XLVIII - Epilog

308 23 16
                                    

- Kassi, może zostaniesz jeszcze przez chwilę?... - szatynka o ciemnobłękitnych oczach powoli przesunęła spiczastym paznokciem wzdłuż klatki piersiowej chłopaka podpierającego ścianę, po czym chwyciła w dłonie kołnierz jego krwistoczerwonej, skórzanej kurtki. Wcale nie umknęły mu jej widoczne kształty podkreślone dość skąpym ubiorem. - Mogłoby być przyjemnie, nie sądzisz? - przeniosła spojrzenie na szare tęczówki.

Z dołu dochodziły zagłuszone dźwięki dudniącej w głośnikach klubu muzyki, umilającej zebranym kontynuowanie after-party po niedawno zakończonym koncercie Crowstorm. Pokój oświetlała tylko pojedyncza lampka, stojąca na jednej z dwóch szafek nocnych. Za przeszkloną ścianą rozciągał się widok miasta pokrytego powoli ustępującą osłoną nocy. Zwyczajni ludzie pewnie obracali się jeszcze z boku na bok w swoich łóżkach, podczas gdy uczestnicy wczorajszej imprezy nawet nie zmrużyli oczu.

- Przykro mi Jessy, ale czeka na mnie ktoś ważny... - popatrzył na nią równie uwodzicielsko, jak i drwiąco. To nie pierwszy raz, gdy zastępczyni menagera After Hours proponowała mu wspólną noc. Sam nie rozumiał, jak długo zamierza próbować, gdyż za każdym razem jej odmawiał. W pewnym sensie bawiło go zawzięcie dziewczyny, ale poza tym nie budziła w nim żadnych szczególnych emocji, a już z pewnością nie takich, jak tego oczekiwała. Zręcznym, ale niezbyt mocnym ruchem odsunął ją na bok, tym samym stwarzając sobie pole na odejście się od ściany, do której przytulał się zdecydowanie zbyt długo. Zabrał ostatnie rzeczy rozstawione od razu po przyjeździe i schował je w ledwo domykającej się walizce, leżącej przy dużym, dwuosobowym łóżku.

- Odrzucasz tak każdą? - teraz to ona podparła powierzchnię, krzyżując ręce za plecami na wysokości kości ogonowej. - Tracisz bilet prosto do nieba w jedną stronę, skarbie - uśmiechnęła się flirciarsko, jak to miała w zwyczaju.

- Z tą osobą byłem w miejscu lepszym od nieba - popatrzył na dziewczynę ostatni raz, łapiąc za rączkę bagażu, przez co zapadła między nimi chwila ciszy. - Do następnego, Jessico - zostawił po sobie tylko trzask drzwi.

Przed obraniem właściwego kierunku okrążył jeszcze główne ulice miasta. Zwykle nie był przesadnie nostalgiczny, tym razem jednak, po intensywnym roku pracy, w końcu miał chwilę wytchnienia, w której wzięło go na wspominki. Mijał kolejne przecznice, owiane zupełną ciszą. Jedynymi dźwiękami, jakie ją zakłócały, była melodia dochodząca z samochodowego radia oraz dźwięk pracującego silnika. Mimowolnie uśmiechał się widząc miejsca, które jeszcze do niedawna stanowiły jego codzienność. Stara szkoła, która przeszła zmianę elewacji, park, w którym często przesiadywał po ucieczce z lekcji, nareszcie restauracja szybkiej obsługi, którą wciąż pamiętał doskonale z nocnych wypadów. Pragnąc podtrzymać dawny zwyczaj, mając na uwadze ustępującą noc, skręcił w stronę okienka drive-thru. Kiedyś nie mieli tu luksusów w stylu całodobowej obsługi.

- Jesteś dziś aż za bardzo sentymentalny - prychnął sam do siebie przed uchyleniem szyby w celu zamówienia kawy.

Właśnie minął ostatni znak świadczący o końcu terenu zabudowanego, popijając małymi łykami czarny napój. Mimo pustej drogi i zamiłowania do szybkiej jazdy, tym razem nie rozwijał przesadnej prędkości. Przy akompaniamencie przyjemnej nawet dla ucha wielbiciela ciężich brzmień muzyki wpatrywał się w wschodzące za linią horyzontu, daleko za polami, słońce. Chciał jeden raz skupić się na małych rzeczach, na które już od dłuższego czasu nie zwracał uwagi. Poniekąd nie pozwalał mu na to tryb życia, jaki prowadził. Czy powinien narzekać? Nie każdy dostaje w prezencie od losu karierę, dzięki której jest ustawiony właściwie do końca życia. Wiele osób marzy o tym, ale on nie był jedną z nich. Początkowo dołączając do kapeli myślał co najwyżej o występach w miejscowych klubach przy publiczności, która nawet nie kojarzyłaby ich nazwy. Wszystko to uszczęśliwiało go do momentu, w którym ogłosili pierwszą trasę koncertową. To wtedy musiał opuścić rodzinne miasto, a co za tym szło, pozostawić w tyle jego. Rozmowy telefoniczne nie dały rady zastąpić mu realnego kontaktu, a z pewnością nie w intensywności dwóch, trzech razy w tygodniu.

Wyobrażenie [Lysander x Kastiel]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz