Kol
Wchodząc do swojego pokoju natychmiast pozbyłem się marynarki i poluzowałem ten cholerny krawat. Ściągnąłem buty i rzuciłem się na swoje łóżko.
Wiedziałem, że idąc na ten bal nic nie ugramy, ale Nik jak zwykle się uparł i musiał postawić na swoim. Jedyne co zrobiliśmy to pobrudziliśmy sobie ręcę pozbywając się tamtych wampirów i kilku wilkołaków.
Marcel miał władzę tylko w teorii. Wystarczyłoby, że Klaus ogłosiłby swój powrót i nie mielibyśmy najmniejszego problemu z przekonaniem na swoją stronę całej społeczności Nowego Orleanu. Jednak on uwielbiał się bawić z kimś w kotka i myszkę. Tego w nim nie lubiłem. Ja wolałem działać od razu, pod wpływem impulsu zawsze podejmowałem lepsze decyzję. Żałuję, że nie poświęciłem więcej czasu na rozmowę z nim i to Elijah zdołał go przekonać do swojego pokojowego załatwienia sprawy.
Przetarłem twarz rękoma i odpiąłem guziki w mankietach aby podwinąć koszule do łokci.
Jeszcze ta cholerna małolata. Kiedy tylko ją zauważyłam, stojącą na tym balkonie, wiedziałem, że z nią będą same problemy. Marcel miał szczęście, że udało mu się uratować ją przed śmiercią podczas żniw. Mała meksykanka kryła w sobie moc jednego z najsilniejszych rodów czarownic.
Klaus potrzebuje jej pomocy i nie mam bladego pojęcia jak uda mu się wyrwać ją z łapsk Marcela. Gerard ukrył ją i trzyma w złotej klatce jak cholernego kanarka.
Zirytowany warknąłem coś pod nosem i podniosłem się na równe nogi. Miałem wrażenie, że od analizowania tego wszystkiego zaraz wybuchnie mi głowa. Zapiąłem z powrotem mankiety, ubrałem buty i ignorując w cholere marynarkę oraz krawat wyszedłem z pokoju trzaskając drzwiami. Musiałem się napić.
— Gdzie się wybierasz? — usłyszałem głos mojej siostry kiedy sięgałem po kluczyki do swojego auta, które leżały na komodzie w korytarzu. Rebekah postanowiła się póki co nie mieszać w sprawy między Klausem a Marcelem. W końcu ona i Gerard byli sobie kiedy bardzo bliscy.
— Do klubu — odparłem siląc się na miły ton. Odkąd Klaus, w końcu po stu latach wyjął ze mnie ten cholerny sztylet, wszyscy patrzą mi na ręce, a przecież obiecałem, że nie będę już tym psychopatycznym Kolem.
— Po co?
— No nie wiem, Bex, a po co chodzi się do klubu? — rzuciłem zirytowany i mocniej ścisnąłem klucze w ręce — Napiję się, poobserwuję, przekąszę coś i wrócę — odpowiedziałem kiedy blondynka rzuciła mi gniewne spojrzenie.
— Tylko nie narozrabiaj za bardzo — mruknęła i skierowała swoje kroki do salonu gdzie siedział Klaus. Na pewno mu powie, że wyszedłem z domu. Czuję się jak cholerny nastolatek, którego rodzice cały czas kontrolują.
Wyszedłem z domu trzaskając drzwiami. Oczami wyobraźni widziałem jak Klaus przewraca oczami gdy usłyszał ten hałas, więc uśmiechnąłem się kpiąco. Irytowanie rodzeństwa to moje ulubione zajęcie.
YOU ARE READING
FLAME • KOL MIKAELSON
Fanfiction❝Podobno zakazany owoc smakuje najlepiej. Chcesz żeby nas wyrzucili z raju jak Adama i Ewę?❞ Od momentu kiedy pierwszy raz ją zobaczył, wtedy na tym balkonie, ubraną w długą czarną sukienkę, wiedział, że to nie jest ich ostatnie spotkanie i że tylko...