015 • cztery żywioły

3.1K 203 86
                                    

Carmen

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Carmen

Podniosłam głowę kiedy usłyszałam, że drzwi się otwierają. Zmrużyłam oczy widząc Marcela z tacą pełną jedzenia.

— Wynoś się! — syknęłam i szybkim ruchem ręki posłałam go na ścianę. Taca upadła na podłogę, a szklanka i talerz rozpadły się na drobne kawałeczki.

— Daj spokój — podniósł się, opierając się plecami o ścianę i unosząc ręce do góry w geście poddania  — Pewnie umierasz z głodu. Nie jadłaś nic od...

— Od kiedy Klaus postanowił zabić Tima i przy okazji mnie?

— Przykro mi z powodu tego chłopaka — westchnął, podchodząc bliżej.

— A mnie przykro, że nie chcecie go ukarać — warknęłam.

Od kilku dni mieszkałam w domu, do którego przeprowadził się Klaus gdy zaczął układać się z Marcelem. Podobno reszta Mikaelsonów również się tu przeniosła, ale nie miałam najmniejszej ochoty na rozmowę z nimi. Nie opuszczałam swojego starego pokoju, pełnego rysunków, które szkicowałam gdy wiedźmy czarowały. Któregoś wieczoru nie mogłam już na nie patrzeć i zerwałam ze ścian te których nie zabrał Kol, a resztę pokoju dosłownie zdemolowałam próbując dać upust swojej złości.

— Zapłaci za swoje czyny w ten czy inny sposób, ale teraz chcę jedynie pokoju z tobą — zapewnił Marcel, dalej trzymając się w bezpiecznej odległości.

— Dlaczego? Żebyśmy byli wesołą rodzinką? — posłałam jeden z wazonów na ścianę i uśmiechnęłam się pod nosem.

Nagle poczułam jak coś odbiera mi oddech i opadłam na kolana dusząc się. Nie miałam ochoty na powtórkę z rozrywki. Przed oczami zaczęły mi przelatywać jakieś obrazy, które kompletnie do siebie nie pasowały.

— Carmen! — Marcel podbiegł do mnie, a do pokoju wparowali Klaus i Kol, którzy zostali zaalarmowani jego krzykiem.

— Co tu się dzieje? — zapytał Kol i odepchnął ode mnie Marcela.

Poczułam w ustach smak ziemi i zaczęłam kaszleć próbując wypluć coś co zaczęło zbierać się w moim gardle. Skrzywiłam się kiedy zauważyłam na swojej białej pościeli ciemną ziemię, którą wypluwałam. Kol odgarnął mi włosy z twarzy i złapał je gdzieś z tyłu żeby mi nie przeszkadzały.

— Cholera — usłyszałam jego warknięcie i podniosłam głowę, patrząc na niego załzawionymi oczami, a cały dom zaczął się trząść jak podczas trzęsienia ziemi.

— W co ty sobie pogrywasz? — do pokoju wparowała Rebekah, kiedy w końcu wszyscy zostawili mnie samą — Miałaś zrobić raban w domu, a nie zburzyć miasto.

FLAME • KOL MIKAELSONWhere stories live. Discover now