009 • Candy

3.1K 200 89
                                    

Carmen

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Carmen

Zeszłam na dół i skrzywiłam się kiedy zobaczyłam Agnes siedzącą w naszym salonie i rozmawiającą z Hayley.

— Mówiłam Ci Agnes, że czuję się świetnie — Hayley nie odrywała spojrzenia od dzisiejszej gazety.

— Powinnaś zrobić badania kontrolne — zaproponowała czarownica.

Wyłoniłam się zza ściany i stanęłam przed kobietami zakładając ręcę na piersi. Obecność tej starej wiedźmy oznaczała tylko jedno - Mikaelsonów nie ma w domu, a jeśli Klaus się o tym dowie to mi się oberwie.

— Co tu robisz, Agnes? — syknęłam mierząc ją spojrzeniem. Nie podobało mi się to, że sabat zaczął kręcić się wokół Hayley. Póki co nie chciałam o tym mówić Klausowi, bo chciałam spróbować załatwić to sama.

— Witaj Carmen, nie widziałyśmy się tyle lat — kobieta uśmiechnęła się szeroko, a w jej oczach błysła tajemnicza iskra. Wstała ze swojego miejsca i wyciągnęła do mnie ręce chcąc mnie przytulić, ale cofnęłam się do tyłu o dwa kroki.

— Nie tęskniłam — rzuciłam i usiadłam na kanapie obok Hayley  karcąc ją wzrokiem. Kiedy powiedziała mi, że odwiedziła ją Sabine zakazałam jej wpuszczać kolejne wiedźmy do domu — Ma skoczyć do Dzielnicy na szybkie USG? — parsknęłam nawiązując do jej słów o tym, że Hayley powinna udać się na badania.

— Znam lekarkę na bagnach, zdala od zgiełku. Pozwoliłam sobie umówić Hayley na wizytę. Dziś, po godzinach — przekonywała Agnes, a uśmiech nie znikał z jej twarzy.

— Okej — powiedziałam po chwili ciszy, a Hayley spojrzała na mnie zaskoczona — Niech będzie lekarka z bagien.

Musiałam dowiedzieć się co takiego sabat kombinuje i dlaczego wykazują takie zainteresowanie dzieckiem Klausa.

Wieczorem udało nam się bez problemu wyjść z domu, rodzeństwo dalej nie wróciło, a Klaus na szczęście nie zostawił nas pod opieką swoich wampirów. Na początku byłam zła, że nie chcieli mnie zabrać tam gdzie szli, ale skoro w końcu mogłam działać na własną rękę przestałam narzekać.

Agnes zawiozła nas na bagna gdzie stał niewielki drewniany domek.

— To gabinet lekarski? — zapytała Hayley wychylając się zza tylniego siedzenia.

— Doktor Paige przyjmuje na takim odludziu, bo ludzie Marcela zastraszali jej pacjentów — wytłumaczyła, a ja miałam ochotę zetrzeć jej ten irytujący uśmieszek z twarzy. Tak samo denerwująca jak lata temu — Idźcie. Nie ugryzie.

Wysiadłyśmy z samochodu rozglądając się po okolicy, ale przez otaczającą nas ciemność nic nie zobaczyłyśmy.

Weszłyśmy do środka i przywitała nas uśmiechnięta blondynka, która od razu zaprosiła Hayley na leżankę. Przysiadłam obok, na niewygodnym taborecie i obserwowałam ruchy doktor Paige.

FLAME • KOL MIKAELSONWhere stories live. Discover now