Rozdział 20

1K 71 7
                                    

Perspektywa Rona

Gdy siedzieliśmy spokojnie w herbaciarni, do lokalu wszedł Crabbe, Goyle, Theo i Neville. Nie wiedziałem co robi Gryfon w ich towarzystwie, najprawdopodobniej znalazł się tu przez przypadek.

-Zabini! To twoja dziewczyna? - zapytał Vincent. Wkurzała mnie jego ciekawość. - Miałem rację strasznie nieśmiała, cały czas zasłania się kapturem.

Siedziałem w bezruchu. Dziękowałem sobie w duchu, że nałożyłem uniwersalny strój, czyli szarą bluzę z czarnymi spodniami. Plusem było też, że moi rozmówcy do idioci i raczej nie domyślą się, że to ja.

-Nie przedstawisz nam jej? To bardzo niegrzeczne z twojej strony. - chłopak postawił parę kroków w moją stronę.

-Odsuń się od niej. - powiedział chłodno z końca stolika czarnoskóry chłopak. Przy ostatnim słowie trochę się zawahał. Połowa herbaciarni obróciła głowy w naszą stronę.

-Jesteś bardzo zazdrosny. Prawdziwa miłość, co? - chłopak prawie niezauważenie sięgnął w kierunku mojej głowy, aby zdjąć kaptur. Zdążyłem cofnąć głowę. - Sprytna jest. Dobra, nie będziemy wam już przeszkadzać w waszej randce, zaraz wychodzimy.

-Nie ma takiej potrzeby, właśnie się zbieraliśmy. - odpowiedział Blaise. Sięgnąłem po kurtkę, którą wcześniej odłożyłem na oparcie. Szybkim krokiem wyszliśmy z lokalu i skierowaliśmy się do ciemnego zakątka, między dwoma sklepami.

-Było blisko. - powiedziałem jak  staliśmy bezpiecznie pod drzewem. - Jak długo będziemy się jeszcze ukrywać?

-A czemu chciałbyś się tak bardzo ujawniać?

-Po prostu, nie lubię jak ktoś do ciebie zarywa, albo jak co chwilę mówią o tym, że masz nową dziewczynę. To wkurzające.

-Ty jesteś zazdrosny. - powiedział słodko chłopak i się uśmiechnął.

-Bzdura. - obróciłem się do niego plecami, ponieważ robiłem się coraz bardziej czerwony. Po chwili poczułem, jak jego ręce oplatają mnie w talii i poczułem jego ciepły oddech na karku.

-Pójdziemy gdzieś jeszcze? - szepnął mi do ucha.

-Ja nie mam pomysłu, więc wybieraj. - obróciłem się i teraz staliśmy twarzą w twarz.

-Hm... Wiem, gdzie możemy pójść!

-Tylko proszę, żeby to było warte moich kroków.

-Nie martw się, będzie.

Przez chwilę szliśmy normalnie, ale niespodziewanie Blaise zakrył mi oczy dłońmi. Próbowałem liczyć kroki i zgadywać gdzie się znajdujemy.

-15 kroków w lewo... 14 w prawo.... 10 prosto... On chodzi na około? Albo chce, żebym nie wiedział gdzie mnie prowadzi.  Gdzie idziemy?

Chodziliśmy jeszcze przez chwilę, aż w końcu stanęliśmy.

-Już się boję, co ty sobie ubzdurałeś w tej swojej pustej główce. - chłopak zdjął dłonie z moich oczu. - Naprawdę? Jubiler? Po co my tu przyszliśmy?

-Możesz poczekać na dworze? Muszę tylko wejść po przesyłkę i wracam.

-Ta jasne. - mruknąłem i usłyszałem otwieranie drzwi. - Ciągnął mnie tu tylko po to, aby wejść sam. - westchnąłem.

Po kilku minutach Ślizgon wyszedł z małym bordowym pudełeczkiem.

-Co jest w środku?

-Nie mogę powiedzieć. - odpowiedział krótko, coś ukrywał. Zżerała mnie ciekawość.

Co jest w tym pudełku?
Po co chłopak ukrywa jego zawartość?
I najważniejsze - Dla kogo było?
*
*
*
Słowa: 465

| Bibioteka | Blairon |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz