Epilog

20.8K 695 111
                                    

-Ty cholerny pajacu! Zabiję Cię! - wrzeszczę na całe gardło by dać upust swoim emocją. 

-Kochanie nie denerwuj się. Jesteś najcudowniejszą kobietą na świecie.

-Nie słodź mi tutaj i tak nic Ci nie pomoże. - mówię zmęczona i mam ochotę zagrzebać się w pościel i zasnąć. 

-Izi. Już niedługo się to skończy. 

-Ta i nigdy więcej nie dostaniesz mojej cipki. - robi jeszcze większe oczy niż gdy powiedziałam mu, że zaczynam rodzić. 

-Kochanie... - nie kończy bo łapie mnie kolejny skurcz a ja wrzeszczę z bezradności. - To już trwa zbyt długo. Pójdę po lekarza i niech lepiej zrobią cięcie. 

-Nie! - wydzieram się. - urodzę je sama. 

-Jesteś zbyt uparta. - wiem to. Faktycznie męczę się tu już od dwunastu godzin lecz lekarka powiedziała, że nie mam żadnych przeciwskazań do porodu naturalnego. 

Kiedy położna znów mnie bada łapie mnie kolejny skurcz o wiele silniejszy niż poprzedni. Mam wrażenie, że teraz są coraz częściej i gdy tylko jeden się kończy kolejny się zaczyna. 

-Mamy całe dziesięć. Pamięta Pani wszystko jak tłumaczyłam wcześniej?

-Tak. - udaje mi się wypowiedzieć i łapię Maxa za rękę. 

-Bardzo dobrze. Już widać główkę. - uradowana, że już niedługo koniec staram się skupić i przy kolejnym skurczu robię co tylko mogę. 

Max ociera pot z mojego czoła wolną dłonią i wciąż powtarza, że dam radę. I gdy mam ochotę już krzyknąć, że jednak tak nie jest słyszę najcudowniejszy dźwięk na ziemi.

-Dziewczynka. - oznajmia kobieta a mi stają łzy w oczach.  Moja córka płacze ile sił w płucach. Patrzę oniemiała na maleństwo.  Choć nadal umazane krwią jest dla mnie najpiękniejszym dzieckiem na świecie. 

-No mamusiu czas na kolejne. - słowa lekarki sprowadzają mnie na ziemię. Kolejne dziecko jest już dużo łatwiej i wręcz mam wrażenie, że nic nie czuję poza radością. 

-A o to i jej siostra. - lekarka trzyma na rękach kolejne dziecko a mi wręcz chce się płakać gdy słyszę jej ciche kwilenie. 

Nadal nie mogę uwierzyć, że donosiłam je praktycznie do końca ciąży. Dziewczynki urodziły się o czasie i choć lekarz dla ich bezpieczeństwa podał mi już w trzydziestym drugim tygodniu ciąży leki na rozwijanie płucek one nie chciały wyjść na świat wcześniej. Patrzę przez ramię jak położne ocierają moje córki i razem z Neonatologiem badają moje serduszka. 

-Co tak stoisz. Idź ich pilnować. - mówię do Andersa a ten dosłownie jak zagubiony patrzy na mnie ze łzami w oczach. 

-Izi. - jego głos się łamie a usta opadają na moje. - Tak bardzo was kocham.

Uśmiecham się i sama zapewniam go o tym samym. Dwie godziny później zostajemy umieszczeni w sali. Sara i Mia smacznie śpią w moich ramionach a ja nadal nie mogę uwierzyć, że są tu ze mną. Niestety Anders gdzieś przed chwilą przepadł. Jednak daje mi to czas bym mogła nacieszyć się moimi cudeńkami. 

Obie są bardzo podobne do mnie. Ich główki pokryte są sporą ilością jasno brązowych włosków i na bank mogę się założyć, że Anders będzie miał w domu trzy rudzielce. Wiem, że oczy u dzieci się zmieniają lecz tak samo jak jestem pewna koloru ich włosów wiem, że oczy odziedziczyły po ojcu. Są moim małym cudem i nie wyobrażam sobie życia bez nich. 

-Mama! - krzyczy od wejścia Ash lecz zatrzymuje się gdy zauważa, że trzymam coś na rękach. - Kto to?

-Ash to twoje siostry.  Sara... - unoszę prawe ramię w jego stronę i pokazuję mu maluszka. - A to jest Mia. - tym razem to Anders zabiera ode mnie drugie zawiniątko i podchodzi do chłopca.

Zagubieni w ciemnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz