Mrużę oczy ale zdaje się, że to tylko iluzja, przede mną stoi Axel. Choćbym nie wiem jak walczyła nie dam rady uciec, wiem że przekroczyłam granicę. Normalnie by na mnie wrzeszczał ale tego wieczoru milczy i wpycha mnie na tylne siedzenie ciasno zapinając pas.
Próbowałam się wykłócać by nie kupował mi leków, nie zabierał do lekarza ani nie odprowadzał do domu czym tylko go rozwścieczyłam. Chyba nikogo nie zdziwię jak powiem, że się uparł i wykupił te leki a teraz przyczepił się jak rzep do dupy i stoi w moim korytarzu. Liczyłam, że tylko mnie odwiezie i po prostu zniknie a ja dalej będę żyła swoim życiem ale chyba musiałabym się inaczej nazywać.
- Wejdź do kuchni a ja pójdę zostawić rzeczy. - na moje szczęście dom jest pusty. Mama zostawiła na lodówce kartkę z informacją, że jadą do Violet i mam nie czekać z kolacją. Wnioskuję więc, że nie ma ich od dawna.
Odpowiada mi cichym mruknięciem i przygląda się zdjęciom wiszącym na ścianie. Opieram się o futrynę i obserwuję bruneta z ukrycia. Rozbudowane plecy odziane w czarny płaszcz, kosztujący pewnie kilka moich wypłat robią wrażenie. Czuję się przy nim jak mała dziewczynka i ze swoim wzrostem dokładnie tak wyglądam.
Uważnie przygląda się zdjęciu, na którym mam pościerane kolana, podartą sukienkę i łezki w oczach. Jeździłam na rowerku i wystraszył mnie kot babci, chciałam szybko odjechać i przez nieuwagę najechałam na wielki kamień przez co przeleciałam przez kierownicę. Zatrzymałam się na rączkach i kolanach. Łzy cisnęły mi się do oczu a ból bezlitośnie promieniował przez moje drobne ciałko ale wstydziłam się płaczu, od zawsze byłam na to zbyt dumna. Więc tylko uniosłam podbródek i z kamienną twarzą spojrzałam na przerażoną rodzinę. Babcia powiedziała, że jestem jej małym żołnierzem i jest dumna, że nie płaczę więc uparłam się by zrobiła mi zdjęcie. Przez wiele lat zdjęcie stało na kominku ale podczas ostatniego remontu mama zdecydowała się udekorować ścianę fotkami z różnych okresów i momentów naszych żyć. Odkąd pamiętam Babcia Rozeta mawiała, że ja mam ich 9, kiedyś zapytałam dlaczego. Powiedziała wtedy, że tak jak mama spadam na cztery łapy i potrafię niezwykle szybko otrząsnąć się z bólu porażki. Jej słowa stały się moją mantrą i drogowskazem.
Kochanie - zaczęła bujając się na starym i już lekko zużytym fotelu. - W życiu spotkasz bardzo różnych ludzi. Jedni będą podziwiać twoją siłę i upór a innych będzie raził w oczy.
Przestałam bawić się malutkim samochodzikiem z kindera i spojrzałam na babcię marszcząc blade brewki w niezrozumieniu. Nie pojmowałam dlaczego ta kobieta tak mówiła, przecież wszystkie moje koleżanki z przedszkola mnie lubiły.
- Babciu, ale o co chodzi?
Uśmiechnęła się tylko i spojrzała na mnie czule tak, jak tylko ona potrafiła. Zaczerpnęła łyk jaśminowej herbaty a torebka w cieczy zatańczyła pod wpływem jej ruchu. Brzdęk szkła ponownie zwrócił moją uwagę i przerwał zabawę.
- W dorosłym świecie ludzie bywają źli i bardzo często zawistnie podstawiają nogę tak jak Giorgio z przedszkola. - Zmarszczyłam nosek, bardzo go nie lubiłam, zawsze robił mi krzywdę i kilka razy obciął mi włoski. - Możesz się zawieść na bliskich ci ludziach, niektórzy będą z tobą tylko dla korzyści ale pewnego dnia znajdzie się osoba, która otoczy cię ramionami i ukoi twoje zmartwienia. Nie ochroni cię przed wszystkim, bo będzie tylko człowiekiem ale pomoże ci przebrnąć przez wszystko. Będzie trzymać cię za rękę, kiedy chodzisz po krawędzi chodnika, rozśmieszy cię jak nikt inny. Jak nikt inny zdenerwuje, może czasem zawiedzie bo nie będzie idealny ale będzie cię bardzo, bardzo kochać kochanie. - Pogłaskała mnie po włoskach i znów oparła się o oparcie.
Spojrzałam na nią moimi dużymi szarymi oczami, nic z tego nie rozumiałam. O kim babcia mówi? I dlaczego ktoś ma udawać moją koleżankę, przecież to bardzo nie ładnie kłamać.
Ocieram samotną łzę rękawem i lekko pociągam nosem, na mojej twarzy wykwita nieśmiały uśmiech, kiedy spoglądam na zdjęcie roześmianej kobiety spoglądającej na mnie tuż z nad ramienia Axela. Nagle czuję w sercu dziwne ciepło, czuję w nim ogrom miłości. Czy to ty? Ahh gdybyś tylko wiedziała co najlepszego wyprawiam.
- Spadłam wtedy z rowerka. Sama uparłam się by powstało to zdjęcie.
Axel odwraca się w moim kierunku bez wyrazu.
- Myślałem, że poszłaś zanieść rzeczy.
- Rozmyśliłam się. - podchodzę do niego i wyciągam rękę z plikiem pieniędzy za leki- Żebym nie zapomniała.
Zaciska usta i odsuwa moją dłoń. Oczywiście, pan bogacz. Prycham pod nosem i zanoszę kurtkę oraz skórzaną nerkę do salonu.
- Kawy czy herbaty? - pytam wspinając się na palce by dosięgnąć kubków. Niespodziewanie moje stopy odrywają się od ziemi na co lekko się wzdrygam. Axel silnie trzyma mnie za biodra i płynnie unosi dzięki czemu bez problemu wyjmuję porcelanowe naczynia i zamykam szafkę.
- Poproszę kawę. - mruczy mi do ucha a jego ciepły oddech owiewa moją szyję, na co przygryzam wargę.
- Zgaduję, że czarna i gorzka.
Oglądam się przez ramię wyciągając łyżeczki z szuflady, Axel siedzi przy stole i bawi się solniczką. Zasypuję kawą czarny kubek i biały w tęczowe gwiazdki, po czym zasuwam biodrem szufladę i zalewam wrzątkiem proszek.
Axel unosi na mnie pytające spojrzenie ale wzruszam ramionami jak gdyby nigdy nic. Kręci głową i zawiesza płaszcz na krześle.
- Nie skomentujesz mojego wyboru? - oblizuję usta patrząc mu prosto w oczy.
- Liczysz na aprobatę czy, że cię skarcę?
Mimo jego wcześniejszej furii zachowujemy się jak para. Zdaję sobie sprawę, że to tylko chwilowe a bomba czeka na zapalnik. Prędzej czy później skoczymy sobie do gardeł.
- Nic z tych rzeczy.- posyłam mu uroczy aczkolwiek sztuczny uśmiech - Dlaczego tak się uparłeś na ten szpital? Przecież nic takiego się nie stało.
- Nic się nie stało? Dziewczyno nie dbasz o siebie! - uderza w stół aż kubki podskakują - Ubierasz się zdecydowanie za cienko i się przemęczasz. Gdzie do cholery byłaś cały ten tydzień?! Szukałem cię wszędzie. Ja, twoi rodzice, wszyscy!
- Musiałam odetchnąć Axel! Dzieje się zbyt dużo i zbyt szybko. Gubię się, rozumiesz?
- Nie rozumiem! Gdzie byłaś?!
- TO NICZEGO NIE ZMIENI!
Mężczyzna uderza w stół na co się wzdrygam, dawny strach mimo wszystko pozostał. Nie muszę na niego spoglądać by wiedzieć, że zauważył moją reakcję i wcale mu się nie spodobała. Czuć to w powietrzu, które można by ciąć nożem.
Chwytam się za czubek nosa i ciężko wzdycham. Nie ma sensu się z nim kłócić poza tym nie mam na to siły. Zatoki mi za chwilę eksplodują, jak to zwykle wieczorem katar znów mi się nasilił więc pewnie wyglądam jak rudolf a mój makijaż po całym dniu jest istną katastrofą. Mam nadzieję, że go to odstraszy.
- Na ciebie chyba już pora. - wstawiam kubki do zmywarki i odkładam kawę na miejsce.
- Nic z tych rzeczy, jesteś tu sama i źle się czujesz. - zaplata ramiona na kalacie i lekko odchyla się na krześle.
- To nie twoja sprawa! - załącza mi się reakcja obronna.
- Wręcz przeciwnie. - przez chwilę zapada cisza podczas, której robię wszystko by na niego nie patrzeć - Jak długo masz te omdlenia?
Przed odpowiedzią ratuje mnie dzwonek do drzwi, jednocześnie się cieszę i mam ochotę przywalić głową w najbliższą ścianę. Gorzej już być nie może, przed drzwiami stoi wkurwiona ciotka. Bez dzień dobry ani pocałuj mnie w dupę wparowuje do kuchni. Niech to szlak!
Czasami życie się sypie, i to sypie tak, że nie sposób temu sprostać, dogonić, prześcignąć. Nie sposób choćby zatrzymać. Dziko niczym tonący wypatrujesz stałego punktu, twojego koła ratunkowego ale nigdzie go nie ma. Ale może świat sypie się dlatego by zbudować coś piękniejszego? ~ WILDUNIWERSE
CZYTASZ
SANGUE BOLLENTE
RomanceKto by pomyślał, że zaledwie kilka kolorowych drinków i jeden dotyk podczas jednej z tak wielu zapijaczonych imprez uruchomi lawinę nieprzemyślanych decyzji i nieopanowanych emocji niczym efekt motyla? Rozpierająca duma i zamknięcie na ludzi skompli...