Kol
Siedziałem na patio w towarzystwie starych przydupasów Marcela i czekałem aż zjawi się Klaus. Podobno miał nam coś ważnego do powiedzenia, więc zwlokłem się ze swojego łóżka, ubrałem w dresy i zszedłem na dół. Odpaliłem kolejnego już dzisiaj papierosa i zaciągnąłem się dymem, który przyjemnie drażnił moje gardło.
Dołączył do nas również Marcel, ze swoją kompanką, z którą się nie rozstaje od kilku dni, czyli butelką wódki.
Przez ostatnie dni starałem się znaleźć coś pomocnego, coś co mogłoby nam powiedzieć co się stało z całą mocą, którą miała w sobie Carmen i dlaczego ona ani żadna z pozostałej trójki dziewczyn nie wróciła. Zajmowało mi to cały dzień, a wieczorami kręciłem się wokół klubów w poszukiwaniu smacznej kolacji. Klaus póki co przymykał oko na moją zabawę, pod warunkiem, że zawsze po sobie grzecznie posprzątam.
Marcel ignorował pytania swoich byłych podwładnych, tłumacząc im, że rządy się zmieniły i nie ma pojęcia co takiego przygotował dla nas Klaus. Diego wyglądał na niezadowolonego z powodu utraty swojego stanowiska naczelnego przydupasa i lewej ręki, co nawet sprawiało mi jakąś satysfakcję. Może powinienem go zrzucić ze schodów tak jak on kiedyś Carmen?
— Drodzy bracia, proszę o uwagę — w końcu zjawił się mój braciszek i uniosłem brwi w zdziwieniu widząc osobę, która szła obok niego — Mniemam, że jesteście zaskoczeni widząc Thierry'ego, który powinien gnić w ziemi za zabicie jednego z nas. Osobiście zdecydowałem go ułaskawić — oznajmił, popychając chłopaka w stronę stołu przy którym siedziałem razem z Marcelem — Liczę, że wszyscy miło go przyjmiecie.
Parsknąłem śmiechem słysząc ostatnie zdanie, więc wszystkie spojrzenia wylądowały na mojej osobie. Uśmiechnąłem się kpiąco nie robiąc sobie nic z tego i sięgnąłem bo butelkę whiskey i upiłem łyka z gwinta. Co za teatrzyk. Wziąłem ostatniego bucha i kiedy zauważyłem, że pali się już filtr, zgasiłem papierosa w popielniczce.
Wampiry stały przez chwilę jak kołki nie wiedząc co mają powiedzieć, ale po chwili rozległy się pierwsze brawa i wiwaty, a Diego zamknął Thierry'ego w uścisku. Wygląda na to, że wszyscy za nim tęsknili po za mną i Marcelem. Wreszcie jest jakaś rzecz, która nas łączy. Z twarzy Klausa nie znikał triumfalny uśmiech, którego nie widziałem od dawna.
— Widzę, że humor dopisuje — zagadnąłem gdy pochylił się nad stołem — Powinieneś częściej odwiedzać Mystic Falls — wspomniałem nawiązując do jego małej wycieczki do miasteczka, w którym kiedyś mieszkaliśmy.
Klaus uśmiechnął się przekornie, po czym natychmiast spoważniał spoglądając na tłum wokół nas.
— Słuchajcie — zawołał, a wszystkie rozmowy ucichły — Jak wiecie, czarownicy nie ma już z nami — przewróciłem oczami słysząc to. Cały Nowy Orlean wiedział o tym, że zbiory się nie udały i czarownice nie wróciły do życia — Bez niej nie możemy już monitorować działań sabatu. Jednakże, jako że ich żniwa nie wypaliły, ich magia wkrótce zaniknie. Do tej pory, radzę nie dać im odpocząć. Diego — wskazał na wampira — Myślałem, czy nie zechciałbyś wziąć ludzi i namieszać?
YOU ARE READING
FLAME • KOL MIKAELSON
Fanfiction❝Podobno zakazany owoc smakuje najlepiej. Chcesz żeby nas wyrzucili z raju jak Adama i Ewę?❞ Od momentu kiedy pierwszy raz ją zobaczył, wtedy na tym balkonie, ubraną w długą czarną sukienkę, wiedział, że to nie jest ich ostatnie spotkanie i że tylko...