Rozdział 7

1.2K 82 24
                                    

-Ron jesteś tam? Ron otwórz dzwi.
-Już idę, spokojnie. - przetarłem oczy i powoli podniosłem się z podłogi. Przekręciłem klucz w zamku, a dzwi natychmiast się otworzyły. Zobaczyłem swoją najlepszą przyjaciółkę, Hermiona wyglądała na zmartwioną.
-Wszystko dobrze? Wyglądasz jakbyś płakał.
-Jest okej. Poprostu źle się poczułem.
-Kłamiesz. Nie oszukasz mnie. - weszła do środka i zamknęła drzwi. - Pogadajmy, proszę.
-No dobra. - rzuciłem zaklęcie wyciszające i usiedliśmy na łóżku.
-Więc co się stało?
-Myśle... myśle, że...
-Nie musisz mi niczego mówić, jeśli nie jesteś gotowy.

-Gdzie jest Harry? Nie widziałem go jeszcze dzisiaj.
-Sama nie wiem. Podobno poszedł gdzieś z Malfoyem wieczorem i od tamtej pory nikt go nie widział. - spojrzała na mnie ze zmęczeniem i troską w oczach.
-Nic mu nie jest. Nie musisz się martwić o niego.
-Mam nadzieję, że nic mu się nie stało.

-Dziękuję, że jesteś. - wypaliłem.
-Możesz na mnie liczyć 24 godziny na dobe. Nigdy się nie odwrócę plecami od ciebie, ani od Harrego.
-Hermiono ja... Płakałem, ponieważ narobiłem sobie nadzieji, a później... - łzy znowu napłynęły mi do oczu.
-Ojej, każdemu się zdarza, nawet mi. - uśmiechnęła się i mnie objęła.
-Myślę... Myślę, że jestem gejem... - zastygła w bezruchu. Po chwili odsunęła się ode mnie i wykrztusiła.
-Nikomu jeszcze nie mówiłam, ale ja jestem lezbijką.
-Co?! Naprawdę?
-No tak. Od 2 tygodni spotykam się z kimś.
-Gratuluję. Mam nadzieję, że poznam tą szczęśliwą dziewczynę.
-A tobie? Kto ci się podoba?
-Chyba muszę ci coś powiedzieć. Wczoraj wieczorem całowałem się z Zabinim.
-Tylko nie on. On cię nienawidzi Ron.
-W tym rzecz, dzisiaj rano powiedział, że pocałunek nic nie znaczył, a moje serce tak dziwnie zakuło. Wiesz może co to znaczy?

-Ron... Ty się zakochałeś.
-Co?
-Zakochałeś się w Zabinim.
-Nie, to nie możliwe! Ja go nienawidzę, a on mnie. Musiałaś się pomylić.
-Ja się nie mylę Ron.
-Ale, ale... Ja nie mogę... - nie mogłem nic powiedzieć, coraz ciężej mi się oddychało.
-Spokojnie, to nic złego. Poprostu serce nie sługa i tyle.
-Ale... - Hermiona spojrzała na zegarek.
-Oh, już pora na obiad. Chyba ominęliśmy kilka lekcji. Trudno.
-Idziemy do Wielkiej Sali? - zapytałem cicho, bo nadal ciężko mi się oddychało. Moje włosy były roztargane, oczy miałem czerwone od płaczu, a pod oczami miałem wory.
-Jesteś pewien, że chcesz iść? - pokiwałem głową.

Moja głowa bolała, tym razem od płaczu. Pchnąłem dzwi od Wielkiej Sali i wszedłem do środka. Wyglądałem tak słabo, że dwójka młodych gryfonów, podbiegła i spytała czy dobrze się czuje. Doszedłem do stołu i spojrzałem na pusty talerz. Gdy tylko popatrzyłem na jedzenie zachciało mi się wymiotować. Jednak nie mogłem umrzeć z głodu, więc nałożyłem sobie trochę jedzenia. Słyszałem szepty uczniów i nauczycieli, dużo osób było na imprezie, ale żadna nie była w podobnym stanie jak ja. Harry nadal się nie pojawił.

Obróciłem głowę w stronę stołu Ślizgonów. Tylko jeden patrzył na mnie. Szkoda tylko, że patrzył z pogardą i nienawiścią, zamiast troską.
*
*
*
Słowa: 475

| Bibioteka | Blairon |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz