Carmen
Wszyscy cieszyliśmy się z powrotu Elijahy do domu. Wreszcie będzie ktoś skutecznie powstrzymywał Klausa od głupich pomysłów.
Zebraliśmy się wszyscy w gabinecie Klausa i wysłuchiwaliśmy co ma nam do powiedzenia ten dobry brat.
— Pięć lat temu Sophie Deveraux i jej siostra Jane-Anne straciły wszystko. Teraz, kilka lat później młoda dziewczyna w ciąży wchodzi do ich restauracji. Nagle nadzieja wróciła. Jane-Anne poświęciła się żeby jej siostra mogła użyć cię do odnalezienia Carmen — zwrócił się do Hayley — Jeśli Sophie uda się sprowadzić na swoją stronę Carmen, to będzie mogła przywrócić życie córce Jane-Anne. Myślałem, że będziemy tu walczyć o władzę. Ale tu chodzi o rodzinę — westchnął i zaczął chodzić po gabinecie — Sophie nie cofnie się przed niczym, żeby przywrócić życie swojej siostrzenicy. To czyni ją niezwykle niebezpieczną.
Przez następne dni żyliśmy spokojnie. O ile można tak żyć, wiedząc, że jest się kolejnym pionkiem w tej całej grze i wisi nad tobą widmo śmierci. Pomagałam Hayley urządzić pokój, uczyłam się czarować, a wieczorami wszyscy razem siedzieliśmy w salonie i popijaliśmy whiskey. Planowaliśmy i powoli posuwaliśmy się do przodu.
Zeszłam na dół żeby wybrać sobie kolejną książkę z zaklęciami z jednego z regałów i w salonie zastałam Klausa wraz z Elijahą.
— Wampirzy klub książki? — zagadnęłam.
— Czytanie jest pouczające — odpowiedział Klaus. Dopiero teraz zauważyłam, że w tle leciała muzyka klasyczna. Uniosłam brwi w zdziwieniu i zabrałam z regału księgę, która mnie zainteresowała.
— A to co? — zapytałam kiedy zauważyłam ciało dziewczyny leżące na cholernym stoliku kawowym.
Potarłam ręką czoło i zacisnęłam usta. Nigdy się do tego nie przyzwyczaję.
— Ofiara pokoju — odpowiedział Elijah i nie oderwał spojrzenia od książki.
— Założyłem, że po takim czasie wysychania w trumnie mój starszy brat mógłby być nieco głodny.
— Więc wyjaśniłem mojemu braciszkowi, że przebaczenia nie da się kupić. Wolałbym widzieć zmianę zachowania wskazującą na skruchę i osobisty rozwój, a nie te bzdury — Elijah machnął ręką wskazując na truchło dziewczyny.
— Nie mogłem pozwolić, żeby się zmarnowała, czyż nie? — Klaus uśmiechnął się chytrze.
— Cóż, może przyniosę śmietnik, bo plamicie dwustuletni dywan! — w salonie znalazła się Rebekah i zgromiła swoich starszych braci wzrokiem.
Zerknęłam i faktycznie, na dywan skapywała stróżka brunatnej cieczy.
— Trzeba kupić wybielacz — usłyszałam warknięcie Rebekah kiedy wycofałam się z salonu i przechodziłam obok kuchni.
YOU ARE READING
FLAME • KOL MIKAELSON
Fanfiction❝Podobno zakazany owoc smakuje najlepiej. Chcesz żeby nas wyrzucili z raju jak Adama i Ewę?❞ Od momentu kiedy pierwszy raz ją zobaczył, wtedy na tym balkonie, ubraną w długą czarną sukienkę, wiedział, że to nie jest ich ostatnie spotkanie i że tylko...