Rozdział 11

13.1K 580 21
                                    

Jak to możliwe, że mam syna. Ja nie mogę mieć syna. Nie w moim świecie, nie kiedy jest celem. Kurwa czy mogło być jeszcze gorzej, nie znam się na opiece nad dziećmi. Fakt mogę się z nim pobawić czy coś ale to tyle. Zamykam oczy i opieram się o oparcie kanapy. Co się stanie gdy wyniki badań będą pozytywne. Nie potrafię być ojcem. Nie chcę nim być. Co jeśli zmarnuję mu życie tak jak mój mi. Co jak stanę się takim człowiekiem jak mój własny i zamiast kochać dzieci będę tylko od nich wymagał. 

Boję się, że zostanie mi odebrany jak wszystko co kocham. W życiu kochałem tylko trzy osoby Felin, Tima i Zoe. Każda z tych osób została mi odebrana i nigdy nie będę w stanie się z tym pogodzić. Od dawna wiem, że nie mogę pozwolić sobie na miłość. Nie przywiązuję się do rzeczy a co dopiero do ludzi. Tyle razy chciałem by moje życie było prostsze. 

-Max, gdzie to zanieść? - otwieram jedno oko i zastanawiam się jak to możliwe, że nie zauważyłem kiedy zjawił się Mert. 

-Do pokoju gdzie jest dzieciak. - wskazuję ręką na korytarz a on wykonuje polecenie. I choć Mert jest moim przyjacielem zawsze wie kiedy jestem dla niego szefem a kiedy kumplem. Oczywiście zdarzają się sytuacje kiedy wkurwia mnie ponad stan i wtedy zawsze mówię, że jest zwolniony ale on nigdy nie zostawił mojego boku za co jestem mu wdzięczny. Ten facet składający się z góry mięśni jest czasem takim mięczakiem. Jedyna jego zła cecha, zakochuje się od pierwszego wejrzenia. Przynajmniej raz w roku zalewa się w trupa bo laska go zostawiła a najgorsze jest to, że nie zauważa tego co ma przed oczami od lat. 

-To ja idę odwieźć Panią doktor. - mówi i zbliża się do drzwi. Zrywam się z miejsca na przypomnienie rudej. 

-Ona nigdzie nie jedzie! - wydzieram się. - Idź po nią! 

-Jak chcesz ale wiedz, że nie będzie to zbyt łatwe. - wychodzi a mnie ogarnia jeszcze większe wkurwienie. Najgorsze jest to, że nie mam do niej jakichkolwiek praw jej rozkazywać. Nawet teraz gdy o tym myślę, to pewne jak w banku, że ona myśli o mnie jak o jakimś psychopacie ją przetrzymującym. Ja pierdolę może pozbył bym się tego cholernego Kenana i wtedy bez problemu miałbym ją tylko dla siebie. 

-Mert postaw mnie! - pisk z korytarza przyciąga moją uwagę i idę w jego stronę. Czy mam ochotę zabić cholernego Merta w tym momencie. Kurwa i to bardzo. Moja Pani Doktor jest przewieszona przez jego bark i co najdziwniejsze to nie wyrywa się ani nie bije go tak jak mnie. 

-Miałeś ją tylko przyprowadzić. - warczę.

-Mówiłem, że to nie będzie takie proste ale sobie poradziłem. 

-Wiesz co może i masz zgrabny tyłek ale nie muszę go więcej oglądać. - wkurwionym głosem mówi dziewczyna na co chłopak stawia ją na ziemi. Patrzy na mnie tak jakby chciała mnie zabić i celuje palcem wprost w moją pierś. - Jeśli myślisz, że tu zostanę to się mylisz. Wracam do domu. Zaczynam nowe życie i jak tylko dostanę rozwód to wyjadę jak najdalej od tego wszystkiego i od Ciebie!

-Izi! Nie podnoś na mnie głosu. - Mówię już spokojniej. - Do tego nigdzie nie będziesz wyjeżdżać. Dzisiaj zostajesz tu!

-Nie zmusisz mnie! Czego ty w ogóle ode mnie chcesz co? 

-Nie wiem! Ja pierdole sam nie mam pojęcia ale i tak nigdzie nie pójdziesz! Do tego musisz się zająć tym dzieckiem. 

-To twój syn nie mój! - wpatruję się w nią i najchętniej w tym momencie rzuciłbym się na nią. Taka zła i rozjuszona jest cholernie seksowna i ja pierdolę choć ta kłótnia nie ma wcale sensu mam ochotę ciągnąć ją dalej tylko po to by się jej przyglądać. 

-Czy wyglądam Ci na człowieka, który potrafi się zająć małym dzieckiem? 

-Było o tym pomyśleć zanim postanowiłeś być z jakąś kobietą bez ubranka! - wybucham śmiechem na jej dobór słów. 

Zagubieni w ciemnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz