Usiadłem na swoim ulubionym krześle i zacząłem się śmiać jak głupi.
No przecież! Jak mogłem zapomnieć o nim! Zygmunt Krasiński – nowy prezes DSO... to tak świetnie brzmi! Jestem takim geniuszem! I pomyśleć, że wczoraj miałem jakieś wątpliwości oraz że czułem się tak beznadziejnie. On jest po prostu idealny! Idealnie uległy i niepewny swoich umiejętności... wprost cudownie będzie można nim manipulować! Do tego dobrze dogaduje się z obdarzonymi z Rivii.
Przestałem się śmiać i zacząłem przeglądać jego dane.
Miał problemy na tle nerwowym i nadal ma ze wzrokiem? To coś nowego. Poza tym, te wszystkie rozmowy o jego ojcu... muszę się dowiedzieć o tym czegoś więcej. Może będę mógł wykorzystać ich toksyczną relację w jakiś sposób... byłoby cudownie! Tylko szkoda mi tak od razu skreślać Kochanowskiego... jeśli sprawimy, że się zmieni... to czy wtedy ten dzieciak chętniej przejdzie na naszą stronę? Mieć moc leczenia ludzi po naszej stronie... cóż za fantastyczna myśl! Zresztą, nie tylko jego może to przekonać. Ten koleś od piorunów oraz Andrzej też mogą dzięki temu do nas dołączyć!
Tylko co zrobić, aby się zmienił? Może pokażemy mu, że Polski Ruch Obdarzonych, to nie jest organizacja, z którą można pogrywać? Właśnie wpadł mi do głowy pewien świetny pomysł. Po prostu cudowny!
Uśmiechnąłem się do siebie.
Czas w końcu zawalczyć o nasze prawa.
**************************************
Wstałem, jak zwykle, o szóstej. Czuję się wykończony samym życiem.
Spojrzałem na Dmitrija. Wygląda na tak samo zmęczonego jak ja.
Ubrałem się w pierwsze lepsze ciuchy, w miarę ogarnąłem się w łazience i zszedłem na dół. Tuwim, Prus, Sienkiewicz i Wyspiański są już na dole. Poczekaliśmy aż Dmitrij do nas zejdzie i zjedliśmy razem śniadanie. Jeszcze Wyspiański dostał kazanie od Tuwima i vice versa. Trochę śmiesznie obserwowało się wymianę zdań między nimi, bo prawie każde ich zdanie zaczynało się od: "A ty uważaj na..." albo: "A ty nie rób..." i te podobne.
Potem Mróz podjechał pod nasz dom i zabrał jedyne odpowiedzialne osoby w tym domu oraz Henryka na cmentarz. Powiedzieli, że wrócą około siedemnastej. Mam nadzieję, że dotrzymają słowa, bo od kiedy tylko upuścili ten budynek, czuję się jakoś strasznie niespokojny.
— Moi mili, co byście chcieli na obiad? — zapytał Wyspiański.
— Pierogi — stwierdził Dmitrij. — Albo jakąś zupę.
— O! Zupa, to jest to! Nie można tego spierdolić! Idealne dla mnie! Dzisiaj wam ugotuję zupkę moi mili. Jak się z tym czujecie?
— Źle. Boję się — powiedział przerażony Głuchowski.
— No weź, nie będzie aż tak źle.
— Coś czuję, że będzie. — Zgadzam się z nim.
— Przesadzacie.
— Może ci pomogę? — zaproponowałem.
Przynajmniej będę miał go wtedy na oku i będę wiedział, że nas nie otruje.
— Nie. Sam sobie poradzę. Niby jak trudne może być ugotowanie zupy?
Ten budynek wybuchnie. Na pewno. Wszyscy zginiemy.
Ku mojemu zdziwieniu, przez większość czasu było spokojnie. Zbyt spokojnie. Wyspiański pracował w swoim pokoju, Andrzej spał, a jak Adam, Jan i Juliusz zeszli na dół, to było jakoś strasznie cicho. Nawet Słowacki nie nakrzyczał na Mickiewicza, gdy ten nasypał soli do jego herbaty. I tak by pewnie pozostało, gdyby nie to, że Stanisław zszedł na dół z krzesłem, ale nie byle jakim. To krzesło z mojego pokoju.
CZYTASZ
Bungou Stray Dogs - wersja polscy pisarze
FanfictionZastawialiście się kiedyś co by było gdyby Bungou Stray Dogs opowiadało o polskich pisarzach? Nie? To świetnie! Napisałam o tym książkę! Oh boi... to na serio najlepszy opis na jaki mnie było stać... no cóż. Enjoy serduszko.