X

401 28 0
                                    

Lysander poczuł, jak promienie porannego słońca padają mu prosto na twarz. Przetarł oczy, czując pod głową coś miękkiego, czego nie było, gdy zasypiał. Z trudem podniósł się do pozycji siedzącej i popatrzył za siebie. Kastiel nadal spał, wygięty w nienaturalny sposób - jedynie kolana, na których leżała poduszka, wydawały się stabilne. Jedna ręka zwisała z podłokietnika, a głowa była odchylona pod dziwnym kątem. Widok ten rozbawił srebrnowłosego, który cicho zaśmiał się pod nosem. Zdjął poduszkę z nóg chłopaka i odłożył ją na bok. Postanowił zająć się czymś pożytecznym do momentu, gdy Kastiel się obudzi. Pozbierał puste pojemniki po chińszczyźnie i wyniósł je do kuchni. Przy okazji postawił wodę na kawę. Przyszykował kubek, który następnie zalał wrzątkiem. Zabrał się za przygotowanie najprostszego śniadania. Zdecydował się na jajecznicę, ponieważ zawartość lodówki nie pozwalała mu na większe szaleństwo.

Po kilku minutach smażenia usłyszał kroki powoli zmierzające w jego stronę. Nałożył przygotowany posiłek na dwa talerze i odłożył patelnię na bok. Zanim zdążył się obrócić, silne ręce oplotły go od tyłu i przyciągnęły bliżej siebie.

- Wyspałeś się? - zręcznie odwrócił się i popatrzył prosto w szare tęczówki.

- Trochę boli mnie szyja, ale nie było najgorzej - zaśmiał się. Kątem oka zerknął na blat za chłopakiem. - Przecież nie musiałeś.

- Czyżby? Ja też jestem głodny.

Po zjedzeniu posiłku nie pozostało im zbyt wiele wspólnego czasu z obawy na szybszy powrót Leo. Korzystając z wolnego dnia postanowili się spotkać wieczorem, tym razem - ze względu na zapowiadającą się pogodę - na tyłach opuszczonego budynku, ich wspólnie znalezionym miejscu.

Srebrnowłosy postanowił uprzątnąć wszystko, co mogłoby wskazywać na obecność kogokolwiek wczorajszej nocy. Niosąc zapachowe świece do swojego pokoju, zauważył teczkę leżącą na stoliku w przedsionku. Wydawało mu się, że jeszcze poprzedniego dnia jej tu nie widział, ale po chwili uznał, że zapewne jak zwykle coś przeoczył.

Dwie godziny później, gdy spędzał czas nad tworzeniem nowego wiersza, usłyszał, jak drzwi wejściowe otwierają się i zamykają. Nie przywiązał do tego zbyt wielkiej uwagi. Chwilę przed zapisaniem ostatniego wersu jednej ze strof rozbrzmiało pukanie do pokoju. Zanim zdążył odpowiedzieć, po drugiej stronie usłyszał głos brata.

- Wyjdź. Powinniśmy pogadać.

Zaintrygowany słowami odłożył na bok swoją pracę, po czym wstał i rozejrzał się po mieszkaniu. Leo siedział przy stole w kuchni, nerwowo uderzając palcami o powierzchnię drewna. Niepewnie podszedł w jego stronę i zajął miejsce obok.

- Coś się stało? - zapytał zdziwiony.

- Eh... Naprawdę wolałbym tego uniknąć, ale to nie byłoby wobec ciebie w porządku - poprawił włosy opadające mu na twarz. - Musiałem wrócić dzisiaj nad ranem, żeby zabrać ważny projekt, który wczoraj przeoczyłem... I widziałem cię... Z Kastielem.

Lysander zaniemówił. Jego przypuszczenia o dokumentach pozostawionych na meblu okazały się słuszne. Nie wiedział nawet, co powinien powiedzieć. Jedynie podparł podbródek dłonią złożoną w pięść i odwrócił wzrok w drugą stronę. Miał ochotę zapaść się pod ziemię. Nie tak to sobie wyobrażał. Wolał oznajmić to w inny sposób.

- Ja... Gdybym wiedział, to... Eh. Nie chcę żebyś pomyślał, że mam coś przeciwko wam... Razem... To niczego nie zmienia - wydusił czarnowłosy.

- Rozczarowałem cię prawda? - młodszy popatrzył na brata. W jego dwubarwnych oczach odbijał się smutek.

- Słucham?

- Myślałeś, że mam dziewczynę.

- Oczywiście, że mnie nie rozczarowałeś. Nie wygaduj takich głupot. Ważne żebyś był szczęśliwy - uśmiechnął się słabo.

- Dziękuję - powoli wstał od stołu z zamiarem opuszczenia pomieszczenia. - Tylko... Nie mów nic rodzicom, dobrze?

- Jasne, nic nie wspomnę.

Słońce już dawno schowało się za linią horyzontu. Wiał spokojny, wieczorny wiatr, nie był uciążliwy. Chłopak przeszedł na tył budynku, gdzie siedział Kastiel, trzymając w jednej ręce zapalonego papierosa. Zajął miejsce obok jednocześnie głośno wzdychając.

- Coś nie tak? - spytał czerwonowłosy.

- Bardzo "nie tak".

- Ej, opowiadaj co się stało - uśmiechnął się słabo ujmując dłoń Lysandra.

- Zapomniałem zamknąć drzwi... - skierował spojrzenie w dół.

- Dlaczego po prostu się nie zawróciłeś?... - uniósł brew w geście zdziwienia.

- Nie teraz, wczoraj wieczorem. Leo musiał wpaść po coś rano i nas widział - przeniósł wzrok na szare tęczówki.

- Cholera - powiedział odrzucając fajkę na trawę. - Aż tak źle to przyjął?

- Nie w tym rzecz... Wolałbym, żeby na razie nie wiedział.

- No cóż, czasu już nie cofniemy. Ale przecież nie będzie tak tragicznie, uśmiechnij się - dotknął jego policzka i delikatnie musnął jego wargi, co wywołało słaby uśmiech na twarzy srebrnowłosego.

Wyobrażenie [Lysander x Kastiel]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz