VII

396 31 4
                                    

W tę niedzielę zegarek wskazywał niemal jedenastą, zanim Lysander pierwszy raz zdołał otworzyć oczy. Miał wrażenie, że głowa nie przestała go boleć nawet przez minutę, a gardło było suche jakby nie widział wody od tygodnia. Zanim zdecydował się wyjść do kuchni, leżał kilka minut wsłuchując się, czy Leo jest w domu. Nie usłyszał żadnych głosów, więc podniósł się z łóżka. Popatrzył na swoje odbicie w lustrze - rozczochrane włosy, wygnieciona koszula, smutne oczy. Westchnął, po czym opuścił pokój. Starał się stąpać w miarę cicho, w razie, gdyby jednak ktoś był w mieszkaniu. Uznał, że jest sam, dopóki nie przekroczył progu kuchni. Przy stole siedziała Rozalia i jego brat. Oboje trzymali w dłoniach kubki, z których unosił się zapach kawy. Milczeli, ale ich spojrzenie od razu powędrowało na srebrnowłosego. Ten, unikając kontaktu wzrokowego, podszedł do blatu. Chwycił stojącą na nim butelkę wody i wypił jedną czwartą jej zawartości, a następnie przeszukiwał szafkę robiącą za „apteczkę", aby znaleźć cokolwiek na przeszywający ból głowy. W pomieszczeniu przez cały czas panowała krępująca cisza. Najprawdopodobniej nikt nie miał odwagi odezwać się pierwszy. Szybko przełknął tabletkę chcąc jak najszybciej wrócić do sypialni.

Następny poranek wyglądał zupełnie inaczej. Nieprzespana noc dawała się we znaki. Pulsowanie głowy zastąpiła opuchlizna oczu. Chłopak leżał na prawym boku, z kołdrą naciągniętą pod samą szyję, wpatrując się w smartfona, którego wyświetlacz wskazywał 7:49. Nie zamierzał iść dziś do szkoły. Czuł, że nie byłby w stanie popatrzyć w oczy Kastielowi, jeszcze nie teraz; o ile dałby radę podnieść się z łóżka. Miał wrażenie, jakby ktoś przywiązał go łańcuchem do drewnianej ramy. Słyszał krzątanie się po domu, ale był przekonany, że brat nie zauważy jego obecności. Niestety, przeliczył się. Dwie minuty później rozległo się pukanie do drzwi.

- Lysander?

Srebrnowłosy wciąż wpatrywał się w jeden punkt, niewzruszony głosem mówiącym jego imię, nawet, gdy drzwi się uchyliły. Leżał odwrócony plecami w tamtą stronę; nie musiał się martwić o swój tragiczny wygląd. Poczuł, jak materac ugina się pod ciężarem drugiej osoby.

- Lys, co się z tobą dzieje? Nie poszedłeś do szkoły - powiedział Leo. Jego ton był bardziej troskliwy, niż przy odbieraniu młodszego z ostatniej imprezy. Poczuł dłoń na ramieniu. - Powiedz mi, co się stało. Martwię się.

- Dam sobie radę - wyszeptał cicho, wciąż leżąc w tej samej pozycji.

- Przestań - jednym pociągnięciem odwrócił chłopaka na plecy; ten próbował zakryć czerwone od płaczu oczy. Przez twarz czarnowłosego zdawało się przepływać mnóstwo skrajnych emocji. - Chodzi o Kastiela? Rozalia wspomniała, że...

- Z-zostaw mnie samego, proszę... - wyjąkał Lysander czując, jak głos zaczyna mu się łamać.

- Ja... - odsunął dłoń, do tej pory spoczywającą na ramieniu drugiego. - Przepraszam, nie chciałem być nachalny... Po prostu ostatnio zachowujesz się inaczej niż zwykle... - powoli podnosił się z pozycji siedzącej.

- To nic takiego - powstrzymując płacz odwrócił się plecami do Leo.

- Eh... Pamiętaj, że zawsze możesz mi powiedzieć... - westchnął i opuścił pomieszczenie. Niedługo potem drzwi wejściowe zamknęły się roznosząc echo po pustym mieszkaniu.

Lysander nie był w stanie dłużej hamować gotujących się w nim emocji. Oczy natychmiast wypełniły się łzami, które raz po raz spływały po policzkach padając na poduszkę. Smutek powoli ustępował strachowi; myśli chłopaka zajął niepokój - jak ma wrócić do normalnego funkcjonowania po takim incydencie?

Kolejne trzy dni spędzone w domu wyglądały podobnie: przeleżał je w łóżku, odizolowany, zagubiony we własnym świecie. Czuł się osłabiony. Ostatni posiłek zjadł pół dnia temu, gdy brat był jeszcze pochłonięty pracą w butiku. Wolał unikać nawet jego, aby nie musieć się tłumaczyć; przynajmniej tymczasowo, ponieważ czekało go usprawiedliwienie wszystkich opuszczonych godzin lekcyjnych. Miał wrażenie, jakby nie mógł samodzielnie funkcjonować. Przygnębienie pozbawiło go sił do codziennego prysznica, a ten sam strój pozostał niezmieniony od niemal siedemdziesięciu dwóch godzin.

Dochodziła 22:00, gdy ciemność w pokoju rozświetlił wibrujący wyświetlacz telefonu. Srebrnowłosy sięgnął po niego od niechcenia, uznał dźwięk za kolejne bezsensowne powiadomienie. Na ekranie pojawiła się jednak informacja:

Nowa wiadomość od: Kastiel

Przetarł oczy upewniając się, czy napewno dobrze widzi. Bez zastanowienia dotknął palcem wyświetlacza, co przeniosło go do rozmów z czerwonowłosym. Z niedowierzaniem, szokiem i zdziwieniem czytał otrzymaną wiadomość.

Kastiel: Spotkajmy się jutro u mnie. 17:00.

Zmienił pozycję kładąc się na plecach. W ciszy wypełniającej pomieszczenie doskonale słyszał głośne kołatanie swojego serca. Chwilę wpatrywał się w sufit, po czym drżącą dłonią podniósł smartfon. Powoli wystukał:

Dobrze.

Głęboko westchnął. Nie do końca był pewien, czy jest gotów na tę rozmowę. Obawiał się jej konsekwencji, ponieważ mogła ostatecznie zakończyć ich relację.

W tej sytuacji ciężko było popatrzeć na perspektywę spotkania z Kastielem okiem optymisty.

Mógł odmówić, ale zgodził się.

Wyobrażenie [Lysander x Kastiel]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz