Niechęć

892 44 87
                                    

* * * 
Draco 

Spodziewał się naprawdę wszystkiego, ale nie tego.

Wyszarpnął różdżkę zza pasa i skierował ją na buty, które kilka sekund temu były czyste a teraz...

Chłoszczyć! – warknął i wsunął narzędzie z powrotem. Spojrzał w stronę dziewczyny i gdyby stał nieco dalej, nie zdołałby złapać jej ramieniem w chwili, gdy przechyliła się zbyt w przód.

Oparła się na nim całym lekko bezwładnym ciałem.

– Zabieraj ją, Draco. Jest coraz gorzej. – Snape usiadł za wielkim biurkiem i patrzył na nich z widocznym zniecierpliwieniem.

– Dzięki – mruknął, poprawiając Hope tak, że teraz trzymał ją na rękach. Oparła policzek o jego tors i przymknęła powieki, jęcząc coś cicho pod nosem.

– To nie mnie dziękuj – Snape chrząknął, wskazując brodą w stronę jednego z foteli. Ten zajęty był przez szczupłego chłopaka o niesamowitych czarno-brązowych włosach. 

Poczuł dziwne mrowienie w kręgosłupie, gdy napotkał zielone spojrzenie nastolatka.

Potrząsnął głową, zwalając nieprzyjemne uczucie na zmęczenie i zdenerwowanie, które nie opuszczało go od trzech dni, a na domiar złego trzymał w ramionach zalaną w trzy dupy córkę.

Skinął chłopakowi w podziękowaniu, po czym zrobił szybki obrót, sprowadzając ich dwójkę do  Londyńskiego domu, z którego korzystał z Granger w czasie dłuższych misji dla Ministerstwa.

Położył dziewczynę na jasnej kanapie, rozglądając się za jakimkolwiek kocem i czymś, co będzie służyć za prowizoryczny pojemnik, jeśli Hope znowu postanowi wyrzygać z siebie wnętrzności.

Zostawił nastolatkę w salonie i poszedł do pokoju, który służył im za miejsce do ważenia i przetrzymywania eliksirów. Odnalazł odpowiedni, co nie było trudne, bo takich samych niewielkich flakonów wypełnionych mieniącym się płynem było kilkadziesiąt. Chociaż wszyscy agenci Ministerstwa mieli na karku ponad trzydziestkę, nadal lubili organizować libacje i chyba jeszcze dość długo nie przestaną lubić, jeśli pozwoli im na to zdrowie.

Zacisnął palce na buteleczce i wrócił do śpiącej dziewczyny.

Z rozrzuconymi na poduszce brązowymi lekko wijącymi się włosami i uchylonymi ustami łudząco przypominała Granger. 

Tą, którą ratował od wyrzygania żołądka po awanturze z Dołohowem. 

Tą, którą zastał na podłodze w rezydencji Zabiniego, gdy topiła swoje nieszczęście w butelce Ognistej.

– Głowy to po mnie nie masz – mruknął, przyklękając przy nastolatce. Odkorkował buteleczkę, po czym przelał jej do ust kilka kropel niesamowicie mocnego eliksiru na zatrucie alkoholem.

Wstał i skierował się do wyspy kuchennej, na której stała karafka z wodą i kilka szklanek. Nalał sporą porcję, po czym szybko wypił.

Miał kurewską ochotę zrobić to samo, co Hope, ale w każdej chwili Potter mógł wysłać po niego patronusa.

W każdej chwili Hermiona mogła się obudzić.

Oparł dłonie o blat i pochylił się, biorąc kilka głębokich oddechów.

Był, kurwa, naprawdę wykończony.

Nie spał od pięćdziesięciu ośmiu godzin.

Drgnął, otrząsając się z dziwnego, hibernetycznego stanu i spojrzał w stronę kanapy. Dziewczyna zaczynała się budzić, jęcząc i przeklinając. Był pewien, że nie pamięta nic sprzed kilku minut. Może i lepiej. Na razie musiała się uporać z kacem moralnym i z... zobaczeniem własnego ojca.

Zlecenie 3 / DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz