Rozdział 28 Biedny Cyprian, nie stać go na kwiatki na przecenie

249 12 120
                                    

Obudził mnie ktoś inny niż Prus. Wow, niesamowite! Leżałem i próbowałem ponownie zasnąć, lecz nagle ktoś z impetem otworzył drzwi od mojego pokoju.

— Wstawaj Ignaś! Lecimy na bieganko! — zarządził Mickiewicz.

Kurwa nie.

— Już wstaję.

Nie poruszyłem się nawet o milimetr.

— Pomóc ci?

— Sam sobie poradzę — mruknąłem i zatopiłem twarz w poduszce.

Usłyszałem zbliżające się kroki, a potem coś pociągnęło mnie za nogę. Chwyciłem się za oparcie łóżka.

— Sam wstanę! Sam wstanę! Już wstaję!

Przestał mnie ciągnąć, gdy znalazłem się na krawędzi łóżka.

— To dalej, nie mamy całego dnia.

Szybko się ogarnąłem, ubrałem się w ciepłe, sportowe ciuchy. Zjadłem jakąś kanapkę na śniadanie, przebrałem buty i wyszedłem na dwór. Jest w chuj zimno.

— To co? Dzisiaj tylko dziesięć kilosów? — spytał z uśmiechem.

— ILE!?

On chce mnie zabić!?

— Dasz radę. Zobaczysz, szybko zleci.

Ratunku! Pomocy! On się nade mną znęca!

Czy tego chciałem, czy nie zaczęliśmy biec. O dziwo szło mi bardzo dobrze. Przez długi czas nie byłem zmęczony ani zduszany. Treningi Prusa coś dały. Przedtem padałem po trzech okrążeniach boiska, teraz mógłbym przebiec znacznie więcej. Czyżby to była moja droga do bycia fit? Przypomniałem sobie ile czekolady trzymam u siebie w pokoju. Nie, dopóki istnieje czekolada nie będę w stanie być fit. Najważniejsze, że na razie, odpukać, jestem zdrowy. Mnóstwo osób tego nie docenia. Dopiero gdy coś się stanie zaczynają żałować.

Zatrzymaliśmy się na chwilę w jakimś parku.

— Dobra. To teraz poćwiczymy to, czego nauczyłem cię we wtorek.

— Tutaj? — zapytałem zaskoczony.

— Tak, tutaj.

— Nie możemy poćwiczyć...

— Nie. Musisz poczuć więź z naturą.

Zawiał mocny, porywisty wiatr. Liście wplątały mi się we włosy, a trochę wpadło mi do oczu i do ust. Odgarnąłem je sobie z twarzy.

Nie chcę żadnej więzi z naturą w czasie jesieni. Jest na to za zimno, ale oczywiście mu o tym nie powiem. Chcę jeszcze trochę żyć.

W momencie, w którym wyciągnąłem ostatni liść z włosów, znowu zerwał się wiatr, przez co na głowę Adama spadły dwa kasztany. Jego twarz momentalnie spochmurniała. Spojrzał morderczym wzrokiem na dwa biedne kasztany, po czym skierował swój wzrok na mnie.

— Tylko coś wspomnij o tym wydarzeniu Juliuszowi, a nie żyjesz, rozumiesz? — zagroził.

— T-tak — odpowiedziałem nerwowo.

Poćwiczyliśmy jakiś czas i zaczęliśmy biegiem wracać do "domu", lecz po drodze zatrzymaliśmy się.

— Ignaś, Ignaś! Zrób mi zdjęcie!

Podał mi swój telefon i stanął przy znaku "ul. A. Mickiewicza". W tle był jeszcze plakat, który reklamował pogadankę z profesorem na temat "Pana Tadeusza" oraz ogromnego wpływu tego dzieła na historię naszego kraju.

Gdy dotarliśmy do naszego miejsca zamieszkania, umyłem się i przebrałem. Jak wyszedłem z piwnicy, to spotkałem Wyspiańskiego, który jakimś cudem wyglądał jeszcze gorzej niż wczoraj. Znowu był ubrany w ciepłe ciuchy.

Bungou Stray Dogs - wersja polscy pisarzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz