Kłótnia

949 49 3
                                    

                            

Po jakiś czasie spędzonym z Draco w szpitalu Veronica postanowiła wybrać się do chaty Hagrida, by z nim porozmawiać.
Podeszła do drzwi i zapukała.

- Witaj - uśmiechnął się na widok dziewczyny.

- Cześć, mogę wejść? - zapytała.

- Oczywiście - wpuścił ją do środka.
- Może usiądziesz? - pokazał ręką na kanape. 

- Tak dzięki, powiedz jak zareagował na to wszystko Lucjusz, był bardzo zły?

- Zły to mało powiedziane, był wściekły. Zapowiedział, że wezwie Wysoką Komisję, zrobi wszystko, by pozbyć się mnie i Hardodzioba. Chce bym zapłacił za to co zrobiłem Draco.

- Ale to był wypadek!

- Może to faktycznie moja wina - poczucie winy wciąż go męczyło.

- Wcale nie, pomogę ci, zrobię wszystko w mojej mocy byś ty i Hardodziob wyszli z tego bez szwanku, obiecuję.

- Dziękuję, ale nie wiem czy uda ci się coś zdziałać z Wysoką Komisją nie ma żartów.

- Damy radę, a mogę zobaczyć Hipogryfa?

- Jasne, jest przywiązany łańcuchem do pnia drzewa, więc nie powinien zrobić ci krzywdy - wymamrotał przygnębiony.

- Ja wiem, że nie zrobi, to dobre zwierzę. 

- Pójść z tobą?

- Nie, poradzę sobie - uśmiechnęła się, po czym opuściła chatę, powoli zmierzała w stronę zwierzaka. Dziobak, gdy ujrzał dziewczyne zaczął się unosić i machać skrzydłami.

- Hej, hej spokojnie nic ci nie zrobię - robiła kolejne kroki w przód. Przypominając sobie słowa Rubeusa z lekcji o Hardodziobie, zaczęła się kłaniać. Ptak, widząc to stopniowo opanowywał emocje, robiąc to co Ślizgonka. Nastolatka poczuła się na tyle bezpiecznie, że wystawiła rękę, by go pogłaskać, a ten jej na to pozwolił.

- Ja wiem, że jesteś dobry nie pozwolę ci zginąć - szeptała, głaszcząc go po grzbiecie.
- To był wypadek na pewno da się coś zrobić.

- HEJ, może chcesz się na nim przejechać? - krzyknął z okna Hagrid.

- Jasne - z chęcią przyjęła propozycję.

Mężczyzna odwiązał Hipogryfa, po czym posadził na nim dziewczynę.

- Tylko trzymaj się mocno - ostrzegł.

- Oczywiście...AAAA - wzniosła się w górę.

Ślizgonka, lecąc czuła się wolna. Wiatr rozwiewał jej włosy, a szata latała jak szalona. Vee patrzyła na piękne widoki, nie martwiąc się wysokością i prędkością z jaką leci. Po kilku minutach przejażdżki wróciła pod chatę nauczyciela.

- I jak? - zapytał ciekawy.

- Bardzo dobrze - odpowiedziała.

- Nie bałaś się? - spytał zdziwiony.

- Nie, wiedziałam, że nic mi nie zrobi - pogłaskała go. 
- A wiesz kiedy zjawi się Wysoka Komisja?

- Jeszcze nie, ale pewnie niedługo się dowiem.

- Daj mi wtedy znać.

- Dobrze i dziękuję za słowa wsparcia.

- Nie ma sprawy, nie chcę stracić tak cudownego nauczyciela - założyła kosmyk włosów za ucho.

Ślizgoni potrafią kochać [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz