Pov. Eva
Stawiam walizkę po środku hotelowego pokoju i ciężko wzdycham. Jednak się tu znalazłam. Szykowanie na ten wyjazd zajęło mi cały poprzedni dzień, ze wszystkim zwlekałam jakby to miało mnie przed nim uratować. Nie mam pojęcia jak przeżyję ten tydzień, ale mam pewność, że wszystko skomplikuje się jeszcze bardziej. To co stało się na urwisku ciągle zaprząta mi myśli. Natan był niesamowity ale złamaliśmy zasady i nie mogę zwalić tego na używki bo tego chciałam. Posunęliśmy się o krok za daleko i nie ma możliwości zmiany manewru. Najgorsze jest chyba to, że nie dość, że nie żałuję to mi się podobało. Do mieszkania wróciliśmy w środku nocy a Natan pomagał mi dopakować walizki. Rano powiedzieliśmy sobie tylko "hej" i odwiózł mnie na stację mimo, że tego nie chciałam. Nasza rozmowa była sztywna i dyplomatyczna. Czuję się jakbym go wykorzystała.
Żeby zająć umysł czymkolwiek innym otwieram wbudowaną w ścianę białą szafę z kwiatowym wzorem, ciągnącym się u góry i po środku, aż do dołu by wypakować rzeczy. Robię to mechanicznie jak wszystko dzisiaj. Zadanie przerywa mi natarczywe pukanie do drzwi, które ignoruję ale gość nie zamierza odpuszczać.
- Witaj Evo. - odzywa się Axel. Jak zwykle zadowolony z siebie i ubrany w czarny garnitur. To cholerstwo jest jak jego druga skóra. Co jakiś czas jak gad zrzuca ją by założyć nową.
- Żegnaj. - wymijam go zostawiając za sobą dosłownie wszystko. Za moimi plecami brzmi gromki śmiech, gdy wkraczam na korytarz. Po drodze pytam starszego pana o drogę do bufetu. Jeżeli chcę mieć siły na dzisiejszą sesję muszę wcisnąć w siebie cokolwiek.
- Zamierzasz przez cały tydzień zachowywać się jakbym nie istniał? - gruby baryton budzi dreszcze w moim ciele. Nie dziwi mnie już jakim cudem tak szybko mnie znajduje. Po prostu uczę się go ignorować.
- Miło, że zauważyłeś - wbijam słomkę w karton soku – Jakim obiektem dziś się zajmujemy?
Przez dłuższą chwilę milczy pocierając brodę, nie podoba mi się to, co widzę w jego spojrzeniu. Nie chciałam stawać pod murem a sama wskoczyłam między młot a kowadło. Czego nie wybiorę ktoś ucierpi. Ponadto igram z facetem, który ma wiele brudu za uszami. Oskar ma rację, powinnam się leczyć.
- Tym razem to nie są obiekty, dziś i jutro współpracujemy z grupami tanecznymi. Mamy zrobić sesję dzieciakom. A kolejne dni to nowo powstała infrastruktura.
Krztuszę się sokiem, wydawało mi się, że dosadnie wyjaśniłam profesorowi, że nie robię sesji dla bandy rozwrzeszczanych bachorów.
- Dzieci odpadają, resztę z chęcią zrealizuję. - burczę.
- Dlaczego? Nie lubisz dzieci?
Zaciskam szczękę, to było tak dawno ale nigdy się z tym nie pogodzę. Axel w tym momencie zmusza mnie do niemożliwego. Mam ochotę go zamordować za to, że oderwał plaster z wciąż niezatamowanej rany.
- Poza tym nie podoba mi się, że nim pachniesz. - warczy.
- Zamknij się już! - uderzam dłońmi w lakierowany stolik aż zastawa podskakuje. Uwaga wszystkich ludzi obecnych w pomieszczeniu skupia się na nas. - Moje życie prywatne to nie twój zasrany interes! O której mam zejść do hallu?! - syczę.
Nie dam mu tej satysfakcji i nie odsłonię przed tak zepsutym i niewydorośłałym człowiekiem tej części mojego życia. Patrzy na mnie w szoku by po chwili wstać, chwycić mnie za łokieć i wyprowadzić niczym niesforne dziecko, nie bacząc na nieuregulowany rachunek.
- Mam nadzieję, że miałaś dobry powód by tak wybuchnąć. - syczy wskazując na drzwi.
- O której? - nie patrzę na niego, odwracam twarz w stronę pustej przestrzeni.
CZYTASZ
SANGUE BOLLENTE
RomanceKto by pomyślał, że zaledwie kilka kolorowych drinków i jeden dotyk podczas jednej z tak wielu zapijaczonych imprez uruchomi lawinę nieprzemyślanych decyzji i nieopanowanych emocji niczym efekt motyla? Rozpierająca duma i zamknięcie na ludzi skompli...