10. Troska

263 23 5
                                    

Gellert skończył jeść pierwszy i obserwował stół Gryffindoru, a konkretnie jednego gryfona. Widział jak Albus rozmawia z jakimś chłopakiem i powoli wstaje od stołu. Zauważywszy to Grindelwald także odszedł od blatu i skierował się w stronę korytarza. Stanął przy ścianie i  patrzył na wychodzących uczniów. Wystarczyło, że jedna z opuszczających salę osób zobaczyła jego zmianę w wyglądzie i już zaczęli się na niego gapić. Niby dyskretnie ale nie wychodziło im to wcale. Dobrze wiedział co wywołało taką reakcję innych uczniów ale niestety nie mógł na to nic poradzić. Zewsząd słyszał nerwowe szepty strachu i zachwycenia, szczególnie u żeńskiej części widowni. Osobiście uważał, że wcześniej wyglądał lepiej. Postanowił oszczędzić sobie nerwów i przeszedł kawałek w stronę wyjścia. Za chwilę dołączył do niego Dumbledore i razem wyszli ze szkoły. Skierowali się w stronę zakazanego lasu. Był to pomysł rudowłosego, który domyślał się jak bardzo niekomfortowe są te wszystkie spojrzenia dla jego chłopaka. Blondyn także nie miał ochoty być dziś na widoku, w centrum uwagi. Wciąż nie doszedł do siebie po wczorajszym wypadku i w duchu dziękował Albusowi za tak wspaniały pomysł spędzenia wolnego czasu. Na polanie w głębi lasu nie musieli obawiać się ciekawskich spojrzeń i długich, gotowych do plotkowania języków. Mieli pewność, że przynajmniej tam nikt nie wejdzie im w drogę. Leżeli pośród kolorowych, malutkich kwiatów ze splecionymi dłońmi. Cisza panująca między nimi nie była niezręczna albowiem oboje potrzebowali odetchnąć od gwaru i zgiełku panującego w murach starego zamku. Obserwowali piękno natury i niezwykłe stworzenia przechadzające się w gęstwinie. Niemal bezgłośny spokój przerywał szum liści poruszanych przez delikatny, ciepły wiatr i świergot ptaków. Było idealnie. 

Do zamku wrócili dopiero na ucztę pożegnalną. Gellert niechętnie podążał za swoim chłopakiem. Nie miał ochoty wysłuchiwać komentarzy na swój temat ze strony ślizgonów. W wielkiej sali panował gwar. Uczniowie śmiali się, byli szczęśliwi, że jutro wracają do domów, do rodzin na wakacje. Rozmowy uciszył Walter Aragon swoim płomiennym przemówieniem i wręczeniem pucharu domów. Pierwsze miejsce zajął Gryffindor, drugie z niewiele mniejszą ilością punktów - Slytherin a następne Ravenclaw i Hufflepuff. Ze stołu gryfonów było słychać głośne okrzyki radości, co ślizgoni wygwizdali. Bez sensu - pomyślał blondyn kiedy został szturchnięty przez wyjątkowo szpetnego kolegę z domu za to, że nie okazuje niezadowolenia. Salę przyozdobiły herby i kolory wygranego domu a dyrektor życzył im smacznego i udanych wakacji, po czym stoły zastawiły się najróżniejszymi potrawami. Takiej ilości jedzenia na raz Grindelwald w życiu nie widział, jednak nie rzucił się łapczywie jak inni uczniowie. Miał wrażliwy żołądek i dosyć skrzydła szpitalnego na przynajmniej kilka lat więc zadowolił się indykiem w ostrym sosie. Na deser zjadł kawałek sernika na zimno po czym stwierdził, że jest pełny. Skończył posiłek dużo wcześniej od innych i nie miał po co siedzieć wśród plotkujących uczniów. Nie lubił wysłuchiwać najnowszych nowin wypowiadanych przez zdecydowanie nieobiektywne osoby. Poszedł do dormitorium żeby na spokojnie spakować się przed jutrzejszą podróżą. Wyjął kufer a wszystkie rzeczy z komody i szafki nocnej położył na łóżku. Ubrania starannie poskładał. Książki ułożył delikatnie tak samo jak pergaminy i pióra. Przyrządy i indigrencje do ważenia eliksirów zapakował w papier ochronny. Przygotował koszulę oraz spodnie na ranek i zamknął kufer. Położył się oglądając przez okno stworzenia mieszkające w jeziorze. Rozmyślał o tym półroczu, jak szybko mu minęło i jak bardzo przyjemne było przez pewnego rudzielca z niebieskimi oczami. 

Obudził go głośny huk. Leniwie otworzył oczy, jakiemuś chłopakowi z jego roku najwidoczniej spadł kufer kiedy się pakował. No cóż i tak już nie zaśnie. Zdjął z siebie koszulkę a jego nagi tors owiał chłód lochów. Pośpiesznie zarzucił na siebie czarną koszulę. Wziął resztę ubrania i zszedł do łazienki. Nie przejął się maślanymi oczami dziewcząt kiedy szedł przez pokój wspólny z odsłoniętą klatką piersiową. Dopiero po porannej toalecie sprawdził godzinę. Zdziwił się, że spał tak długo. Była już siódma rano a za trzydzieści minut rozpoczynało się śniadanie po którym mieli udać się na stację w Hogsmeade. Przypomniał sobie o eliksirze wzmacniającym, który szybko zażył. Wrzucił pomiętą piżamę do kufra i wyszedł z lochów. Uczniowie już byli na korytarzach, niektórzy smutni, że opuszczają swoich przyjaciół i te stare mury na dwa miesiące a część z nich na zawsze. Inni cieszyli się z przerwy od nauki. Nie mógł pojąć tego toku rozumowania. Przez dwa miesiące nie robili nic, tylko lenili się. On nie potrafiłby tak, nauka była ważną i nieodłączną częścią jego życia. Po posiłku poszedł po bagaż i stanął wśród uczniów przed bramą zamku gdzie czteroosobowe pojazdy zabierały ich na peron. Jechał z Albusem, Elphiasem, którego znał tylko z widzenia i opowieści swojego chłopaka oraz na nieszczęście z Aberforthem. Przez całą drogę panowała niezręczna cisza. Młodszy Dumbledore nieustannie patrzył na niego spode łba, kiedy zauważył zmianę w kolorze jego tęczówek wzdrygnął się ze strachem. Gellert próbował go ignorować. Nie chciał reagować zbyt pochopnie bo Albus nie popierał żadnych rozwiązań siłowych, dlatego kiedy wysiadali dyskretnie podłożył mu nogę a Ab runął jak długi twarzą prosto w błoto. Rudzielec trząsł się ze wściekłości natomiast jego brat z powstrzymywanego śmiechu i nie tylko on. Sytuacja rozśmieszyła większość czarodziejów na peronie co zmusiło Aberfortha do szybkiego ukrycia się w pociągu. Albus wiedział, że to sprawka jego chłopaka ale tylko pokręcił głową, nie był mściwy czy złośliwy ale jego bratu się należało.

Pewnego chłodnego wieczoru w Dolinie || GrindeldoreOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz