* * *
Hope– Merlinie – zacisnęła palce na bluzie chłopaka. – Co to było? Co... co to jest? – Otworzyła oczy, patrząc na otaczającą ich krwistoczerwoną chmurę. – Dlaczego kazałeś mi uciekać?
– Żebyś była bezpieczna, mała. To chyba logiczne – odparł. – Nie wiedziałem, co się dzieje.
– A teraz wiesz? – szepnęła, chłonąc zapach ciała i perfum bruneta. Serce powoli się uspakajało, jednak adrenalina sprawiała, że cała drżała. – Wracamy do Hogwartu? Proszę.
– Tak, tylko znajdziemy wieżę. – Objął ją jednym ramieniem i ruszyli w stronę, którą wcześniej wybrała. – No już, spokojnie. To pewnie jakaś stara ochronna magia.
- Wieżę? Czemu nie wyjdziemy drzwiami?
- Nie zauważyłaś, że otacza nas jakaś pieprzona mgła? Poza tym... Nie ważne. Wejdziemy na wieżę i wezwę teastrala. Będzie szybciej.
– Ale... ale ta mgła... – Spojrzała w dół na czerwone opary. - To wydostało się z tej książki. W ogóle gdzie ją masz?
– Z książki? Musiało ci się wydawać. W plecaku jest. – Potrząsnął ramieniem, na którym wisiała torba.
Nie.
Nie wydawało jej się.
Spojrzała w górę, by ujrzeć profil bruneta. Patrzył przed siebie z dziwnym zaciętym wyrazem twarzy. Ciemne kosmyki opadały na oczy, a usta były zaciśnięte w wąską linię, jakby próbował się na czymś skupić.
Miała wrażenie, że coś jest nie tak.
Nie wiedziała, co, ale...
– Dante? Czemu kazałeś mi uciekać? – powtórzyła pytanie sprzed kilku chwil, uważnie przyglądając się Ślizgonowi. – Co się tam stało?
Nawet na nią nie spojrzał, a twarz wydawała się wyryta z kamienia.
– Żebyś była bezpieczna, skarbie – odpowiedział spokojnie, jakby niedawno wcale nie krzyczał z bólu i nie zwijał się na podłodze. Analizowała każde słowo chłopaka, chcąc zrozumieć, co jej nie pasuje.
Był zbyt spokojny.
Szedł, jakby wcale nic się nie stało, a do tego...
Przełknęła ślinę, z całej siły starając się zachowywać zupełnie normalnie, chociaż serce znów pędziło na oślep.
Nawet nie próbowała powstrzymać łez. Ręka, która ją obejmowała, wydawała się parzyć i być niesamowicie ciężka.
– Dante nigdy mnie tak nie nazwał – szepnęła, zdając sobie sprawę ze swojego beznadziejnego położenia.
Zerknęła na różdżkę, której cudem nie zgubiła.
Zdąży się obronić?
Czy zaklęcia cokolwiek pomogą?
– Co? O czym ty mówisz, mała? – Mocniej zacisnął palce na jej ramieniu. – Znaleźliśmy książkę. Wracamy do Hogwartu.
– Czego ode mnie chcesz? Co mu zrobiłeś? – Stanęła, sprawiając, że brunet lekko się zachwiał. Obrócił się w jej stronę i popatrzył na nią jakby spadła z Wierzby Bijącej.
Spojrzała w oczy, których nie znała. Nie widziała w nich tego, co tak bardzo kochała.
Szmaragd zniknął, a zastąpiła go bezdenna czerń.
– Gdzie Dante? – wysyczała, czując, jak wzbiera w niej niepohamowana wściekłość.
Zadrżała, gdy na przystojną twarz Ślizgona wpłynął seksowny, uwodzicielski uśmiech, ale zamiast wzniecić w niej pożądanie, poczuła obrzydzenie.
– Inteligentna jak matka – zacmokał, unosząc jedną brew. – Seksowna i inteligenta.
– Gdzie Dante?! – warknęła, mocniej zaciskając palce na różdżce i celując w chłopaka, a raczej mężczyznę w ciele Greena.
Iskry na jej czubku sprawiły, że się cofnął, a potem zaśmiał.
Jednak to nie był śmiech, który tak dobrze znała.
To był wybuch nieposkromionej, przerażającej wesołości.
– Naprawdę sądzisz, że coś mi tym zrobisz? – Jednym ruchem wyrwał jej różdżkę, po czym przełamał na pół i rzucił na podłogę u jej stóp. – Jesteś strasznie naiwna, ale nie dziwię się mojemu synowi, że stracił dla ciebie głowę. Jesteś niesamowicie pociągająca. – Zrobił krok w jej kierunku, sprawiając, że instynktownie się cofnęła.
– Pieprz się.
– Już to chyba kiedyś słyszałem. – Przekrzywił głowę, jakby rozkoszował się jej wściekłością i przerażeniem.
Zrobił kolejny krok, a wtedy uderzyła plecami w ścianę korytarza.
– Czego chcesz? – syknęła, unosząc podbródek, by pokazać mu, że wcale się nie boi.
A bała się.
Cholernie się bała.
– Ciebie, skarbie. – Chłodna dłoń bruneta musnęła jej policzek, kciukiem zahaczył o dolną wargę, pieszcząc jakby była jego kochanką. Z trudem powstrzymała odruch wymiotny.
– Przypominasz mi swoją matkę. Kiedyś też tak na mnie patrzyła. Z nienawiścią i nieokiełznanym strachem. Wiesz, co jej potem zrobiłem?
Pokręciła głową, ale nie dlatego, żeby zaprzeczyć, tylko uwolnić się od chciwej dłoni sunącej po szyi.
– Mogę ci pokazać. Mamy sporo czasu.
Pisnęła, zamykając oczy, gdy szczupłe palce chwyciły zamek jej bluzy i przesunęły w dół.
– Gdzie Dante? – wyszeptała, odwracając głowę, by nie czuć jego gorącego oddechu na twarzy.
– Dante? Jest tu, skarbie – wskazał na swoją skroń – ale powiedzmy, że nie jest w stanie z tobą pogadać.
– Czego ode mnie chcesz? – spytała po raz kolejny, mając nadzieję, że odsunie nieuchronne.
– Już ci mówiłem. Ciebie, Hope. – Chwycił ją dłońmi za twarz, zmuszając, by spojrzała mu w oczy. – Chcę twojego życia. Chcę odebrać twojej matce to, co ona zabrała mnie. Miłość. Pokazać ci, jaka była naprawdę? Pokazać ci, w jaki sposób stworzyła ze mnie potwora? Chcesz zobaczyć, jak twój ojciec pieprzył moją dziewczynę za moimi plecami?
– Nie, nie, nie! – Szarpnęła się, łapiąc nadgarstki mężczyzny, jednak tylko wzmocnił chwyt. – Proszę. Nie chcę! – załkała, już nawet nie powstrzymując łez, które tocząc się po chłodnych policzkach, niknęły w materiale bluzy.
– Nie, skarbie. Chcę, żebyś dowiedziała się wszystkiego. Rozumiesz? Wszystkiego!
Ucisk dłoni na głowę stał się mocniejszy. Miała wrażenie, jakby chciał ją zmiażdżyć. Palce Dołohowa stawały się coraz gorętsze. Z każdą sekundą wydobywało się z nich coraz więcej dziwnej, skrzącej energii, która wnikała w jej umysł i sprawiała, że głowa płonęła z bólu.
Chciała krzyczeć, ale krzyk uwiązł w gardle.
Mogła tylko słuchać.
I widzieć.
_____________________
Musiałam tak uciąć, bo kolejny rozdział... jest nieco inny. Mam nadzieję, że się spodoba.
CZYTASZ
Zlecenie 3 / Dramione
Fanfiction- Miałam nadzieję, że nigdy już nie wrócę do tamtych czasów. Tego człowieka już nie ma, ale cień przeszłości pozostał, kochanie. Patrzę na ciebie i widzę siebie. I boję się, że jeśli wcześniej cię nie ostrzegę, wpadniesz w coś, z czego trudno będzie...