VI

463 30 12
                                    

Lysander właśnie dopinał ostatnie guziki długiego, czarno-bordowego fraku, który był elementem przebrania średniowiecznego wampira. Stojąc przed lustrem w swoim pokoju rozkoszował się wypełniającą puste mieszkanie ciszą. Nagle została ona zakłócona przez huk gwałtownego otwarcia drzwi wejściowych. Chłopak wygładził okrycie i zabrał z komody plastikowe kły. W tym samym momencie w progu sypialni pojawił się Kastiel. Był przebrany za diabła - miał na sobie długą, czarną pelerynę z czerwoną podszewką, czerwone rogi idealnie zgrywające się z odcieniem jego włosów, a w dłoni trzymał duże widły z trzema zębami. Przed sobą położył siatkę wypełnioną butelkami alkoholu.

- Widzę, że dobrze się przygotowałeś - skomentował srebrnowłosy spoglądając na zawartość torby.

- Spodziewałeś się po mnie czegoś innego?

- Niekoniecznie.

- Widzę, że ty też się postarałeś, tyle, że z kostiumem - zilustrował Lysa od góry do dołu, co lekko go zawstydziło.

- T-tak, skoro już zgodziłem się na tę... zabawę, to przynajmniej zrobię to z klasą.

- Jasne, klasę to i ja będę trzymał, dopóki nie wypiję więcej niż powinienem - uśmiechnął się łobuziersko, na co drugi tylko pokręcił głową. - A teraz zakładaj sztuczną szczękę i idziemy, bo nie zamierzam się spóźnić.

Po kilkunastu minutach przechadzki zbliżali się do domu Iris, ich znajomej z klasy. Wchodząc na ulicę prowadzącą pod wskazany adres, z daleka usłyszeli stłumiony odgłos muzyki, a z okien jednego z budynków mrugały różnokolorowe światła.

Lysander pomyślał, że gdyby nie namowy Kastiela, nigdy nie zdecydowałby się pójść na taką imprezę. Raczej cenił sobie ciszę, spokój, uczucie melancholii, a właśnie tego nie mógł na niej oczekiwać.

Czerwonowłosy jako pierwszy otworzył frontowe drzwi, po czym huk głośników zadudnił im w uszach. Lysander starał się nie odstępować przyjaciela na krok, przynajmniej do czasu, aż nie poczuje się choć minimalnie swobodnie. Po szybkim zorientowaniu się w rozkładzie pomieszczeń, udali się do salonu z aneksem kuchennym. Kastiel postawił przyniesione butelki na blacie, tuż obok stosu puszek piwa, opróżnionej wódki i kilku innych alkoholi. Chwycił stojące niedaleko czerwone kubeczki i postawił je przed sobą. Złapał za jeden z przyniesionych procentów. Jedną połowę wypełnił alkoholem, a drugą napojem gazowanym. Wcisnął plastik w dłoń stojącego obok chłopaka.

- To na rozgrzewkę - wyjaśnił, po czym upił część drinka.

Lysander również przechylił kubeczek, a następnie rozejrzał się po pomieszczeniu. Przy wyspie siedziały i żywo dyskutowały dwie nieznane mu dziewczyny - obydwie w strojach aniołów, białego i czarnego. W tłumie przebranych osób wypełniających salon rozpoznał kilka twarzy, w tym Rozalię w fioletowym kostiumie wróżki oraz Sucrette, która miała na sobie strój krwawej pielęgniarki. Na dużym fotelu siedział Armin, który trzymał na kolanach laptopa, najprawdopodobniej robiąc za DJ-a. Upijał jedynie łyk piwa co jakiś czas. Jego ubiór zdawał się odzwierciedlać wilkołaka.

Impreza trwała w najlepsze, kolejne godziny mijały niezauważalnie. Po tańczeniu z innymi na „parkiecie" i kilku shotach ze znajomymi ze szkoły siedzieli na sofie w mniejszym pokoju dziennym, w którym przebywało jeszcze kilka osób. Kastiel co chwilę uzupełniał kubeczki (mimo protestów drugiego), ale nie wydawał się ani trochę pod wpływem. Jedno należy mu przyznać, miał głowę do picia. W porównaniu do Lysandra. Ten zaczynał odczuwać działanie wypitego alkoholu. Na szczęście nie musiał dbać o sprawne ustanie na nogach.

- Wlej nam kolejkę, idę się odlać - rzucił czerwonowłosy „diabeł", odkładając butelki na swoje miejsce. Wyszedł z pomieszczenia zostawiając chłopaka samego, teoretycznie.

Wyobrażenie [Lysander x Kastiel]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz