012 • zmiana biegu rzeki

3.1K 200 103
                                    

Kol

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Kol

Nie mogłem spać, więc podniosłem się z niewygodnej podłogi i wyszedłem przed dom, cicho zatrzaskując za sobą drzwi. Wyciągnąłem z kieszeni spodni paczkę papierosów i wsunąłem jednego do ust, odpalając go zapalniczką. Zaciągnąłem się dymem, odchylając lekko głowę do tyłu i rozkoszowałem  się przyjemnym uczuciem. Oparłem się dłońmi o drewnianą balustradę i czujnie obserwowałem otoczenie.

Klaus po raz kolejny pokazał jakim jest chujem i że w dupie ma rodzinę. Myślałem, że go rozszarpię kiedy udało mi się odciągnąć go od Elijahy.

Jak zawsze musiało pójść o cholerną dziewczynę. Klausa zakuł trochę w serduszko fakt, że nasza wilczyca woli tego dobrego brata. Nie sądziłem jednak, że tak ładnie mu się za to odpłaci.

— Dlaczego nie śpisz? — cichy, zachrypnięty głos wyrwał mnie z zamyślenia. Odwróciłem się do tyłu i uśmiechnąłem się lekko do Carmen. Miała roztrzepane na wszystkie strony włosy  i była wyraźnie zaspana. Opatuliła się jednym z prześcieradeł, które znaleźliśmy w pudłach.

— Nie mogłem zasnąć — odpowiedziałem i wyrzuciłem niedopałek po ostatnim buchu.

— W sumie to wampiry i tak nie potrzebują snu, prawda? — zapytała, a ja znowu miałem okazję podziwiać te cholerne płomyki tańczące w jej oczach.

— To prawda, ale robimy to żeby zabić czas. Zresztą lubię spać — wzruszyłem ramionami.

— Ja nie lubię — mruknęła i również oparła się o balustradę, więc staliśmy obok siebie stykając się ramionami — Zawsze jak zamykam oczy, widzę ciała innych dziewczyn ze żniw. Leżą rzucone na ziemię jak nic nie warte śmieci.

Przymknąłem oczy i wziąłem głęboki oddech zaciągając się zapachem jej perfum.

— Każdy z nas ma jakieś demony, które idą za nami przez życie — powiedziałem dziwiąc się tym jak miękko mój głos zabrzmiał — Trzeba je po prostu uciszyć.

— Wiem — odparła cicho — A jak uciszyłeś swoje?

— Po prostu kazałem im się zamknąć — odpowiedziałem, a do moich uszu dotarł jej cichy śmiech.

— Chyba powinnam spróbować tej metody — westchnęła i ziewnęła — Wracam do środka, idziesz też?

— Jeszcze chwilę zostanę — odpowiedziałem. Candy uśmiechnęła się blado i wyminęła mnie znikając za drzwiami. Ciężkie westchnięcie opuściło moje usta i musiałem odpalić kolejnego papierosa.

Przymknąłem oczy przypominając sobie obraz Carmen ubranej w tamtą cholerną sukienkę w kolorze wina na balu charytatywnym Marcela. Miałem wtedy nadzieję, że tamten wieczór skończy się w inny sposób. W całkiem przyjemny dla mnie i Candy, ale oczywiście wszystko zawsze musi się spierdolić. Widziałem jak patrzała na mnie tamtego wieczoru, zresztą ja nie byłem lepszy dosłownie pożerając ją wzrokiem i wyobrażając sobie jak przyciskam ją do ściany.

FLAME • KOL MIKAELSONWhere stories live. Discover now