Rozdział 17 Barbie to moja idolka serduszko

331 13 997
                                    

Dzisiaj w nocy Julian znów darł się w niebo głosy. Naprawdę. Nie mam pojęcia co mu się śniło. Przedtem wykrzykiwał jakieś konkretne słowa, a teraz po prostu wrzeszczał, zupełnie jakby go ze skóry obdzierali. Wyspiański parę razy krzyczał, że ma być cicho, ale bez skutku. Usłyszałem jak otwiera drzwi, a potem kolejne. Wstałem i zajrzałem na korytarz.

— Spokojnie... zaraz go uciszę — powiedział zmęczonym głosem, po czym zszedł na dół.

Po paru minutach wrócił z wiadrem wody.

— Co ty odwalasz?

— Idę go obudzić.

— Zwariowałeś?

— Ty nie słuchasz tego darcia przez siedemnaście lat swojego życia. Dobra, to ja lecę.

Schowałem się do siebie i czekałem na efekty.

— KURWA MAĆ, STACHU!

Mimo, że ich pokój jest po drugiej stronie budynku, to i tak słyszałem śmiech Wyspiańskiego. Potem usłyszałem bardzo zbliżające się kroki. Stanisław wparował do mnie do pokoju i zakluczył drzwi, a potem zadowolony usiadł na skraju mojego łóżka.

— Stachu, zabiję cię! Wywalę twoje farby i dżemy! Wyłaź stąd! Wszystkim rozpowiem to, jak dostałeś paraliżu, bo laska dała ci kosza! Otwieraj!

Julian zaczął wydawać z siebie dziwne odgłosy niezadowolenia.

— Aha, zaczyna się faza wkurwienia. Teraz przez jakiś czas będzie chodził w kółko, a potem stwierdzi, że weźmie mnie na litość swoim "urokiem osobistym". Zobaczysz. Tak będzie — wyszeptał z ogromnym uśmiechem.

Tuwim przez ponad minutę chodził w kółko.

— Stasiu... wyjdź do mnie. — Jego głos był pełen skruchy. — Przepraszam... wiem, że zrobiłeś to dla mojego dobra. Już się nie gniewam, więc możesz już wrócić do naszego pokoju...

— Zaraz znowu wybuchnie — szepnął podekscytowany.

Księżyc jest akurat w pełni, więc idealnie oświetla jego twarz. W tym świetle jego oczy wydawały się być jeszcze bardziej zachwycające.

— Stasiu, zrobię ci dżemik jutro.

Teraz ton jakim się posługiwał był bardziej smutny, zupełnie jakby miał się zaraz rozryczeć.

— Posprzątam w pokoju, ale tak, że będziesz wiedział gdzie co jest, tylko wyjdź już do mnie...

Nastąpiła chwila ciszy.

— Trzy, dwa, jeden i... teraz!

— KURWA MAĆ STACHU, OTWIERAJ TE JEBANE DRZWI! ROZSZARPIĘ CIĘ ZA TO, ŻE OBLAŁEŚ MNIE TĄ PIEPRZONĄ WODĄ! ROZUMIESZ!?

Zaczął kopać drzwi.

— Nie wyjdę stąd! Zostanę tutaj na zawsze! — krzyknął. — Patrz teraz będzie udawał, że to żart — dodał szeptem.

— OTWIERAĆ, POLICJA!

— Nie ma nikogo w domu!

— Ale ty głupi jesteś. Jutro się policzymy. Idę spać na twoim łóżku.

— Co? Jak to? Przecież ty nienawidzisz mojej zbyt miękkiej poduszki.

— Spierdalaj. Właśnie Ignaś, wiedziałeś o tym?

— Nie.

— Kłamca! Widział mnie! Widział jak idę z wiadrem! — A to kabel.

— Nieprawda!

Bungou Stray Dogs - wersja polscy pisarzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz