11. Natura

306 27 9
                                    

Siedzieli na łóżku w pokoju blondyna. Promienie słońca skąpo oświetlały nieduży pokój na poddaszu. Kufry leżały na podłodze. Dumbledore wstał i otworzył okno, oparł się plecami o biurko i wbił wzrok w chłopaka. 

- Czyś ty zwariował? - Zapytał zmartwionym, poważnym głosem nie dającym pozwolenia na sprzeciw.

- Hmm?

- Migreny? Ja rozumiem, że nie chcesz żeby twoja ciotka dowiedziała się o wizjach, ale na brodę Merlina Gellert! Nie pomożesz sobie w ten sposób. Ledwo wszedłeś tu po schodach. Musimy coś wymyśleć. 

- Uwierz mi, że migreny są i tak najbardziej prawdopodobną opcją. A ja kiedyś muszę się do nich przyzwyczaić. Wybacz, że Cię na tyle zatrzymałem. Pamiętam o umówionym spotkaniu na wzgórzu lecz nie sądzę bym podołał. 

- Nawet tego nie oczekiwałem. Połóż się, jak się obudzisz to napisz list - jak tylko starczy Ci sił. Mam nadzieję, że poczujesz się lepiej. Wtedy moglibyśmy jutro z samego rana iść na wzgórze bądź w inne ciekawe miejsce. Tyle chciałbym Ci pokazać!

- Obiecuję, że napiszę i postaram się być o dziewiątej trzydzieści pod twoim domem. A teraz idź już. Twoja matka i siostra na pewno się niecierpliwią. 

Albus pocałował go w skroń, zabrał kufer i zszedł na dół. Pożegnał się z panią Bagshot i wyszedł na ulicę. Przeklinał w duchu lejący się z nieba żar i obecność mugoli w tym miasteczku przez co nie mógł lewitować swojego bagażu. Droga do domu niesamowicie mu się dłużyła. Być może było to spowodowane zmęczeniem. 

Kiedy przekroczył próg przywitała go wesoła dziewczynka o włosach koloru słomy. Uklęknął i przytulił ją a z głębi doszedł go głos matki. Wziął siostrę za rączkę i zaprowadził do kuchni, gdzie kolację przygotowywała Kendra Dumbledore. Uśmiechnęła się na widok starszego syna. Poleciła mu usiąść po czym nalała pierworodnemu mrożonej herbaty, zapytała go o podróż i egzaminy. Nie zaczęła tematu spóźnienia za co był jej wdzięczny. Albus przekazał matce pozdrowienia od Bathildy co bardzo ją ucieszyło. Lubił rozmawiać z kobietą, była elokwentna i miała pojęcie o wielu tematach przez co wymiana myśli nigdy nie była nudna - zupełnie jak z Gellertem. Nie przedstawił jej wcześniej chłopaka, nawet nie przypominał sobie żeby wspomniał o nim coś więcej. 

Grindelwalda obudziło ciche pukanie do drzwi. Powoli zwlekł się z tapczanu czemu towarzyszyło skrzypnięcie sprężyn. Bathilda powiedziała mu, że kolacja jest już gotowa i żeby zszedł do jadalni. Dopiero teraz poczuł głód - nie jadł od śniadania a teraz była... nie był w stanie określić która godzina. Zegar nad kominkiem wskazywał siódmą, co oznaczało, że przespał prawie całe popołudnie. Pośpiesznie zjadł posiłek i podziękował. Musiał napisać list i przejrzeć kilka książek w których mógłby znaleźć coś, co pomogło by mu z problemem. Myślał o alchemii ale w tym zdecydowanie lepszy był Albus. 

Z kufra wygrzebał pióro i kałamarz. Pergaminy zalegały w szufladzie przy biurku od niepamiętnych czasów więc nie musiał ich szukać w stercie innych przedmiotów. Długo nie mógł skoncentrować się na treści pisanej wiadomości. W końcu udało mu się sklecić kilka sensownych zdań i użył sowy jarzębatej ciotki do dostarczenia pergaminu. Dumny ptak z pozoru obrażony, że ktoś inny niż jego pani śmie wykorzystywać go, ochoczo wystawił nóżkę i po przywiązaniu do niej koperty odleciał w kierunku domu Dumbledore'ów. 

Albus Dumbledore właśnie odkładał książkę na półkę z zamiarem wcześniejszego położenia się do łóżka kiedy coś zapukało w szybę. Domyślił się o co chodzi i już po chwili czytał list od chłopaka. Był krótki lecz treściwy. Gellert nigdy nie rozpisywał się bardziej niż było to konieczne. Teraz też pochyłym pismem skreślone zostało kilka zdań. 

Pewnego chłodnego wieczoru w Dolinie || GrindeldoreOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz