XVIII

308 24 1
                                    

Poranek był ciemny i pochmurny. Ani trochę nie zachęcał do działania. Między innymi z tego powodu Lysander leżał w bezruchu, rozglądając się po pokoju. Nie chciał także obudzić śpiącego jeszcze czerwonowłosego, który nadal kurczowo obejmował jego talię, miarowo oddychając. Minęło jeszcze dobre pół godziny, zanim pierwszy raz się poruszył. Przetarł zaspane powieki i złożył dwa subtelne pocałunki na jego plecach. Uniósł się na łokciu, patrząc na twarz chłopaka. Ten przekręcił się na plecy, spoglądając w szare tęczówki.

- Co z Demonem? Jest sam tyle czasu - powiedział, chcąc uniknąć tematu wczorajszej sytuacji.

- Nie martw się, sąsiad z góry wisiał mi przysługę. Przyjechał po klucze kiedy już spałeś - pogładził jego policzek kciukiem. - Słuchaj, jeżeli chodzi o...

- Jest w porządku, już mi lepiej - przerwał.

- Wiesz... Nie jestem najlepszy w pocieszaniu, ale postaraj się tym nie przejmować. Kiedyś sam zrozumie - wzruszył ramionami.

- Nie rozmawiajmy o tym - powiedział zdecydowanym tonem.

- Jasne, kumam.

Na ekranie laptopa przewijały się sceny mało ciekawego serialu, a słabe promienie słoneczne powoli chowały się za ciemnymi chmurami. Kastiel popatrzył na twarz srebrnowłosego, pusto wpatrzonego w urządzenie. Nie wychodziło mu nawet udawanie, że nie odbiega myślami gdzieś daleko. Westchnął ciężko, nacisnął pauzę i odłożył komputer na bok. Zanim chłopak zdążył zapytać o przyczynę nagłego zachowania, wciął kilka swoich słów.

- Kurwa, nie dam rady dłużej na ciebie patrzeć. Chciałbym żeby było dobrze - spojrzał w dwubarwne oczy.

- Przepraszam... Nie powinienem cię tym obarczać - podniósł się do siadu i schował twarz w dłoniach.

- Jeżeli jest coś, co mógłbym dla ciebie zrobić... - usiadł obok, delikatnie gładząc jego kolano.

- Pocałuj mnie - uniósł przesiąknięty smutkiem wzrok na czerwonowłosego.

Ten nie potrzebował żadnej zachęty. Bez wahania przesunął rękę na biodro chłopaka. Ostrożnie przybliżył do niego usta. Ich nosy otarły się o siebie. Najpierw delikatnie muskał jego wargi, jednak szybko zwiększył tempo, wciąż pragnąc więcej.

Lysander powoli opadał na poduszki, ciągnąc go za materiał własnej koszulki, którą dał mu do założenia rano. Oplatał jego język swoim, kiedy silna dłoń wędrowała po ciepłym torsie.

- Nigdy więcej nie pozwolę cię skrzywdzić... - Kastiel wyszeptał mu do ucha, gdy składał pocałunki na linii szczęki.

- K-kochanie... - wyjąkał cudem łapiąc oddech, gdy na jego szyi powstawały mokre ślady, a ręka była coraz bliżej podbrzusza.

Przecież on nie jest dziewczyną. To nienaturalne.

Słowa ojca niespodziewanie powróciły, odbijając się echem w głowie i ponownie zaprzątając myśli. Spanikował. Niczego nieświadomy czerwonowłosy wpijał się w wystające obojczyki, pozwalając sobie na coraz śmielszy dotyk, powodując jedynie rosnący ból psychiczny. Gwałtownym ruchem złapał go za ramię z zamiarem odepchnięcia.

- P-proszę, puść mnie - wyszeptał płaczliwym głosem.

- Cicho chłopczyku... Wiem, czego ci trzeba - mówił odrywając wargi od rozgrzanej skóry.

Nie usłyszeli nawet uchylających się drzwi wejściowych.

- Powiedziałem, że masz zabierać ode mnie łapska! - krzyknął donośnie, w nagłym przypływie adrenaliny odtrącając go od swojego ciała. Najszybciej jak mógł wstał z łóżka i wybiegł z pokoju w stronę łazienki, z trudem łapiąc oddech. Drżącą dłonią pociągnął za klamkę i zakluczył się w środku.

Zdezorientowany Kastiel zdążył jedynie postawić nogę za progiem sypialni. Para ciemnych oczu przeszyła go na wylot spod zmarszczonych brwi.

