkiego osobiście.Mam prośbę - żyj dalej beze mnie i pojedź do Włoch za nas oboje. Nie bierz proszę przykładu z Jacka. Pamiętaj, co mi obiecałeś. Jestem pewna, że znajdziesz inną dziewczynę, taką która będzie w stanie żyć.
Kocham Cię, ale nie potrafię poradzić sobie z tymi atakami... Myślałam, że dam radę, ale przeliczyłam się. Nie potrafiłam nigdy wycenić moich możliwości. Przepraszam, że nie potrafiłam wyjść z tych myśli dla Ciebie... I przepraszam, że cierpisz przeze mnie. Nie mam pojęcia, co jeszcze napisać. Strasznie trudno jest mi spisywać to pożegnanie. Pewnie będę tego żałować... Ty na pewno będziesz żałować, że postanowiłeś być moim chłopakiem, moim Duchem. I przepraszam, że tak chaotycznie piszę te słowa. Nie masz nawet pojęcia, jak trudno ułożyć mi myśli w całość. Poprzednią część listu zdecydowanie łatwiej przyszło mi pisać. Nigdy nie byłam dobra w osobiste pożegnania.Dzięki Tobie, żyłam dłużej niż przewidywałam, co możesz uważać za swój osobisty sukces. Tak bardzo Cię kocham i nie chcę Cię stracić, ale chyba niedługo nie dam rady... Nawet nie potrafię Ci o tym powiedzieć, jesteś taki szczęśliwy. Wszyscy są tacy szczęśliwi, nawet mój psycholog. Twierdzą, że moja depresja jest uśpiona (zadziwia mnie fakt, że tak dobrze gram), ale ja czuję, że prawdopodobnie nie dam rady. Że chcę zrezygnować, ale nie potrafię powiedzieć tego na głos. Nie masz nawet pojęcia, ile razy chciałam do Ciebie napisać z prośbą, żebyś przyjechał, ale się bałam, że zepsuję Ci Twoje szczęście. Bałam się, że gdy się wygadam, zatracisz się w mojej chorobie i przestaniesz spełniać swoje marzenia. Nie zniosłabym tego. Nie chciałam być powodem, dla którego zrezygnowałbyś ze swojej kariery sportowej, ze swoich celów.
Duchu? Jesteś? Jeśli to czytasz, to już mnie nie ma... Zrezygnowałam... Tak strasznie chcę teraz Ciebie przytulić. Nie wiesz, jak bardzo pragnę Cię teraz ucałować albo zacząć krzyczeć o pomoc, ale nie mogę otworzyć ust. Muszę sprawiać wrażenie, że wygrałam walkę z samą sobą, żebyś był szczęśliwy, bo kocham Twój uśmiech.
Żyj. Ciesz się życiem i nigdy nie przestawaj się uśmiechać. Mam nadzieję, że czasem odwiedzisz mój grób. Kocham
Twoja ZjawaStoję przy jej grobie i płaczę, choć spisując te słowa siedzę, ale to nie ma znaczenia. Kwiaty są świeże, choć niektóre zwiędły. Z nieba pada deszcz, a ja stoję w bluzie z nadrukiem Vadera, którą kiedyś jej pożyczyłem i tęsknię za moją Zjawą.
- Jestem! - krzyczę, padając na kolana.
To ostatnie słowa, jakie chcę, by były w tych notatkach. Jeśli chodzi o mnie, odegrałem tutaj poboczną rolę. Nie wiem, co przyniesie mi przyszłość, ale jestem gotowy w nią wkroczyć wraz z pamięcią o mojej dziewczynie. Mimo wszystko - nie żałuję niczego.
Wysłuchałem jej historię, a ona mojej. Razem stworzyliśmy wspólną. Kończy się ona w tym momencie.
CZYTASZ
Zjawa & Duch
Novela Juvenil„Przenikamy przez cudze życie jak duchy i zostawiamy po sobie wspomnienia o ludziach, którzy tak naprawdę nigdy nie istnieli. (...) Ale koniec końców to my decydujemy, jak inni mają nas widzieć". Robyn Schneider, „Początek wszystkiego". Czasami lubi...