* * *
DracoStał przed nim, z rękami wciśniętymi w kieszenie dżinsów, z tym dobrze znanym mu uśmiechem, jednak nie sięgał on oczu.
One były czarne niczym pieprzona noc i... puste.
Puste jak u martwego człowieka.
Obrócił się przez ramię, próbując zrozumieć, o co chodzi i gdzie, do kurwy, jest ale otaczała go dziwna ciemność.
– Szukasz Lilith? – z nienaturalnie bladych ust Dołohowa wydostał się ochrypły, rzężący głos. – Ja tam widzę też twoją narzeczoną, Draco. Czyżby ciche dni w związku? A może postanowiłeś skorzystać z wdzięków kuzynki?
Co? O czym on pierdolił?
– Zamknij się – chociaż nie otworzył ust, bardzo dobrze wiedział, że te słowa wydostały się spomiędzy jego warg.
Dołohow zrobił krok do przodu, nie przestając wlepiać w niego tych przerażających oczu.
– Zamknę się, jak mi powiesz, co zrobiłeś wczoraj Hermionie. Tik-tak... czas ucieka.
– Nic jej nie zrobiłem. Nagadałem jej trochę.
Brunet się nagle wyprostował niczym struna, uśmiechnął i spojrzał przez ramię w otaczającą ich ciemność. Coś się w niej poruszyło. Widział, jak bezdenna czerń się przemieszcza.
Instynktownie zrobił krok w tył, a wtedy Dołohow znów na niego spojrzał.
– As, słonko, wiesz, że... – mruknął szeptem, przekrzywiając głowę. – Tik-tak, Malfoy.
Otworzył oczy, w ostatniej chwili przystawiając dłoń do ust, by zdusić krzyk.
Pierdolony Merlinie, jaki ten sen był rzeczywisty.
Jakby... jakby się, kurwa, cofnął o te kilkanaście lat wstecz i znów spojrzał w oczy Dołohowa.
Nie. Te oczy były inne.
One były martwe.
Tak jak pieprzone ciało tego skurwiela.
Usiadł na łóżku, zerkając w stronę leżącej obok niego kobiety. Brązowe włosy rozsypały się na poduszce, a nagie ramiona odbijały blask księżyca wdzierającego się przez niedociągnięte zasłony.
Potarł twarz, mając wrażenie, jakby coś usiadło mu na piersi i próbowało udusić. Powoli i małymi ruchami niewidzialne stworzenie zacieśniało palce na jego płucach i sercu.
Obrócił się w stronę Granger i musnął ustami jej rozgrzany policzek. Mruknęła coś, by obrócić się do niego przodem, nadal pogrążona w ramionach snu.
– Kocham cię, mała – szepnął, odgarniając niesforny kosmyk, który postanowił zawędrować na jej usta. – Kocham cię i potrzebuję.
Chwycił jej twarz w dłonie i naparł mocnym pocałunkiem na opuchnięte od snu wargi.
– Draco? – ochrypnięty głos kobiety sprawił, że po kręgosłupie przepełzł dobrze znany mu dreszcz, który zakończył swoją drogę w okolicach bioder.
Mocniej przechylił się w stronę Granger, opierając ręką obok jej boku, drugą sunąc po szczupłej szyi, by zatrzymać w miejscu, gdzie wyraźnie czuł równomierne drżenie tętnicy.
– Co ty robisz? – kolejny gardłowy, zaspany pomruk trzasnął go między nogi.
– Potrzebuję cię, Granger – szepnął, przejeżdżając ustami po szczęce szatynki i kończąc za uchem, co zawsze miało ten sam skutek - wypychała biodra w jego kierunku i cicho jęczała. – Wiem, że jest noc... ale cię potrzebuję – dodał po chwili, wsuwając kolano między jej uda.
CZYTASZ
Zlecenie 3 / Dramione
Fanfic- Miałam nadzieję, że nigdy już nie wrócę do tamtych czasów. Tego człowieka już nie ma, ale cień przeszłości pozostał, kochanie. Patrzę na ciebie i widzę siebie. I boję się, że jeśli wcześniej cię nie ostrzegę, wpadniesz w coś, z czego trudno będzie...