Rozdział 32 Przestańcie w końcu gadać o szerokich biodrach...

290 10 363
                                    

Wszystko zaczęło się bardzo spokojnie. To był zwykły piątek... a przynajmniej miał być. Dosłownie nic nie wskazywało na to, że wydarzy się coś niezwykłego.

Dzień rozpoczął się od kłótni Słowackiego i Mickiewicza o to, co pierwsze się daje. Płatki czy mleko? Potem rozmowa zeszła na... inne tory...

— Czemu się ciągle gapisz w telefon? — zapytał ze złością Adam, po czym zabrał się za jedzenie swoich płatków.

— Patrzę czy już o mnie napisali.

— Co napisali?

— Artykuł! Przecież uratowałem dziecku życie, znokautowałem mordercę pedofila swoją mocą... musi być coś o mnie!

— Zabiję cię kiedyś, wiesz?

— Czemu nikt o mnie nie wspomniał? Przecież jestem tak przystojny, powinni dać jakieś moje zdjęcie...

— Gdybyś nie był obdarzonym, to pewnie by o tobie napisali.

— Oni ciągle mnie nie doceniają! — zaczął się bulwersować Juliusz. — Nieważne co zrobię, nic nie przynosi mi sławy i rozgłosu!

— A to, dlatego że jesteś chujową osobą.

— To jest skandal! Do tego ciągle sprzedają moje dzieła, a ja nic z tego nie mam! Jeszcze mnie nie podpisują gnoje!

— Teoretycznie nie żyjesz. To oczywiste, że nie dostaniesz żadnej kasy.

— Przecież to jest jakieś bezprawie! Oni zarabiają na czymś, co ja stworzyłem! Te pieniądze powinny być moje!

Zostawiłem ich w spokoju.

Poszedłem na górę, aby się trochę pouczyć. Potem potrenowałem z Adamem i panem Korczakiem, czyli same nudy. Jak wróciłem, to zaczęliśmy grać z Henrykiem w simsy, a Andrzej siedział na pufie obok nas i czytał książkę.

— Andrzej, będziemy mieć niedługo studniówkę w simsach!

— No. Super. — Aha, nie słucha go.

— Musimy kogoś wziąć ze sobą!

— Mhm.

— Musimy ci znaleźć dziewczynę!

— Tak, tak.

— I mi i Ignasiowi też!

— Jemu to prędzej chłopaka.

Zabiję go za ten żart. Albo nie. Mam lepszy pomysł.

— Heniu...

Sienkiewicz spojrzał na mnie ze szczęściem.

— Nazwałeś mnie "Heniem"! To pierwszy raz! Jestem taki szczęśliwy!

Przytulił mnie.

To naprawdę aż tak wielki powód do radości?

— Nie ma sprawy.

Delikatnie odsunąłem go od siebie i postarałem się wyglądać na bardzo smutnego.

— Wiesz, ostatnio czuję się trochę samotny.

Jego twarz posmutniała.

— Nikt nie chce śpiewać ze mną katolickich piosenek...

Za to Andrzej wyglądał na przerażonego.

— Ja mogę z tobą je śpiewać! — krzyknął z entuzjazmem.

— Naprawdę? — spytałem z nadzieją.

— Tak! Co chcesz zaśpiewać?

Przez następne bite dwie godziny śpiewaliśmy katolickie piosenki, a siedzący obok nas Andrzej umierał w środku.

Bungou Stray Dogs - wersja polscy pisarzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz