Rozdział 5

1.3K 77 22
                                    


-Kocham swoje życie. - mruknąłem pod nosem.
-Ta jest cudowne. - odpowiedział ktoś z jeszcze większym sarkazmem niż ja. Otworzyłem powoli oczy, ponieważ biel w pokoju mnie oślepiała.
Zabini, a kogo innego mogłem się spodziewać?
-Co tu robisz? I gdzie są moi przyjaciele? - zapytałem ostrym tonem.
-Twoi znajomi są na lekcjach. Leżysz tu przede wszystkich przeze mnie, więc postanowiłem urwać się z lekcji, aby zobaczyć czy żyjesz. Nie chce cię mieć na sumieniu. - siedzenie przy mnie było najmilszą rzecz jaką zrobił dla mnie.
-Miękniesz. - powiedziałem. Spojrzał na mnie jakby mógł mnie zabić wzrokiem.
-Pewnie przez twoje towarzystwo. - zawsze musi powiedzieć ostatnie słowo, trochę to denerwujące, ale na swój sposób słodkie.
-Pewnie tak... - siedzieliśmy w milczeniu przez parę minut, dopóki nie przyszła pani Pomfrey.
-Lekarstwo panie Weasley. - wypiłem, było ochydne. - Wyjdzie pan jeszcze dzisiaj, ponieważ jest już pan prawie całkowicie zdrowy, a zajmuję łóżko, które może się przydać. - pokiwałem głową.

Wyszłem ze Skrzydła Szpitalnego ok. 2 godziny później. Lekarstwo zadziałało bardzo szybo, przynajmniej tak powiedziała pani Pomfrey. Nie wiem na co to lekarstwo było i z czego było zrobione, ale kto by się tym przejmował. Pchnąłem dzwi i wyszedłem z sali. Zabini czekał przy drzwiach oparty o ścianę.
-Co tu jeszcze robisz, nie mam ochoty na towarzystwo.
-Chciałem cię zaprosić na imprezę, którą organizujemy dzisiaj wieczorem w dormitorium Slytherinu.
-Ty zapraszasz mnie?
-Wyraziłem się nie jasno, czy poprostu jesteś takim idiotą? Tak zapraszam cię bo czuję się winny, że oberwałeś. - gdy chce potrafi być miły. -To przyjdziesz?
-Może, jeszcze nie wiem.
-Lepiej żebyś przyszedł, bo będę czuł się urażony. - uśmiechnął się.

Gdy tylko przekroczyłem próg mojego dormitorium i pojawiłem się w pokoju wspólnym dopadł mnie Harry.
-Siema Ron, mam pytanie. - nawet nie powiedział czemu nie przyszedł mnie odwiedzić w Skrzydle. Chociaż był tam zbędny, bo miałem lepsze towarzystwo. - Idziesz na imprezę u Ślizgonów? Bo ja tak i może poszliśmy razem?
-No wiesz... Jeszcze nie zdecydowałem.
-Proszę pójdź ze mną, proszę, proszę, proszę.
-No dobra...
-Wisze ci przysługę. A teraz chodźmy się przebrać.
-Ale impreza dopiero za 2 godziny...
-Nie marudź! Już się zgodziłeś, więc nie masz nic do gadania.
-Już idę... - powlokłem się za Harrym do pokoju. Harry wyżucał z kufra wszystkie swoje ubrania.
-Czemu się tak ekscytuje? To zwykła impreza i tyle. - wyjąłem ze swojego kufra białą koszulę, szary sweter i czarne spodnie. Wszystko dopełniłem czarnym paskiem. Z Harrym było gorzej, nie mógł się zdecydować. Miał jeszcze półtorej godziny więc da sobie radę. Podszedłem do lustra i przeczesałem palcami włosy. Czegoś brakowało. Zabrałem swój krawat i przerzuciłem go przez szyje.
-Wygląda to trochę jakbym szedł na lekcje, a nie imprezę, ale może być.
Położyłem się na łóżku. Postanowiłem, że odpocznę jeszcze przed imprezą. Zasnąłem.

-Ron. Ron! - obudził mnie Harry. - Za piętnaście minut mamy być w dormitorium. Ron!
-Wstaje, wstaje nie musisz od razu się drzeć. - powoli podniosłem się z łożka.  Harry już był przy drzwiach od pokoju.
-Szybciej, szybciej! - z półki nocnej zabrałem różdżkę i szybkim krokiem dogoniłem Harrego. To będzie długa noc.
*
*
*
Słowa: 493

| Bibioteka | Blairon |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz