Rozdział 21

1K 65 23
                                    

Perspektywa Rona

W głowie miałem tylko bordowe pudełeczko, z którym wyszedł Blaise. Cały czas interesowało mnie co było w jego środku i dla kogo było przeznaczone.

Był poniedziałek i jedliśmy śniadanie w Wielkiej Sali. Nie zwracałem zbytniej uwagi na otoczenie, dopóki nie poczułem nagłego bólu w ramieniu. Obróciłem głowę w lewą stronę.

-Czemu wbijasz mi widelec w rękę?

-W końcu! Gadam do ciebie, jak jakiś wariat, a ty nawet nie udajesz, że mnie słuchasz! Czemu jesteś taki niedostępny od soboty? Co ci się stało? Wiesz, że ja i Hermiona ci pomożemy we wszystkim. - odezwał się okularnik. Jego ton głosu zmieniał się co chwilę. Raz był zły za to że go nie słuchałem, a później zmieniał się w troskliwego przyjaciela, który zawsze ci pomoże.

-Ron, co twoja sowa robi tutaj o tej godzinie? - zapytała Hermiona, która do tej pory jadła kanapkę i się nie odzywała.

-Nie wiem. - zwierzę wylądowało bardzo nie profesjonalnie. Przy nóżce miała mały liścik. Zapłaciłem jej, a ona odleciała. Rozwinąłem list.

Spotkajmy się na dworze za 15 minut. Mam ci coś ważnego do powiedzenia.

Odruchowo odwróciłem głowę w stronę stołu Slytherinu, ciemne oczy wpatrywały się we mnie. Mój wzrok przykuło bordowe pudełeczko, które właściciel przepięknych oczu trzymał w ręce.

W 15 minut zdążyłem zjeść kanapkę, wyjść z Wielkiej Sali i dojść do wielkiego drzewa, pod którym autor listu dał mi swoją zieloną bluzę. Nadal ją nosiłem, ale pod szatą. Czekałem jakieś trzy minuty po czym usłyszałem:

-Jakim cudem jesteś wcześniej? Przecież skończyłem jeść przed tobą. - zapytał głos za mną. Obróciłem się w jego stronę. Moim oczom ukazała się postura wysokiego chłopaka.

-O co chodzi? I po co ci to pudełko.

-To pudełko jest wyjątkowe i jest dla wyjątkowej osoby. - obejrzałem się wokół siebie. Wszyscy byli jeszcze na śniadaniu.

-Nie za bardzo rozumiem.

-Ronaldzie Biliusie Weasley'u... - chłopak klęknął na jedno kolano. - Czy chciałbyś zostać moim chłopakiem? - zaniemówiłem. Byłem taki szczęśliwy!

W pudełku był sygnet z wielkim, czerwonym rubinem na środku. Po boku były wygrawerowane słowa "Na zawsze".

Spojrzałem ze łzami w oczach na Ślizgona.

-Ale z ciebie idiota, pewnie że tak... - ledwo co wykrztusiłem. Czułem jakby się mi oświadczał, a nie tylko prosił o chodzenie. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej woleliby zjeść szczury na obiad, niż odegrać taką scenę. A teraz? Teraz to wszystko było prawdziwe, szczere i pełne uczucia.

Perspektywa Narratora

Najskrytsze marzenie obu chłopców właśnie się spełniło. Bardzo mocno się kochali, a przecież zaczynali jako najwięksi wrogowie.

Perspektywa Rona

Resztę dnia spędziliśmy na łóżku w dormitorium mojego chłopaka. Leżałem w jego objęciach, w jego ciemnej bluzie i sygnecie na palcu.
Nigdy w życiu nie byłem szczęśliwszy.

A to wszystko zaczęło się w bibliotece, gdy przypadkiem na siebie wpadliśmy...
*
*
*
Słowa: 493

Powoli to opowiadanie zbliża się ku końcowi. Podejrzewam, że jeszcze jeden albo dwa rozdziały i koniec mojego pierwszego opowiadania. Myślę, że zaraz po skończeniu tego zabiorę się za następne, żebyście nie tęsknili za mną i moim stylem pisania :) Do zobaczenia w następnym rozdziale!

| Bibioteka | Blairon |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz