Carmen
— Cześć, porozmawiasz ze mną? — podniosłam głowę kiedy usłyszałam cichy głos Camille, która nieśmiało weszła do mojego starego pokoju w kościele świętej Anny. Skinęłam lekko głową i podniosłam się na poduszkach, a blondynka usiadła obok mnie na łóżku i zgarnęła mnie w swoje ramiona — Opowiedz mi co się stało, nie duś tego w sobie Carmen.
Przełknęłam głośno ślinę i odsunęłam się lekko od blondynki. Od kilku dni siedziałam sama w pokoju, nie dopuszczając do siebie Marcela ani Kola. Podobno dziewczyny, które też wróciły świetnie teraz czarują i są silniejsze niż wcześniej a nie miałam ochoty o tym słuchać.
— Umarłam — powiedziałam, zaskakując samą siebie tym jaki słaby był mój głos — Na początku byłam sama, a potem je słyszałam. Głosy przodków szepczące do mnie. Są na mnie wściekli, Cami — otarłam ręka łzy, które spływały po moich policzkach na samą myśl o tym co przechodziłam — Użyłam mocy przeciwko swoim. Powiedzieli, że uczynią mi straszne rzeczy, jeśli znów niewłaściwie użyję swojej magii — Camille chwyciła mnie za dłoń i lekko ją ścisnęła.
— Uczyłam się o efektach traumy i znęcania się — odezwała się po chwili ciszy — Czarownice, które zmusiły cię do rytuału, okłamały cię. Skrzywdziły.
— Camille, doceniam to naprawdę, ale nic co wyczytałaś w swoich książkach mi nie pomoże — przerwałam jej.
— Dobrze — westchnęła — W takim razie zapomnijmy o książkach. Opowiem Ci coś z mojego doświadczenia. Gdy umarł mój brat, myślałam, że to koniec. Płakałam tygodniami, obwiniałam siebie a potem jego. A potem zauważyłam, że smutek mnie pochłania. Zdecydowałam, że na to nie pozwolę. Możesz podjąć taką decyzję, Carmen.
— To nie jest takie proste. Czarownice mi nie odpuszczą. Nie skończyły ze mną.
— Nikt nie może cię kontrolować bez twojego pozwolenia.
— Skąd wiedzieć, komu ufać? — zapytałam — Powinnam ufać Marcelowi? Gdy tylko wróciłam, próbował mnie namówić, bym pomogła Rebekah. A reszta Mikaelsonów? Też mnie wykorzystywali — podniosłam się z posłania i zaczęłam chodzić po pokoju — Powiedz szczerze, Cami. Czy ty też czegoś chcesz?
Camille spojrzała na mnie zdziwiona moją bezpośredniością, ale chciałam postawić sprawę jasno.
— Tak — odpowiedziała po chwili ciszy — Mój stryj jest chory i pomyślałam, że mogłabyś pomóc — podeszła do mnie i złapała mnie za ręce — Ale nie dlatego tutaj jestem — pokręciła głową — Zależy mi na tobie. Chcę Ci pomóc.
— A co możesz zrobić? — wyrwałam ręce — Te głosy w mojej głowie powiedziały, że tylko czarownice mogą mi pomóc. Ale po tym co im zrobiłam, nienawidzą mnie! Jak mogłabym wrócić i prosić o pomoc?
YOU ARE READING
FLAME • KOL MIKAELSON
Fanfiction❝Podobno zakazany owoc smakuje najlepiej. Chcesz żeby nas wyrzucili z raju jak Adama i Ewę?❞ Od momentu kiedy pierwszy raz ją zobaczył, wtedy na tym balkonie, ubraną w długą czarną sukienkę, wiedział, że to nie jest ich ostatnie spotkanie i że tylko...