- Co się tu stało? - spytał Leo, odkładając teczkę wypełnioną papierami. Nadal wydawał się zszokowany tym, co zastał po powrocie do domu. Stał niemal nieruchomo oczekując odpowiedzi.

- Ugh, sam chciałbym wiedzieć... Długo tu byłeś? - podrapał się po karku.

- Wystarczająco długo, żeby usłyszeć ten przeraźliwy wrzask - westchnął.

- Nie patrz tak na mnie, nic złego mu nie zrobiłem - założył ręce, opierając się o framugę. - Może pójdę z nim... - odepchnął się z zamiarem odejścia.

- Nie - przerwał stanowczo. - Ja to zrobię.

- Niech ci będzie. Muszę zajarać - podszedł do kurtki wiszącej na wieszaku. Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i udał się do salonu. Otworzył jedno z okien. Wydobył iskrę, zaciągając się gorzkim, tytoniowym posmakiem. Przeklął pod nosem, po czym ponownie wypełnił płuca dymem.

Czarnowłosy zdjął płaszcz i niepewnie podszedł pod częściowo przeszklone drzwi. Głośno przełknął ślinę i zapukał.

- Lys, to ja. Proszę, porozmawiaj ze mną.

Zagłuszony głos brata pozostawał mu obojętny, gdyż nie rozumiał żadnego słowa. Siedział skulony podpierając drewnianą powierzchnię. Wszystko wokół także wydawało się być dziwnie rozmyte. Kurczowo zaciskał dygoczące palce na srebrnych kosmykach, nie zwracając uwagi na ból, który sobie zadawał. Miał problem ze złapaniem oddechu, jakby coś go podduszało. Na całym ciele nadal czuł gorący dotyk Kastiela, który teraz palił jego skórę. Po głowie krążyły uciążliwe głosy, nie chcąc dać mu spokoju.

Nigdy nie powinieneś nawet pomyśleć o czymś tak obrzydliwym.

Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.

Leo nadal opierał się o drzwi po drugiej stronie, co chwilę próbując nawiązać z nim kontakt. Coraz bardziej się niepokoił.

- Mnie tym bardziej nie będzie chciał widzieć. Lepiej wrócę do siebie - powiedział czerwonowłosy wychodząc z dużego pomieszczenia. W odpowiedzi otrzymał jedynie skinięcie głową. Już wyciągnął rękę z zamiarem wyjścia, jednak odwrócił się ostatni raz. - Powiesz mu, że nie przyjdę jutro do szkoły. Nie będzie musiał mnie unikać - opuścił mieszkanie, ponownie sięgając po zawartość kieszeni.

Lysander całkowicie stracił wyczucie czasu. Nie wiedział jak długo tkwi zamknięty w czterech ścianach skazany na siebie. Powoli odzyskiwał zdolność do swobodnego oddychania. Chwiejnie stanął na nogi i popatrzył na lustrzane odbicie, przedstawiające słabego, roztrzęsionego człowieka. Nachylił się nad umywalką. Przetarł twarz zimną wodą, po czym poprawił rozczochrane włosy. Z każdą sekundą natrętne myśli ucichały. Uchylił drzwi i opuścił łazienkę. Zaschnięte gardło dawało się we znaki, więc poszedł w kierunku kuchni. Nim zdążył chwycić butelkę wody, w progu pojawił się nadal widocznie zaniepokojony Leo.

- Czy on... Coś ci zrobił? - spytał niepewnie.

- Nie... Nie do końca - westchnął i napił się. Odstawił butelkę, następnie opierając się o blat przodem do chłopaka. Ten podszedł nieco bliżej. - Po prostu spanikowałem. Przypomniały mi się słowa... - urwał, nie wiedząc, jak powinien nazwać mężczyznę, który przecież nie chciał go znać. - Wiesz o czym mówię.

- Może potrzebujesz... Pomocy specjalisty? Martwię się o ciebie - zatrzymał zmartwiony wzrok na dwukolorowych tęczówkach.

- Też uważasz mnie za nienormalnego?

- Nie, nie, nie zrozum mnie źle. Miałem raczej na myśli, że nie panujesz nad emocjami...

- Przestań, to jednorazowy przypadek. Wszystko ze mną w porządku. Tylko... Gdzie jest Kastiel? - spytał ściszając ton.

- Wrócił do domu. Stwierdził, że nie będziesz chciał go widzieć. Prosił żebym ci przekazał, że nie będzie go jutro w szkole.

- Och... Jasne.

Wyobrażenie [Lysander x Kastiel]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz