Rozdział 36 Kult George'a Orwella

282 12 166
                                    

Przejechaliśmy całą drogę w ciszy. Ciągle patrzyłem przez okno i obserwowałem widoki. Mimo to, nawet nie zauważyłem kiedy byliśmy na miejscu.

— Tylko tyle mogę pana podwieźć. Pójdę wypakować pańskie walizki.

Wyszedłem z samochodu i zamarłem.

Co to ma być?

To co widziałem wyglądało tak, jakby ktoś specjalnie wyrzucił śnieg na pewną część miasta, tak dla żartu. Tylko że wziął go za dużo. Będzie mi sięgał do kolan.

— Co tu się stało?

— Jeden z obdarzonych to zrobił. Może przynieść srogą zimę na pewien niewielki obszar.

To ma sens, w końcu śnieg zaczyna się nagle. Zupełnie jakby ktoś narysował na mapie okrąg cyrklem i wrzucił w niego śnieg.

— Niedługo będą dwa miesiące od tego zaśnieżenia.

— Dwa miesiące!? To trwa dwa miesiące!? I nikt nic z tym nie zrobił!?

— Pan Bram próbował, ale DSO ciągle odrzuca jego prośby o sprawdzenie. Doprawdy, niepoważni ludzie. Mają szczęście, że go jeszcze nie zdenerwowali. Mogłoby się to źle skończyć.

— Tak... dziękuję za odwiezienie mnie i tak dalej.

— Drobiazg, panie Krasicki. — Podał mi moje walizki. — Powodzenia.

— Przyda się. Do widzenia.

— Do widzenia.

Niepewnie zacząłem iść przez śnieg. Sięgał mi powyżej kolan. Prawie nikogo nie było na zewnątrz. Nie dziwię się. Jest tak zimno, że z wielką chęcią zostałbym w jakimś ciepłym budynku. Okna domów były pokryte szronem, tworząc piękne wzory.

Było w cholerę zimno. Nie wierzę, że to mówię, ale dobrze, że Prus kazał mi spakować te wszystkie grube kurtki i ciepłe rzeczy. Nigdy w życiu bym nie przewidział, że będę łaził w śniegu.

Szedłem powoli i ostrożnie, przy okazji uważnie szukałem miejsca, do którego miałem się udać. W końcu tam dotarłem.

Był to jeden z trzypiętrowych domków szeregowych. Po architekturze sądzę, że został wybudowany pod koniec ery georgiańskiej¹. Parter był dość ozdobny, w porównaniu do wyższych pięter. To pewnie zasługa tego, że dół miał rzeźbione w stiuku² kreski, aby trochę ozdobić ten budynek. Reszta to były zwykłe, gołe ceglane ściany. Przed szeregowcem znajdowało się zejście do piwnicy, które było odgrodzone od ulicy czarnym płotem ze szpikulcami. Na samym dole były czarne drzwi, parę ozdobnych lamp oraz duże okno. Wyżej, na pierwszym piętrze, znajdował się balkon, na którego czarnej, żelaznej balustradzie było mnóstwo donic z zamarzniętymi roślinami. Na każdym piętrze są dwa okna, jednak te na tym poziomie są trochę dłuższe niż te znajdujące się powyżej. Pewnie jedno z nich tak naprawdę jest drzwiami balkonowymi. Przy pozostałych oknach również były doniczki z zamarzniętymi roślin, tak samo jak przy ogrodzeniu od piwnicy.

Ogólnie ten dom jest... dziwny. Dół wydaje się zbyt ozdobny w porównaniu do góry. Raczej nie chciałbym tu mieszkać.

Zadzwoniłem do drzwi. Chwilę czekałem, ale nikt nie otwierał. Znowu nacisnąłem na dzwonek. Sytuacja się powtórzyła. Zadzwoniłem po raz trzeci. Znowu nikt się nie odezwał.

Co mam teraz zrobić? Mam po prostu wejść? Powoli tu zamarzam.

Nacisnąłem na klamkę. Drzwi się otworzyły. Niepewnie wszedłem do środka. Znalazłem się w ciemnym przedsionku. Spróbowałem otworzyć kolejne drzwi. Otworzyły się bez problemu.

Bungou Stray Dogs - wersja polscy pisarzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz