Perspektywa Rona
Gdy siedzieliśmy spokojnie w herbaciarni, do lokalu wszedł Crabbe, Goyle, Theo i Neville. Nie wiedziałem co robi Gryfon w ich towarzystwie, najprawdopodobniej znalazł się tu przez przypadek.
-Zabini! To twoja dziewczyna? - zapytał Vincent. Wkurzała mnie jego ciekawość. - Miałem rację strasznie nieśmiała, cały czas zasłania się kapturem.
Siedziałem w bezruchu. Dziękowałem sobie w duchu, że nałożyłem uniwersalny strój, czyli szarą bluzę z czarnymi spodniami. Plusem było też, że moi rozmówcy do idioci i raczej nie domyślą się, że to ja.
-Nie przedstawisz nam jej? To bardzo niegrzeczne z twojej strony. - chłopak postawił parę kroków w moją stronę.
-Odsuń się od niej. - powiedział chłodno z końca stolika czarnoskóry chłopak. Przy ostatnim słowie trochę się zawahał. Połowa herbaciarni obróciła głowy w naszą stronę.
-Jesteś bardzo zazdrosny. Prawdziwa miłość, co? - chłopak prawie niezauważenie sięgnął w kierunku mojej głowy, aby zdjąć kaptur. Zdążyłem cofnąć głowę. - Sprytna jest. Dobra, nie będziemy wam już przeszkadzać w waszej randce, zaraz wychodzimy.
-Nie ma takiej potrzeby, właśnie się zbieraliśmy. - odpowiedział Blaise. Sięgnąłem po kurtkę, którą wcześniej odłożyłem na oparcie. Szybkim krokiem wyszliśmy z lokalu i skierowaliśmy się do ciemnego zakątka, między dwoma sklepami.
-Było blisko. - powiedziałem jak staliśmy bezpiecznie pod drzewem. - Jak długo będziemy się jeszcze ukrywać?
-A czemu chciałbyś się tak bardzo ujawniać?
-Po prostu, nie lubię jak ktoś do ciebie zarywa, albo jak co chwilę mówią o tym, że masz nową dziewczynę. To wkurzające.
-Ty jesteś zazdrosny. - powiedział słodko chłopak i się uśmiechnął.
-Bzdura. - obróciłem się do niego plecami, ponieważ robiłem się coraz bardziej czerwony. Po chwili poczułem, jak jego ręce oplatają mnie w talii i poczułem jego ciepły oddech na karku.
-Pójdziemy gdzieś jeszcze? - szepnął mi do ucha.
-Ja nie mam pomysłu, więc wybieraj. - obróciłem się i teraz staliśmy twarzą w twarz.
-Hm... Wiem, gdzie możemy pójść!
-Tylko proszę, żeby to było warte moich kroków.
-Nie martw się, będzie.
Przez chwilę szliśmy normalnie, ale niespodziewanie Blaise zakrył mi oczy dłońmi. Próbowałem liczyć kroki i zgadywać gdzie się znajdujemy.
-15 kroków w lewo... 14 w prawo.... 10 prosto... On chodzi na około? Albo chce, żebym nie wiedział gdzie mnie prowadzi. Gdzie idziemy?
Chodziliśmy jeszcze przez chwilę, aż w końcu stanęliśmy.
-Już się boję, co ty sobie ubzdurałeś w tej swojej pustej główce. - chłopak zdjął dłonie z moich oczu. - Naprawdę? Jubiler? Po co my tu przyszliśmy?
-Możesz poczekać na dworze? Muszę tylko wejść po przesyłkę i wracam.
-Ta jasne. - mruknąłem i usłyszałem otwieranie drzwi. - Ciągnął mnie tu tylko po to, aby wejść sam. - westchnąłem.
Po kilku minutach Ślizgon wyszedł z małym bordowym pudełeczkiem.
-Co jest w środku?
-Nie mogę powiedzieć. - odpowiedział krótko, coś ukrywał. Zżerała mnie ciekawość.
Co jest w tym pudełku?
Po co chłopak ukrywa jego zawartość?
I najważniejsze - Dla kogo było?
*
*
*
Słowa: 465
CZYTASZ
| Bibioteka | Blairon |
FanfictionDwaj chłopcy o różnym wyglądzie i charakterze, powoli zakochują się w sobie. Wszystko zaczęło się w bibliotece, w której doszło do małego wypadku. Potem było już tylko lepiej... To moje pierwsze opowiadanie, mam nadzieję, że wam się spodoba! POSTAC...