Rozdział 24 Mały Juliuszek i piccolo

267 14 61
                                    

Obudziłem się wcześnie rano. Jest piąta. To dziwne, by Prus budził się, aż tak wcześnie... a tak poza tym, to dziś jest poniedziałek, mój ulubiony dzień tygodnia! Jej... aż mi się nie chce wstawać.

Mimo to, podniosłem się z łóżka i poszedłem do łazienki się ogarnąć, a potem ubrałem się w pierwsze lepsze ciuchy. Zszedłem na dół i przez chwilę mnie zatkało, ale potem sobie przypomniałem, że wczoraj Andrzej darł się, że chce namiot. Trochę śmiesznie, że skończyło się na tym, że Stanisław tam spał. Na dole nikogo nie było poza mną i Wyspiańskim, który spał w namiocie. Jest w cholerę cicho. Gdzie się podział Prus?

Zjadłem jakieś śniadanie i wróciłem na górę i napisałem wiadomość do Dmitrija. Słyszałem jak ktoś wchodzi do domu. Niby po co miałby tak wcześnie gdzieś wychodzić? Dobra, nie wnikam, może później się dowiem.

Siedziałem na swoim wygodnym krześle od Wyspiańskiego i uczyłem się hiszpańskiego. Łatwo się uczy tego języka i jest naprawdę ładny. Usłyszałem krzyki Andrzeja z pokoju obok. Po prostu cudownie. Chciał się bawić klockami LEGO Henryka. Z pokoju Słowackiego zaczęła dobiegać muzyka. Tym razem grał jakiś utwór Chopina. Sapkowski wyszedł z pokoju. Po chwili Juliusz wydarł się, więc postanowiłem wyjść z pokoju i zobaczyć co się stało. Na korytarzu spotkałem Henryka. Najwidoczniej nie tylko mnie zmartwił stan Juliusza. Drzwi od jego pokoju były otwarte na oścież. Andrzej właśnie szarpał się z Słowackim, siedzącym przy pianinie. Tuwim z wypiekami na twarzy nagrywał całe wydarzenie. Wyspiański, który przybiegł na górę był w podobnym stanie co jego przyjaciel.

— Ja też chcę grać!

— Nie! Popsujesz mi pianino!

— Ja chcę robić muzykę!

— Graj na perkusji z garnków lub na skrzypcach z piwnicy, albo gitarze! Wszystko, tylko nie moje biedne pianino!

— JA CHCĘ TO!

— Juliusz, choć raz się z kimś czymś podziel... — powiedział ironicznie Wyspiański.

— Nie.

Andrzej się rozryczał. Darł się wprost do ucha Słowackiego. Ta taktyka okazała się skuteczna, bo Juliusz w końcu uległ. Przesunął się tak, aby Sapkowski mógł usiąść obok niego.

Andrzej uderzył ręką w klawisze. Nieprzyjemny, głośny dźwięk zranił nasze biedne uszy. Niestety, Andrzej kontynuował swój koncert. Chopin, Mozart i Beethoven pewnie teraz się przewracają w grobach. Na początku tylko Henryk i Juliusz byli sceptycznie nastawieni do gry Andrzeja. Tuwim i Wyspiański wyglądali na bardzo podekscytowanych, jednak po paru sekundach ich wyraz twarzy zmienił się na bardziej przerażony. Po minucie wszyscy wyglądaliśmy jak człowieczek z obrazu "Krzyk" Muncha. Świetny początek dnia.

Wszyscy, oprócz Henryka i Andrzeja kontynuującego swoje grę na pianinie, zeszli na dół. Przez chwilę wszyscy męczyliśmy się przy składaniu i odnoszeniu namiotu, w końcu usiedliśmy spokojnie na kanapach.

— Mam dobre wieści — powiedział Prus.

— Mała kurwa zginęła w katastrofie lotniczej? — spytał z nadzieją Słowacki.

— Nie Juliusz, z Adamem jest wszystko dobrze, wróci do nas wieczorem.

Zawód widoczny na jego twarzy jest wprost cudowny.

— Poza tym, nie przeklinaj przy dzieciach.

— Oni mają po piętnaście lat! Pewnie za naszymi plecami klną jak szewc.

Wszystkie oczy zwróciły się ku mnie.

— Nie patrzcie tak na mnie.

— Ok — powiedział spokojnie Wyspiański. — Widziałeś kiedyś przeklinającego Henia?

Bungou Stray Dogs - wersja polscy pisarzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz