Carmen
Było ciepłe, lipcowe popołudnie. Poprawiłam słomiany kapelusz, który był na mnie o wiele za duży i ciągle spadał mi na oczy. Zerwałam ostatnią stokrotkę, która wydawała mi się być idealna do mojego wianka, który plotła mama. Podniosłam się z kolan i podbiegłam do mamy i taty, którzy leżeli rozłożeni na czerwonym kocu, pośród polnych kwiatów.
— Tyle starczy? — zapytałam wystawiając rękę z kwiatami. Moja mama leniwie otworzyła oczy i uśmiechnęła się do mnie szeroko.
— Trochę za mało, Candy. Weź ze sobą tatę, niech Ci pomoże a ja zacznę już zaplatać — jej spokojny, ciepły głos koił moje uszy. Podałam jej kwiaty i zaczęłam ciągnąć mojego tatę za rękę żeby się podniósł.
— Tato, no wstań! Nie mamy całego dnia — mruknęłam marudnie kiedy pomimo moich usilnych starań, mężczyzna nie podniósł się ze swojego miejsca — Chcę mieć piękny wianek! Musimy nazbierać najładniejsze stokrotki jakie znajdziemy na tej łące!
— Już dobrze — zaśmiał się i poprawił mi kapelusz, który przechylił się na lewą stronę i ledwo się trzymał na mojej głowie — Mała wiedźma — mruknął kiedy wystawiłam język i dał mi pstryczka w nos. Podniósł się z koca i wystawił rękę, którą natychmiast chwyciłam i pociągnęłam go między wysoką trawę.
Zanim tata zerwał stokrotkę, musiał się mnie zapytać czy na pewno się nadaje, bo przecież w moim wianku miały być tylko te najpiękniejsze.
Rozległ się krzyk. Krzyk, który zamroził krew w naszych żyłach a cały świat zamarł. Spojrzałam z niepokojem na ojca a w moich oczach zaczęły pojawiać się łzy. Mama.
— Zostań tutaj — powiedział do mnie ojciec i odwrócił się chcąc podbiec do mamy.
— Nie zostawiaj mnie! Tato! — załkałam chwytając za rękaw jego białej koszuli.
— Wszystko będzie dobrze, tylko poczekaj na mnie — pochylił się i złożył całusa na moim czole, a potem odbiegł w stronę krzyków i dziwnych warknięć.
Przerażona skuliłam się na ziemi i zakryłam uszy dłońmi, ale krzyki nie ustępowały. Nabierały na sile, która co raz bardziej mnie przerażała, ale przecież wszystko będzie dobrze, bo tak powiedział tata. Zaraz tu wróci i zaniesiemy mamie stokrotki, które udało nam się zebrać a później wrócimy do domu i będę uczyła się czarować.
Nie wiem ile czasu leżałam skulona na ziemi, która brudziła moją białą sukienkę. Krzyki i warknięcia już dawno ucichły ale nie miałam odwagi odsłonić uszu i otworzyć zaciśniętych oczu.
Mamy i taty już nie było.
•
YOU ARE READING
FLAME • KOL MIKAELSON
Fanfiction❝Podobno zakazany owoc smakuje najlepiej. Chcesz żeby nas wyrzucili z raju jak Adama i Ewę?❞ Od momentu kiedy pierwszy raz ją zobaczył, wtedy na tym balkonie, ubraną w długą czarną sukienkę, wiedział, że to nie jest ich ostatnie spotkanie i że tylko...