1. Spotkanie

775 37 26
                                    

Ciemna sylwetka siedziała na sporym kamieniu w najwyższym punkcie doliny Godryka obserwując co się dzieje na dole. Mróz tego wieczoru doskwierał wszystkim mieszkańcom, a wiatr przecinał powietrze bez litości. Rude włosy chłopaka notorycznie wpadały mu do oczu, ale nie przejmował się tym. Po jego policzkach spływały łzy, to już  szóste święta bez jego ojca, matka jest schorowana a jego plany waliły się jak domek z kart w który ktoś dmuchnął. Młody Dumbledore spojrzał na zegarek spoczywający na jego lewym nadgarstku, wskazówki pokazywały dwudziestą, wiedział, że powinien być teraz w domu i pomóc matce przy opiece nad niepełnosprawną Arianą lecz nie mógł patrzeć na cierpienie matki i naburmuszonego Aberfortha. Siedział więc tu sam, bezsilny do tego stopnia, iż nie był w stanie ogrzać się za pomocą magii. Marznął w samym płaszczu z nadzieją, że zamarznie. 

Wysoki, szczupły chłopak wolno przechadzał się po lesie. Nie straszne były mu ciemności nieznanego dotąd miejsca, przyzwyczajony do zimna powoli zmierzał w kierunku wzgórza. Miał ochotę posiedzieć w samotności i przeanalizować całą sytuację w jakiej się znalazł. Wyrzucono go ze szkoły, to nie była prosta sytuacja dla młodego czarodzieja, a powód wydawał mu się śmieszny - używanie czarnej magii. Po pierwsze zrobił to dla większego dobra , a po drugie nie zaszkodził nikomu... no może zaszkodził, ale nie tak żeby go od razu wyrzucać! Teraz przyjechał na święta do ciotki, która miała mu pomóc w dostaniu się do Hogwartu.  Wiedział, że niestety to może się nie udać bo szkoły nie przyjmowały uczniów, którzy wylecieli z innych, szczególnie za praktyki czarnej magii. Miał jednak nadzieję, że się ułoży - w końcu jego ciotka była wpływową czarownicą. 

Albus usłyszał szmery za plecami, zdziwiony bo rzadko ktoś tu przychodził odwrócił delikatnie głowę do tyłu. Zza krzaków wyłonił się jasnowłosy młodzieniec, zapatrzony pustym wzrokiem przed siebie. Wydawałoby się iż nie widzi Dumbledore'a lecz rozejrzał się po polanie i dostrzegł kamień z pochyloną do przodu sylwetką. Zastanowił się chwilę, ale nie po to szedł przez las żeby teraz wrócić do ciotki do której nie miał w tej chwili ochoty wracać, przez to, że ktoś przyszedł tu przed nim.  Podszedł spokojnym krokiem do głazu wpatrując się w gwiazdy. 

- Dobry wieczór, mam nadzieję, że nie przeszkadzam w tę piękną gwieździstą noc. 

- Ależ skąd - Albus odwrócił się do niego, wpatrując się w przybysza z mokrymi oczami i wymuszonym uśmiechem, wstał i wskazał dłonią na kamień - Proszę usiądź jeśli masz ochotę.

-  Dziękuję, proszę wybaczyć mój brak manier, nie przedstawiłem się. Nazywam się Gellert, Gellert Grindelwald. - wyciągnął dłoń w kierunku rudowłosego.

- Albus, Albus Dumbledore. - Przedstawił się po czym uścisnął dłoń blondyna. 

Siedzieli w ciszy, blisko siebie, praktycznie czując bijące ciepło od drugiej osoby. Po dłuższej chwili Gellerta z rozmyśleń wyrwało drżenie towarzysza. Spojrzał na jego łagodne oblicze i w ciemności grudniowej nocy zauważył siniejące wargi chłopaka. Nie musiał pytać czy jest mu zimno, to było oczywiste. Wyciągnął spod płaszcza różdżkę i cicho prawie niesłyszalnie wypowiedział zaklęcie ocieplające. Albus poczuł rozpływające się w nim przyjemne ciepło, dopiero po chwili dotarł do niego sens tych myśli. Wpatrzony wcześniej w budynki teraz intensywnie obserwował twarz blondyna. Była taka... chłodna, arystokratyczna i piękna. Nie malowały się na niej żadne emocje. Czarodziej... pomyślał Albus w tym samym momencie co Gellert. Teraz patrzyli sobie w oczy i  mimo, że poznali się zaledwie pół godziny temu, poczuli jakąś więź ze sobą, nawet jak nie rozmawiali. Gellert odchrząknął i spuścił głowę.

- A więc jesteś czarodziejem? Nigdy wcześniej Cię nie spotkałem, nie jesteś z Hogwartu prawda? - zapytał zaciekawiony Dumbledore

- Nie, uczyłem się w Durmstrangu. Przyjechałem tu do ciotki na święta, mam pewne sprawy do załatwienia w Wielkiej Brytanii.

- Ach rozumiem, to znaczy, że skończyłeś już szkołę? 

- Nie do końca Albusie - zamyślił się, nie wiedząc co ma odpowiedzieć nowemu znajomemu.

- Przepraszam jeśli Cię uraziłem Gellercie, nie musisz odpowiadać jeśli uważasz ten temat za niewygodny.

- Właściwie to wyrzucono mnie, uważam, że niesłusznie. Ja chciałem tylko posiąść więcej wiedzy niż oni.  Ciotka ma pomóc mi w dostaniu się do Hogwartu. Wybacz mi teraz, powinienem wrócić już do domu, ciotka pewnie się martwi, niepotrzebnie z resztą.

- Mam nadzieję, że uda ci się to. Wszyscy popełniamy błędy. Może cię odprowadzić?

- Chętnie, dziękuję. 

Całą drogę rozmawiali o nauce, nadchodzących świętach oraz temacie, który interesował ich od dawna - insygniach śmierci. Okazało się, że mają dużo tematów do przegadania, od razu poczuli się swobodnie w swoim towarzystwie, mimo, że ani Albus ani Gellert nie umieli od razu zaufać innym. Kiedy rudowłosy odprowadził kolegę, znów poczuł pustkę, na szczęście jutro także mieli się spotkać na głazie i porozmawiać. Nie mógł się doczekać spotkania z kimś kto dorównywał mu inteligencją i nie musiał wszystkiego tłumaczyć. Mimo ciężkiej rodzinnej sytuacji zasną tej nocy spokojnie jak nigdy, a to wszystko za sprawą chłopaka poznanego przypadkiem. 

W przeciwieństwie do Albusa dla Grindelwalda ta noc była ciężka. Napisał kilka listów do dyrektora Hogwartu - Waltera Aragona, z prośbą o przyjęcie i dołączył do tego swoje świadectwa, gdzie widniały same Wybitne oceny. Siedział tak do późna, kiedy postanowił wreszcie zasnąć nie mógł przestać myśleć o pewnym rudzielcu, który chyba zaczął rozmrażać jego skamieniałe serce. A tak długo żył bez emocji...






Pewnego chłodnego wieczoru w Dolinie || GrindeldoreOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz