Rozdział 12

1.1K 73 7
                                    

Perspektywa Rona

-Tylko nie to... - jęknąłem, gdy alarm zadzwonił o godzinie 7. Walnąłem w niego poduszką, ale dzwonił dalej. Nie chciałem, ale musiałem wstać. Siadłem na brzegu łóżka półprzytomny. Nie mogłem w nocy spać. Podszedłem do lusterka i przeczesałem palcami włosy. 
-Tak bardzo mi się nie chce. - umyłem twarz i zęby, po czym skierowałem się do szafy i ubrałem w mundurek.

-Hej Ron, już na nogach? - zapytał zaspany Harry

-Co masz na myśli mówiąc "już"? Jest 7:25.

-Serio?! - chłopak zerwał się i zaczął się szykować.

-Poczekać na ciebie?

-Nie trzeba, dojdę później.

-Jak chcesz. - wyszedłem z dormitorium i poszedłem w stronę Wielkiej Sali.

Podszedłem do stolika i zauważyłem Pansy.

-Hej Herm, Pansy. - przywitałem się z przyjaciółkami.

-Hej Ron, kiepsko wyglądasz.

-Lubię słyszeć komplementy z samego rana. - mówiłem i w tym samym czasie smarowałem kanapkę dżemem.

-Serio mówię Ron. Twoje włosy latają we wszystkie strony, masz wory pod oczami, a krawat nie jest nawet zawiązany.

-To z pośpiechu. Nie miałem czasu. - uśmiechnąłem się lekko. - A teraz przepraszam, ale chciałbym zjeść śniadanie.

Pierwsze zajęcia to OPCM (obrona przed czarną magią). Przynajmniej jest lepsza od eliksirów ze Snapem.

-Panie Weasley, może pan odpowiedzieć na pytanie?

-Oo.

Lekcja, jak zawsze nudna i ciągnąca się w nieskończoność. Rozumiem, że to ważne, ale czemu musimy to wszystko wiedzieć, to nie wiem. Połowa tego materiału nie przyda mi się w życiu.
Koniec lekcji, zaraz idziemy na kolejny przedmiot, później lunch i najgorsze co mogło mnie spotkać, podwojone eliksiry.

-Czy ten dzień może być gorszy?

Pora lunchu

-Widzę, że nadal chodzisz roztrzepany.

-Może. Skoczę się ogarnąć do łazienki, zaraz wracam.

-Nie zgub się po drodze!

-Mhm - mruknąłem.

Przeszedłem korytarz i otworzyłem drzwi. Nikogo nie było. Spojrzałem w lustro. Faktycznie, wyglądałem, jakbym wyszedł z trumny. Zacząłem się doprowadzać do ładu.

-Ugh. - moje włosy nie chciały się ułożyć. Nadal były potargane, pomimo przeczesania ich już ok. 40 razy. - Czemu życie robi mi pod górkę?

Chciałem już wychodzić i złapałem za klamkę. Na ramieniu poczułem zimny dotyk. Obróciłem się gwałtownie i oto zobaczyłem... Malfoya. Był cały w siniakach i chyba nie mógł ruszyć prawą ręką.

-Malfoy?! Co ci się stało?

-Zawołaj Pottera.

-Po co?

-Po prostu to zrób. - pobiegłem korytarzami do Wielkiej Sali.  Podbiegłem do Gryfona i szepnąłem mu na ucho:

-Malfoy cię woła. Jest w łazience cały poobijany. - Harry natychmiast wstał i wyszedł.

-Co się stało? - zapytała Pansy, która nadal siedziała przy naszym stole.

-Nie wiem. - powiedziałem prawdę, przecież fretka nic nie powiedziała.

Na karku poczułem ciepły oddech. Tak jak wcześniej gwałtownie się obróciłem. Za moimi plecami stał sprawca wszystkich moich kłopotów. Jak blondas, był cały pobity. Wszyscy spojrzeli na nas.

-Nie wierzę w to co robię. - chwyciłem chłopaka za rękę i pociągnąłem w stronę drzwi. Nie protestował. Tak naprawdę to nic nie mówił.

Gdy już staliśmy pod portretem grubej damy, wypowiedziałem hasło i szybko weszliśmy do środka, do mojego pokoju.

-Usiądź na łóżku, ja poszukam bandaży. Nie znam żadnego zaklęcia uzdrawiającego. - sięgnąłem do jednej z szuflad i zacząłem ją przegrzebywać.

-Czemu to robisz? Czemu mi pomagasz?

-Sam nie wiem... Nie lubię patrzeć jak ludzie cierpią i tyle. - okręciłem bandaż dokładnie na jego lewej ręce.
Oczyściłem rany i nałożyłem resztę bandaży.

-Czemu jesteś cały pobity?

-Nie chce o tym gadać.

-Nie chcesz, nie mów. Nie moja sprawa. - Zabini położył głowę na moich kolanach. - Co ty?

-Dziękuję. A teraz muszę prosić cię o ciszę. - nienawidzę go, a jednocześnie chcę, aby został przy mnie na zawsze. Chciałbym go zrzucić z kolan, a jednocześnie nie mogę, bo wygląda tak spokojnie. Co on ze mną zrobił?
*
*
*
Słowa: 603

| Bibioteka | Blairon |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz