IV

435 30 1
                                    

Parę kolejnych dni nie było łatwych. Każdy wydawał się taki sam. Problem z podniesieniem się z łóżka po bezsennej nocy. Próba przetrwania dnia w liceum: nakładanie maski obojętności i unikanie widoku rozmawiających coraz częściej Kastiela i Nataniela. Powrót do domu. Spędzanie czasu zamkniętym w pokoju, aby Leo nie musiał zadawać zbyt wielu pytań. Koszmar na jawie. Natłok myśli i pytań. Wyczerpanie.

Dlaczego cały ten obrót wydarzeń tak bardzo przytłaczał Lysandra, a wręcz skutecznie utrudniał mu codzienne funkcjonowanie?

Cóż...

Ustalenie przyczyny trwało... dłuższą chwilę. Ale okazało się trafne.

A przynajmniej takie wrażenie odnosił srebrnowłosy.

- Dalej czekam, aż znajdziesz jakąś dziewczynę... Nie musi być zbyt porządna. Albo chłopaka, jak wolisz - Kastiel wzruszył ramionami. Drugi nie lubił, gdy przyjaciel schodził na ten temat. Po prostu czuł, że nie jest gotowy na pchanie się w bliższą relację z kimkolwiek.
- Chłopaka, tak? - uniósł brew. - Z tego co mi wiadomo, to nie ja miewałem takie epizody.
Czerwonowłosy zaśmiał się pod nosem. - Bez przesady, zdarzyło się ze dwa razy. I nie żałuję. Zawsze to jakaś przyjemna i nietypowa odskocznia.

Właśnie ta rozmowa rozświetliła pamięć Lysandra. Wszystko zaczynało się wydawać nieco bardziej oczywiste. Może w jakiś sposób Kastiel się w nim zauroczył? Może zwyczajnie czuł zagrożenie ze strony blondyna? I nie chodziło tu o względy. Raczej. Chłopak raczej bał się... odrzucenia. Czuł potrzebę bycia najważniejszą osobą w życiu Kastiela, tak, jak do tej pory. Chciał też pozostać najważniejszy dla niego. To on znał go najlepiej. Nie był w stanie otworzyć się w taki sam sposób przed nikim innym. Odnosił wrażenie, że zostaje odsunięty na bok nawet, jeżeli drugi nie robił tego ze świadomością. Nie chciał, aby Nataniel go zastąpił jako ktoś bliski czerwonowłosemu.

Listopad zbliżał się wielkimi krokami, a ochłodzenie temperatury powietrza dawało się we znaki. Weekendowe wyjścia nie cieszyły już tak jak wcześniej. Ciepło mieszkania wydawało się znacznie przyjemniejsze niż chłodny podmuch wiatru na zewnątrz. Właśnie z tego powodu chłopak siedział przy biurku, które pochodziło ze sklepu z antykami, próbując przelać myśli na papier. Co chwilę spoglądał przez okno na widok miasta przytłoczonego ciemnymi chmurami. Łapał sam siebie na odbieganiu myślami od pisania. Mimo to nowe słowa zapełniały kartki notatnika. Pomieszczenie wypełniała błoga cisza, nawet tykanie zegara wydawało się głośne.

Wewnętrzny spokój Lysandra zakłóciło pukanie do drzwi.

- Proszę - mruknął, nie odrywając wzroku od papieru.

W wejściu stanął Leo. Kruczoczarne włosy niesfornie opadały mu na czoło, a ciemny t-shirt luźno wisiał na ramionach. Nieczęsto można było go zobaczyć w takim wydaniu. Zwykle nosił bardziej wykwintne stroje, które sam projektował. Prowadził niewielki butik, ale cieszył się uznaniem wśród miejscowych wielbicieli mody.

- Nie chciałem ci przeszkadzać, ale mam do ciebie sprawę... Lub prośbę.

- Słucham? - dopiero teraz podniósł głowę znad biurka i zwrócił ją w kierunku brata.

- Planuję dzisiaj kolację dla mnie i Rozy, chciałem wszystko zorganizować tutaj i...

- Jasne, zmyję się. Wrócę późno - przerwał mu i wrócił do pisania.

- Dziękuję Lys - Leo uśmiechnął się i wyszedł zamykając za sobą drzwi.

Dopiero po kilku minutach srebrnowłosy zdał sobie sprawę z tego, że jeszcze niedawno nie śmiał choćby pomyśleć o opuszczeniu mieszkania, nie mówiąc nawet o powrocie w nocnych godzinach. Aura panująca na zewnątrz zniechęcała go wystarczająco, nie wspominając nawet, że nie wiedział, co właściwie miałby ze sobą zrobić.

Finalnie odłożył notatnik na miejsce, po czym podszedł do szafy. Po chwili zastanowienia wyciągnął z niej stertę ubrań licząc, że po nałożeniu wszystkich nie zamarznie od siedzenia na parkowej ławce.

Nieco ponad godzinę później opuścił mieszkanie i udał się na przechadzkę bocznymi ulicami miasta. W uszach miał słuchawki, które grały przypadkowo wybraną playlistę. Jedyną opcją, aby nie zanudzić się na śmierć, wydało się spotkanie z Kastielem. Czy Lysander wolał go unikać przez jakiś czas? Tak. Czy miał inne wyjście? Niekoniecznie. Niepewnie wyjął z kieszeni smartfon i popatrzył chwilę na nazwę kontaktu. Westchnął, po czym kliknął ikonę połączenia.

Jeden sygnał, drugi sygnał, trzeci sygnał, czwarty...

- Co słychać Lys? Coś się stało? - odezwał się głos w słuchawkach.

- Cześć, jesteś czymś zajęty? Leo potrzebował... przestrzeni, więc wyszedłem, ale niekoniecznie mam czym zająć czas.

- Tak się składa, że... Hmm... - czerwonowłosy wydał się dziwnie zakłopotany. - Mam już plany na dziś. Kurczę, sorry stary, ale nie dam rady...

- Tak... Jasne, nie ma problemu. Na razie - nie dał nawet drugiemu czasu się pożegnać. Szybko się rozłączył i włożył telefon do kieszeni płaszcza.

Lysander sam nie był pewien, czego właściwie oczekiwał niespodziewanie wychodząc z propozycją spotkania. Próbował usprawiedliwić zachowanie Kastiela, chociaż gdzieś w środku go dotknęło. Już długo nie rozmawiali tak, jak wcześniej. Wydawało mu się, że przynajmniej ten jeden raz będą mieć trochę czasu dla siebie. Niestety jego oczekiwania po raz kolejny zdecydowanie przerosły realia.

Chcąc choć na chwilę oderwać się od przytłaczających go myśli, rozejrzał się wokół siebie. Przy ulicy, którą szedł, wiele domów było już przyozdobionych dekoracjami w motywy szkieletów, dyń, duchów czy czarownic. Zbliżało się Halloween. Nie było raczej ulubionym świętem Lysandra. Nie miał nic przeciwko, zwyczajnie nie wydawało mu się ekscytujące. Kojarzyło mu się raczej z licealnymi domówkami, na które zawsze wyciągał go Kastiel.

Zaraz, czy nie miał właśnie przestać o nim myśleć?

Wyobrażenie [Lysander x Kastiel]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz