13. Artefakt

183 19 1
                                    

Po odprowadzeniu Albusa do domu i wielokrotnym zapewnieniu go, że samotne działania nie wyjdą na złe i nic mu się nie stanie poszedł nad rzekę. Rozsiadł się wygodnie wśród szumiącej, poruszanej delikatnym, letnim wiatrem trzciny. Do wschodu słońca pozostały może dwie godziny, oszacował, że prawdopodobnie nie zdążyłby wykonać swojej misji. Patrzył na spokojną taflę przepływającej wody i jeszcze raz analizował wszystkie zdobyte informacje. Drzewa genealogiczne Potterów i Ignotusa Peverell'a pokrywały się w pewnym momencie. Niejaki Hardwin Potter poślubił Lolanthę Peverell, która odziedziczyła pelerynę ze względu na brak męskich potomków, z tego co mu było wiadomo była wnuczką Ignotusa. Następnie peleryna została przekazana Ralstonowi Potterowi a teraz przetrzymuje ją pani Fleamont i ma przekazać ją małemu synkowi - Henry'emu gdy tylko podrośnie. Z tych wszystkich faktów wywnioskował, że insygnium powinno znajdować się właśnie tutaj - w Dolinie Godryka, w domu państwa Potter.  Nagle uderzyła go niespodziewana myśl, mówiąca, że powinien udać się do domostwa Potterów właśnie teraz. Postanowił poddać się tej idei i z werwą ruszył w stronę miasta. 

Schowany za krzakiem obserwował okolicę, słońce właśnie zaczęło wschodzić a wiatr zawiał mocniej. Kątem oka dostrzegł ruch na posesji, która była jego celem. Młoda kobieta właśnie zamykała drzwi i skierowała się w stronę placu miejskiego. Jej obcasy głucho stukały o kocie łby. Gellert rozejrzał się, czyżby szczęście aż tak mu dopisywało? Niepewnie przeskoczył przez płot i zaklęciem otworzył drzwi. Zaśmiał się w duchu - jacy naiwni są mieszkańcy tego miasteczka, nawet porządnie nie zabezpieczają posiadłości przed wyjściem. Przeszedł przez próg, korytarz był wąski, po prawej znajdowała się kuchnia z przejściem do salonu. Wątpił, żeby tam znalazł upragniony przedmiot więc poszedł dalej. Po lewej była łazienka i pokój gościnny - je też wykluczył. Ostrożnie wszedł po lekko skrzypiących schodach na górę, szybko rzucił okiem na pozostałe pomieszczenia - był to pokoik dziecięcy w którym spokojnie spało około dwuletnie dziecko i pusta sypialnia. Wszedł do niej i zastanowił się chwilę, nie sądził, że Insygnium nie będzie zabezpieczone ale uważał, że warto spróbować. Otworzył wszystkie widoczne mu szafki, odsunął się do drzwi i skierował różdżkę na stary dębowy segment - Accio peleryna niewidka! - zawołał, jednak to nie przyniosło żadnego efektu. Przez chwilę pomyślał, że insygnium może być schowane gdzieś indziej, na przykład w podziemnym, rodzinnym skarbcu bądź w podziemiach banku ale wykluczył tą możliwość z nadzieją, że jest właśnie tu. Pozamykał szafki i wyszedł  z pomieszczenia. Serce zaczęło bić mu szybciej, nie widział ile ma czasu zanim wróci właścicielka domu. Adrenalina sprawiła, iż zauważył jeden całkiem ciekawy i możliwe, że istotny szczegół. Długość korytarza była nieproporcjonalna do wielkości pokoi na piętrze. Przeszedł przez niego powoli, gładząc chropowatą ścianę dłonią. Odszedł na krok do tyłu i wyciszył miejsce. Ponownie wyciągnął różdżkę w stronę ściany - Aperacjum!  Zaklęcie sprawiło, że zaczęły ujawniać się malutkie czarne drzwi, z każdą sekundą stawały się większe i wyraźniejsze. Zniecierpliwiony Grindelwald nacisnął na lodowatą klamkę a jego oczom ukazało się niewielkie pomieszczenie. Znajdowały się tu starannie ułożone stosiki złotych monet. Skrzynie z sygnetami, perłami i inną biżuterią stały w kątach skarbca. Bogato zdobione ramy z  obrazami zdobiły ściany. Uwagę chłopaka przyciągnęła mała, złota szkatułka wysadzana rubinami. Wyryty na niej znak insygniów zaparł dech jego w piersiach. Pogładził ją po niezwykłym symbolu a ukryty wewnątrz mechanizm zaczął pracować. Nie minęła minuta a skrytka otworzyła się. Nie czekając ani chwili dłużej Gellert zabrał pelerynę i ja zamknął. Błyskawicznie opuścił skarbiec nie oglądając się za siebie. Nareszcie zdobył to czego tak bardzo pragnął! Słowa nie były w stanie opisać jego szczęścia w tym momencie. Drzwi zaczęły zanikać i ściana wróciła do swojej poprzedniej postaci. Usłyszał kroki dochodzące z parteru, całkowicie stracił poczucie czasu. Nie miał możliwości uciec przez okno, musiał zaczekać na dogodny moment żeby wyjść z budynku. Delikatnie nałożył na siebie zdobycz i jak najciszej umiał zszedł po schodach. Nic nie świadoma pani domu minęła go na korytarzu i skierowała się do kuchni. Poczuł narastające podniecenie tą sytuacją. Dawno nie czuł się tak dobrze i kiedy tylko opuścił posesję szybko udał się w kierunku domu. 

Pewnego chłodnego wieczoru w Dolinie || GrindeldoreOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz